SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1577

TTT: Wydatki netto vs wydatki brutto vs £XI

Artykuł z cyklu Artykuły


Choć staram się unikać wikłania w takie dyskusje, dostrzegam, że gdy wydawało się że Liverpool zakontraktuje Nabila Fekra – nim transfer upadł (lub został odroczony) – niektórzy fani Man United zaczynali dowodzić, że Jürgen Klopp wydał więcej niż José Mourinho.

Prawdopodobnie Liverpool nadal wyda te pieniądze, niezależnie od tego czy na Fekira, czy też szukając dla niego jakiegoś zastępstwa. Jednocześnie Liverpool może wydać rozsądną – może nawet poważną? – sumę na nowego bramkarza, a ponadto na skrzydłowego, który mógłby naciskać na pozycję Sadio Mané czy Mo Salaha.

Problem leży w tym, że mówimy o wydatkach brutto – a jest to najgorszy argument, jaki można przywołać, gdy idzie o piłkarskie finanse. Jeśli wydawanie pieniędzy jest spowodowane stratą piłkarzy (co pogarsza twój stan posiadania), to sytuacja ta jest zasadniczo inna od tej, kiedy nie tracisz zawodników (co nie pogarsza twojego stanu posiadania). Wydatki netto nie uwzględniają żadnej z tych okoliczności.

Man United generuje swoje dodatkowe fundusze dzięki umowom reklamowym i większej pojemności stadionu, odsadziwszy w tych kwestiach Liverpool w latach 90., ponadto do 2014 roku regularnie otrzymywało zastrzyki finansowe z Ligi Mistrzów. Liverpool rekompensował sobie te braki, sprzedając piłkarzy.

Liverpool obecnie dysponuje droższym zespołem niż w pierwszej połowie lat 90., jako że Reds wydali fortunę, próbując przeskoczyć United. Jednak od tego czasu odstęp ten zazwyczaj jedynie rósł, najczęściej przemieniając się w przepaść.

Jeśli United sprzeda Davida de Geę za 150 mln funtów, straci kluczowego piłkarza, co może stwarzać pewne ryzyko przyszłego niepowodzenia, mimo dostępności odpowiednich funduszy. Niemniej są klubem na końcu łańcucha pokarmowego europejskiego futbolu i z uwagi na swoją siłę finansową raczej niełatwo jest ich złupić (jednocześnie Real Madryt jest chyba jedynym klubem, który jest w stanie zwabić do siebie każdego piłkarza; choć kwota odstępnego Cristiano Ronaldo z 2009 roku według stawek z 2018 roku wyniosłaby 300 mln funtów). Twierdzenie, że United wydaje mniej niż Liverpool jest błędne z wielu powodów.

Wydatki netto (bilans transferowy) są zdecydowanie lepszym argumentem od wydatków brutto, jednak nadal jest on chybiony. Wiele zależy od tego, co po poprzedniku odziedziczy nowy menedżer (czy będzie w stanie zebrać odpowiednie środki ze sprzedaży niepotrzebnych zawodników oraz jak wielu zawodników będzie musiał dokupić), w związku z tym wydatki netto również mogą być wykorzystywane w dyskusji w bardzo stronniczy sposób, gdy perspektywę czasową zakreślimy w konkretny sposób. Co z sytuacją, w której klub wydał setki milionów trzy lata temu, zawodnicy ci nadal są w zespole, jednak pod uwagę weźmiemy wydatki w dwuletnim oknie czasowym? Wszystkie te wydatki nie znikają, gracze nadal tu są. To wyraźne zaciemnianie rachunków. Jasne, że w którymś punkcie trzeba postawić granicę zestawienia, w którym porównujesz wydatki i nie musi to być zrobione w sposób umyślnie stronniczy. Istnieją jednak inne metody, które nie zależą od wyznaczania daty początkowej.

