Wymiana składu koniecznością?
Artykuł z cyklu Artykuły
Porażka na Emirates sprawiła, że wokół klubu z Anfield krąży jeszcze więcej pytań niż dotychczas. Najłatwiej wyrazić opinię, że drużyna Rodgersa przegrała z zespołem lepszym i widać ile brakuje Liverpoolowi do poziomu, który chce osiągnąć.
Wielu ludzi jest tego zdania i jest w tym trochę racji, ale osobiście uważam, że nie jest zawarty tutaj cały obraz rzeczywistości. Masa problemów Liverpoolu w tym meczu wynikało z winy piłkarzy, ale wiele z tych problemów da się (miejmy nadzieję) naprawić.
Rodgersa czeka tydzień pełen myślenia, bowiem musi podjąć kilka ciężkich decyzji.
Po pierwsze, czy dalej mamy grać trójką obrońców, szczególnie po powrocie Coutinho? Jeśli tak, to czy Daniel Agger wróci do tej trójki? Czy jeśli środek pola znowu wypada nie najlepiej, to czy Allen powinien dostać szansę? Czy warto przyspieszyć powrót kontuzjowanego Enrique, czy mamy dalej się zadowalać Cissokho?
Odpowiedzi na wszystkie te pytania menadżer musi opracować samemu. Teraz jednak czeka nas mecz z tragicznie pozbawionym formy Fulham u siebie. Rodgers może nie zdecydować się na wylanie dziecka z kąpielą i postarać się o przywrócenie stabilizacji w zespole. Wypada pamiętać, że tydzień temu ta sama jedenastka(poza Flanaganem, który zastąpił Johnsona) zagrała najlepszy mecz w sezonie, a West Brom opuściło Anfield ze straconymi czterema bramkami.
Drużyna nadal zajmuje przyzwoitą pozycję i z każdym meczem coraz wyraźniej mówi się o miejscu w czołowej czwórce, więc Rodgers może nie czuć potrzeby przemeblowania całej jedenastki, tak jak większość fanów. Mógłby dać jednak kluczowym zawodnikom dzień wolnego, zwłaszcza z rywalem takim jak Fulham, żeby później nie potraktowali za wolne dnia, w którym gra się mecz, gdzie wymagane jest danie z siebie 120%. By Liverpool mógł myśleć o jakiejkolwiek zdobyczy na the Emirates musiałby mieć miejsce zbieg kilku okoliczności. Jak wiadomo, miejsca on nie miał.
Przede wszystkim, duet napastników musiałby zaiskrzyć, co zwykle się dzieje. A gdy już się stanie, to Liverpool może rozmontować każdą defensywę. W meczu z Kanonierami obydwaj zawodnicy zagrali grubo poniżej swoich możliwości. Gdy taka sytuacja ma miejsce, to(włączając bardzo małe posiadanie piłki w ataku) odbija się ona niekorzystnie na rezultacie.
Potrzeba było też dobrego meczu Hendersona. To również się nie stało. O Lucasie i Gerrardzie nie wspominam, bo od nich wymaga się zdecydowanie więcej. Połączmy to wszystko z brakiem dwóch podstawowych bocznych obrońców, to mamy przegrany mecz. Mimo to jednak, gdyby pod bramką nie zabrakło zimnej krwi, to spotkanie mogłoby potoczyć się inaczej. Arsenal swoje sytuacje wykorzystał, Liverpool nie. Suárez trafił w słupek i w późnej fazie meczu nie wykorzystał stuprocentowej szansy, Henderson miał dwie okazje a Sturridge beznadziejnie główkował. Arsenal też zmarnował kilka dogodnych akcji, ale faktem pozostaje to, że Liverpool mógł cieszyć się z punktu, pomimo bardzo słabego występu.
Nie zmienia to faktu, że Rodgers musi zdecydować o tym co chce robić, by pójść naprzód. Trójka z tyłu to ciekawy wariant, nie powinien być skreślany, ale są też brak strzelanych goli we właściwych proporcjach i(wyłączając mecz z WBA) tragiczny środek pola. Przez długie okresy gry Arsenal wymieniał podania i nie było żadnego pressingu. Nie wiadomo, czy to kwestia taktyki, czy personalna, menadżer musi nad tym popracować, ale pomoc Liverpoolu przeciwko defensywnemu środkowi pola Arsenalu to walka nie do wygrania. Oni dysponowali pięcioma pomocnikami w środkowej strefie, którzy bardzo umiejętnie utrzymują się przy piłce i umieją nią operować. Momentami wyglądało to jak sesja treningowa, gdzie trójka z Liverpoolu przypominała dzieci ganiające za piłką w parku, podczas gdy Arsenal konstruował akcje.
W środkowej strefie Liverpool przegrywał, pomimo trzech obrońców, którzy stali naprzeciw jedynemu napastnikowi Arsenalu. Można kwestionować zdolność gry Lucasa i Gerrarda obok siebie, ale chyba nie byłoby fair osądzać ich po takim meczu? Zmiana na czterech obrońców w przerwie to była dobra decyzja, choć byłem zaskoczony, ze graliśmy linią w pomocy, nie diamentem. Teraz ciekawi mnie bardzo obrana taktyka po powrocie Coutinho, ale pewne jest, że nie ma żadnego oczywistego rozwiązania.
Po wczoraj ze zdwojoną siłą wróciła kwestia Aggera. Trójka w obronie nigdy nie wyglądała źle, ale liczby nie kłamią. Od czasu wypadnięcia wicekapitana, Liverpool nie zachował czystego konta i stracił siedem bramek w pięciu meczach ligowych. W pięciu meczach z Duńczykiem w składzie, Mignolet wyciągał piłkę trzy razy z siatki. Jeśli Agger ma wrócić, to te statystyki mogą posłużyć za uzasadnienie przed którymkolwiek z obrońców, który wypadnie ze składu.
Każda porażka boli, ale jeśli spojrzy się na nią z perspektywy nieemocjonalnej, to nie był to szokujący rezultat. Można powiedzieć, że po części oczekiwany. Liverpool był w stanie wygrać, ale szanse miał małe. Jeśli rozegrano by dziesięć meczów w tych samych składach, to dobrze by było, gdyby the Reds wygrali trzy razy. Jedna wygrana na the Emirates w dziesięciu meczach. Niech to wystarczy. Znacznie ważniejsze będzie spotkanie tych drużyn na Anfield.
Sezon Liverpoolu nie będzie oceniany przez pojedyncze mecze na the Emirates, Old Trafford, White Hart Lane, czy Stamford Bridge. Punkty z tych starć mogą być traktowane jako bonus, a dla zespołu Rodgersa priorytetem jest wygrywanie meczów, które powinni wygrać i pokonywanie bezpośrednich rywali na Anfield, w najgorszym wypadku nie przegrywanie z nimi. Jeśli to uda się zrealizować, to czołową czwórkę uda się osiągnąć, zwłaszcza jeśli dojdą punkty z trudniejszych meczów. Na the Emirates, w meczu z Arsenalem, drużynie, której daleko do miana niezwyciężonej, była szansa, ale nie udało się wykorzystać słabości w drużynie Wengera.
To frustrujące i rozczarowujące, ale nie zaskakujące. Trzeba teraz się otrzepać i wygrać z Fulham. Liczy się pozostanie na obranym przez siebie szlaku.
David Usher
Autor: PhillieO
Data publikacji: 03.11.2013 (zmod. 02.07.2020)