Man United w istocie w ciągu dwóch lat poprzedzających przyjście Mourinho wydało setki milionów według stawek z 2018 roku. I choć możliwym jest, że on sam w idealnym świecie nie zdecydowałby się na zakup połowy z tych zawodników, nadal odziedziczył skład z cholernie wysokiej półki, pełen doświadczenia i zdobytych tytułów. Taka sama sytuacja zdarzyła się w Chelsea, gdzie Mourinho utrzymał połowę z dotychczasowych dużych transferów, pozbył się pozostałej połowy, wydając przy tym fortunę – choć uwzględniając inflację, fortunę większą niż u sterów United. Chelsea z lat 2004–2007 pozostaje najbardziej kosztowną drużyną w historii ligi.

Porównajmy to z tym, co odziedziczył Klopp – a może raczej z obrazem tego, co Klopp odziedziczył, nim podniósł umiejętności kilku z tych zawodników (nie będąc w stanie zrobić tego z kilkoma innymi, którzy zwyczajnie nie potrafili przeskoczyć pewnego poziomu). Oczywistym jest, że to Mourinho startwał z uprzywilejowanej pozycji.

Bo i czemuż miałoby być inaczej, skoro skład kosztował wirtualnie dwa razy więcej? Dodajmy do tego jeszcze zarobki zawodników, które są znacznie, znacznie wyższe, a przepaść ta tylko się zwiększyła po tym, jak za szaleńcze pieniądze zakontraktowano Alexisa Sáncheza. Sęk w tym, że w opinii większości wielu obserwatorów Mourinho nie poprawił umiejętności wielu zawodników poza 25-letnim Jessem Lingardem.

Kiedy Mourinho objął zespół, był tam już David de Gea, Anthony Martial i wychowanek Marcus Rashford, trzej wybitni młodzi (lub dość młodzi) zawodnicy, wszyscy w wyśmienitej dyspozycji, jednak tylko de Gea otrzymał na początku od Portugalczyka kredyt zaufania. Dwaj młodzi napastnicy są niezwykle ekscytujący, jednak Mourinho zdaje się mieć obsesję na punkcie doświadczenia. Futbol Louisa van Gaala mógł się wielu wydawać nudny, jednak podobnie jak 20 lat wcześniej w Ajaksie, młodzieżowcy nie mogli na niego narzekać. Niekiedy to, co na krótką metę wydaje się być bolączką, w dłuższej perspektywie oznacza zysk. W składzie byli także Ander Herrera i Juan Mata, dwaj wysoko cenieni reprezentanci Hiszpanii – z pewnością w październiku 2015 roku, kiedy do klubu dołączył Klopp przez neutralnych widzów klasyfikowani poziom wyżej niż pomocnicy Liverpoolu (może poza Philippe Coutinho). Ile klubów może sobie pozwolić na to, by mieć Juana Matę jako zawodnika szerokiego składu?

Był także Marouane Fellaini, który kosztował masę pieniędzy i który choć przez wielu neutralnych (w tym mnie) postrzegany jest jako wymachujący łokciami osioł, Mourinho wyraźnie lubi mieć go w drużynie tak często, jak to tylko możliwe, nawet kosztem swoich własnych nabytków, jako że United regularnie posyła w jego kierunku długie piłki (co niekiedy jest skuteczne, choć jednocześnie jest ponurą wizją, patrząc z perspektywy drużyny). Michael Carrick, uwzględniając inflację, także kosztował fortunę i choć począwszy od 2016 roku jego rola w zespole słabła, nadal był zawodnikiem grającym od czasu do czasu w sezonie 2016/2017. Phil Jones bywa obiektem żartów, jednak w 2011 roku kosztował górę gotówki i rozegrał niemal 2/3 ligowej kampanii United, wychodząc ponadto w pierwszym składzie w finale Pucharu Anglii kosztem nabytku Mourinho, Erica Bailly’ego. Jones pojechał także na Puchar Świata, więc nie jest raczej chodzącym nieszczęściem (może poza sporadycznymi elementami komicznymi).

Chris Smalling, Ashley Young i Antonio Valencia także byli regularnie wykorzystywani przez Mourinho (podczas gdy nawet Mateo Darmian zagrał kilkakrotnie) i można jedynie kłócić się o sposób prowadzenia Luke’ Shawa. Mało który menedżer dziedziczy idealny skład, jednak zarówno Klopp, jak i Pep Guardiola w Man City chwaleni są przez neutralnych widzów za rozwój osiągany równolegle do wydatków. Każdy z nich rozwinął określonych młodych zawodników i stworzył ekscytujące zespoły (choć trzeba powiedzieć, że Guardiola zarówno odziedziczył więcej, jak i wydał więcej).

Chodzi mi o to, że po dwóch latach Mourinho nadal korzysta z wielu drogich/doświadczonych zawodników, jakich odziedziczył – a dodatkowo nadal zawdzięcza wiele punktów de Gei – podczas gdy Klopp musiał sprzedać/wypożyczyć piłkarzy, którzy zwyczajnie nie byli dość dobrzy (albo nie pasowali do budowanego zespołu jak Christian Benteke, Martin Škrtel, Lazar Marković, Mamadou Sakho, Kolo Touré, Jordon Ibe, Joe Allen, Mario Balotelli) lub wybitnych zawodników, którzy dotknęły poważne kontuzje (Daniel Sturridge, Lucas Leiva) i niemalże od momentu przejęcia zespołu w 2016 roku zbudował go od zera. Kiedy Klopp przybył do klubu, Liverpool był zespołem na środek tabeli, niezdolnym się bronić, a gdy Daniel Sturridge był kontuzjowany – także niezdolnym strzelać bramki.

Jakakolwiek by nie była letnia gorączka zakupowa w wykonaniu Liverpoolu, w niemałym stopniu zostanie ona sfinansowana ze styczniowej straty Philippe Coutinho, która – choć może ostatecznie wyjść na dobre (zakup za tę gotówkę trzech zawodników po 50 mln każdy) – bezsprzecznie oznaczała utratę zawodnika strzelającego bramki w co drugim meczu (robił tak też w poprzednim sezonie w Liverpoolu, robi tak w Barcelonie, a od 2016 roku także w reprezentacji Brazylii). Man United nie było zmuszone do sprzedaży swoich najlepszych zawodników. Tylko to sprawia, że argument odnoszący się do wydatków brutto staje się bezużyteczny.

Właśnie dlatego tak ważna jest „£XI”, rzeczywista cena wyjściowej jedenastki. Razem z Graeme’em Rileyem stworzyłem Wykładnik Cen Transferowych począwszy od 2010 roku, by śledzić futbolową inflację, co doprowadziło do oszacowania, ile kosztowały poszczególne zespoły na przestrzeni całego sezonu. Talent wykorzystanych zawodników uśredniony na przestrzeni 38 ligowych spotkań po uwzględnieniu inflacji – wskaźnik ten nazwaliśmy „£XI”.

Trudno znaleźć korelację pomiędzy wydatkami brutto i miejscem na koniec rozgrywek ligowych; podobnie w odniesieniu do wydatków netto. Wyniki są zbyt chaotyczne. Jednakże możemy doszukać się powiązań z wartością jedenastki (£XI), nawet jeśli nie będzie ona w pełni odwzorowywać danego obrazu – ze względu na szczęście, kontuzje, formę, układ spotkań, szalone serie meczów pucharowych i zwykły przypadek.

Wydatki brutto i netto często spadają i rosną na przestrzeni sezonów, co jest powiązane ze zmianami wymagań wydatkowych. W związku z tym koszt wspomnianej jedenastki jest tutaj kluczowe.

Ponadto, w erze finansowego fair play (FFP) wydatki muszą wynikać z przychodów (chociaż Manchester City zdaje się odnajdywać sposoby na obchodzenie tych przepisów). Jedynymi metodami uczciwego zarabiania większych pieniędzy (i później uczciwego wydawania ich większej ilości) jest zwiększenie pojemności stadionu (aczkolwiek przychody z dni meczowych stanowią coraz mniejszy procent), poprawa komercyjnych dochodów i przekraczanie oczekiwań boiskowych, które prowadziłyby do budowania bardziej konkurencyjnego składu.

Oczywiście jest to trudniejsze do wykonania ze względu na fakt, iż bogatsze kluby zwiększają swoje szanse na triumf w lidze, gdyż już na starcie wydały więcej pieniędzy (dotyczy to także biedniejszych klubów od Liverpoolu, które chcą wyprzedzić ich w lidze).

To normalny cykl dla najbogatszych ekip, chociaż ich wewnętrzne podziały (obserwowane co dwa lata w Chelsea) są w stanie storpedować ich występy boiskowe i podważyć „wartość” składu (tego rodzaju myślenie przyczyniło się także do osiągania w ostatnich 15 miesiącach Brendana Rodgersa w Liverpoolu wyników poniżej oczekiwań).

Nawet tak mało inspirująca i choć pracowita drużyna jak Manchester United znalazła na drugim miejscu pod względem wartości jedenastki (£XI) i zakończyła sezon ligowy na drugiej pozycji ze względu na bardzo szeroki skład i wysokie koszty. Biorąc pod uwagę inflację, Manchester United ma najbardziej kosztowny skład w Anglii. Należy więc podkreślić, że współczynnik £XI pozwala dokładniej przewidzieć końcową lokatę w Premier League niż wartość składu – wartość £XI Manchesteru City znalazła się na pierwszym miejscu. United miało większą głębię składu, jednak City posiadało lepszą jakościowo jedenastkę i przeważnie udawało im się unikać kontuzji. Gdyby urazy dopadły zawodników the Citizens, szczególnie czterech-pięciu droższych nabytków, to ich wartość £XI spadłaby, a szanse United na dogonienie rywali wzrosłyby, pomimo ich bezbarwnego stylu gry.

To na tej płaszczyźnie niesamowite występy Liverpoolu pod wodzą Kloppa w Lidze Mistrzów wygenerowały dochód, którego klub nie mógł wypracować pod rządami Brendana Rodgersa, gdy klub zakończył sezon na drugim miejscu w 2014 roku. Miało to zapoczątkować progres, jednak zamiast budować drużynę w oparciu o tamte doświadczenia, mieliśmy złe inwestycje transferowe podejmowane przez menedżera, a kampania w Lidze Mistrzów była tragedią, która skończyła się tylko jedną wygraną w sześciu meczach. Ponadto Liverpool skończył sezon na szóstym miejscu po żałosnej końcówce sezonu i wyglądał nijak w Lidze Europy w sezonie 2015/2016. Sytuację odmienił Jürgen Klopp, który bez przeprowadzenia żadnego transferu zdołał z the Reds dotrzeć do finału Ligi Europy, zaprezentować, w jakim stylu będzie chciał grać i osiągnął pewien przychód. Jeśli Liverpool będzie kontynuował występy ponad stan, to rosnąć będzie także jego siła finansowa, co pomogłoby w dogonieniu czołówki.

W ostatnich 12 miesiącach Liverpool osiągnął na płaszczyźnie finansowej coś po raz pierwszy – przychody znacząco wzrosły (rozbudowa stadionu, sprzedaż piłkarzy, dochód z Ligi Mistrzów), pomimo obniżenia wartości £XI w sezonie 2017/2018 ze względu na opóźnienie transferu Virgila van Dijka.

Najdroższy współczynnik £XI dla the Reds został osiągnięty w 2011 roku, gdy FSG na przywitanie zaszalało, co częściowo było wynikiem sprzedaży Fernando Torresa. Często jednak widzimy tego rodzaju zachowanie, gdy nowy właściciel chce rozpocząć pracę w klubie drogimi inwestycjami, aby obudzić „śpiącego giganta”.

(Część z wartości £XI, które zostały opublikowane w minionym sezonie dotyczyła stawek z 2017 roku, w bieżącym letnim okresie mamy wkalkulowane pieniądze z 2018 roku, które zostały oparte o wszystkie transakcje z sezonu 2017/2018. Średnie ceny wzrosły o 69%, więcej niż początkowo szacowałem.)

Jednakże inwestycje FSG w piłkarzy jak Andy Carroll, Stewart Downing i (na początku) Jordan Henderson nie były korzystne, jeśli chodzi o ich wysokość w porównaniu z tym, jak obecnie pracuje Klopp i Michael Edwards. Spadek średniej wartości pierwszej jedenastki w 2012 roku był częściowo spowodowany tym, że przez 66% tamtego czasu na Anfield brakowało pieniędzy z Ligi Mistrzów, przez co nie było funduszy na pokrycie wydatków (a jedna z dwóch kampanii Ligi Mistrzów i tak okazała się fiaskiem). Dodatkowo wpływ na to mieli Downing i Carroll, którzy zostali sprzedani z dużą stratą, co w pewnym stopniu zostało wynagrodzone profitem z transferu Luisa Suáreza (który zostały chaotycznie zainwestowany, jeśli chodzi o „wyprodukowane” talenty).

Nareszcie the Reds wydają się być z powrotem drużyną z czołowej czwórki ligowej (osiągnięcie to zrealizowali drugi raz z rzędu po raz pierwszy od ostatnich lat Rafy Beníteza) i zrobili to będąc drużyną walczącą w europejskich pucharach. Problem polega na tym, że w tej lidze sześć klubów może rościć sobie prawa do miejsca w pierwszej czwórce, więc liverpoolczycy nie mogą poczuć się zbyt pewnie, przyjąć, że Top 4 im się należy i inwestować długoterminowo, jak np. w ogromne podwyżki zarobków. (Poniekąd to przyczyniło się do upadku Leeds United 15 lat temu. Swój budżet wykorzystali jak drużyna z Top 4, po czym musieli sprzedać graczy za ponad 200 milionów funtów w jednym sezonie, zanim spadli z ligi.)

Przewiduję, że średnia wartość pierwszej jedenastki the Reds mocno wzrośnie w przyszłym sezonie, kiedy zakończą się letnie wydatki, chyba że gracze jak van Dijk będą kontuzjowani, a zastąpić ich będą musieli alternatywni, tani gracze jak Ragnar Klavan (co zredukuje szanse na zakończenie sezonu na wysokiej lokacie).

W poprzednim sezonie van Dijk zagrał jedynie 14 meczów ligowych, co oznaczało, że Liverpool miał relatywnie drogą obronę (pozostała trójka była względnie tania) jedynie w 37% meczów, co obniżało średnią wartość zespołu na przestrzeni całego sezonu. Gdyby van Dijk rozegrał 38 meczów, to szanse na zakończenie sezonu z sukcesami wzrosłyby. W ten sposób zadziałałyby transfery dość drogie, lecz nie graczy, którzy byli drodzy z jakichś odrębnych względów (patrz: Andy Carroll), lecz ze względu na to, że są dobrymi graczami, a opinie te są oparte na ich talencie i wydajności.

Nawet w takich przypadkach cena sprowadzonych graczy może być zawyżona, ale szanse na udany transfer, zwane też Prawem Tomkinsa, wynoszą około 50% – w przypadku tańszych transferów wskaźnik sukcesu to 40%, zaś droższe zakupy mają 60% szans na sukces. Jeśli masz menedżera, który orientuje się w tych rewirach, tak jak wydaje się, że jest w sytuacji Liverpoolu, to masz szczęście.

Wartość £XI w sezonie 2017/2018 znalazła się na piątym miejscu w Premier League z wynikiem 347 milionów funtów. Zasadniczo jest to połowa wartości klubów z Manchesteru, lecz pozwala zmniejszyć odstęp dzielący klub od Chelsea i Arsenalu. Obroty Liverpoolu także znalazły się na piątej lokatcie.

Jedną z rzeczy, na którą zwracamy uwagę w naszej nowej książce TTT „Boom!” jest fakt, że Liverpool zachwycił swoimi występami w Europie w Lidze Mistrzów. Nie jestem pewny, czy ktoś inny sprzedał kluczowego zawodnika w połowie sezonu i wciąż był w stanie dotrzeć do finału Ligi Mistrzów, zwłaszcza gdy wartość jedenastki (£XI) nie mieści się w czołowej czwórce nawet w twojej lidze. Zauważyłem też, że gdy zajdziesz daleko w europejskich pucharach, zazwyczaj masz problemy na ligowym podwórku, chyba że masz bardzo szeroką kadrę.

Jeśli porównalibyśmy osiągnięcia klubów w zależności od £XI, to doszlibyśmy do wniosku, że elementy te są w pewien sposób od siebie zależne, podczas gdy nie znajdujemy takiego powiązania w przypadku dochodów.

Dochód w sezonie 2016/2017 w milionach funtów (dochód 2015/2016)

1) Manchester United 581,2 (515,3)

2) Real Madryt 579,7 (463,8)

3) Barcelona 557,1 (463,8)

4) Bayern Monachium 505,1 (442,7)

5) Manchester City 453,5 (392,6)

6) Arsenal 419 (350,4)

7) PSG 417,8 (389,6)

8) Chelsea 367,8 (334,6)

9) Liverpool 364,5 (302)

Najnowsze dane wskazują na to, że obroty Liverpoolu stanowiły tylko 62% obrotów Manchesteru United. W minionym sezonie wynosiły one 50% tego, co zarobiło United, dwa sezony temu 48%. W nadchodzącym sezonie sądzę, że będzie to znów jakieś 60%, chociaż jest szansa na przekroczenie 62%, jednak nie sądzę, aby dobił do wartości 70%.

Warto również zauważyć, że £XI wielkich klubów z innych lig w ostatnich latach ogromnie wzrosły, jednak wszystko zależy od tego jak bardzo udało im się odskoczyć od pozostałych zespołów z ligi. Jeszcze w roku 1990 różnice między zespołami nie były tak duże. Nie chodzi tylko o to, że pewne kluby są bogatsze od pozostałych, ale o to, w jakim stopniu się to dzieje.

Jeśli spojrzy się jedynie na letnie wydatki netto czy wydatki brutto na przestrzeni dwóch ostatnich lat, może się wydawać, że wydatki dwóch klubów z różnych półek wyglądają na zbliżone. A jednak to nonsens. O ile nie rozwiąże się kontraktów ze wszystkimi zawodnikami zakupionymi przed dwoma laty, to nie jest to rozsądny sposób na postrzeganie sprawy.

Rzeczywiście, gdybym chciał sklecić fakty tak, aby Klopp wyglądał jak geniusz, mógłbym wskazać, że Liverpool w zeszłym sezonie zajął 19. miejsce, wydając zaledwie około sześciu i pół miliona funtów (różnica pomiędzy pieniędzmi wydanymi i zarobionymi), o ułamek więcej niż Spurs, którzy zajęli 20. miejsce w tym nietypowym rankingu; dwa podobnie zarządzane kluby.

Jednak tak nie jest, bo: a) Liverpool sprzedał Coutinho i nie spieszył się, aby ponownie zainwestować pieniądze (trzymając fundusze na lato) i b) zarówno Liverpool, jak i Spurs nadal mieli swoich pozostałych graczy. Wskaźnik £XI tych klubów klasyfikował je na piątym i szóstym miejscu, a jednak potrafiły zająć trzecie miejsce i czwarte w Premier League, mając na uwadze fakt, że Liverpool dotarł do finału Ligi Mistrzów. Wyraźnie wydatki netto są głupim argumentem odnośnie typowania końcowej pozycji w lidze.

Wydatki netto sprawdziły się w przypadku Manchesteru City, który zdobył mistrzostwo Premier League, ale stało się tak tylko dlatego, że już przed transferowym szaleństwem mieli 15 piłkarzy grających na światowym poziomie. Większość z nich, np. Kevin de Bruyne, David Silva, Sergio Agüero, Vincent Kompany, Gabriel Jesus, Raheem Sterling oraz Leroy Sané i Fernandinho byli już w klubie zanim Manchester City ruszył na łowy, więc nie mieli nic wspólnego z „wydatkami netto” w sezonie 2017/2018. Ogólnie rzecz biorąc, wydatki netto są słabym argumentem, a wydatki brutto wydają się być jeszcze gorszym.

Inflacja

Inflacja odgrywa także ogromną rolę w strukturze zespołów, ponieważ galopuje do tego stopnia, ze każdy kupiony dwa lata temu będzie w najbliższym czasie wydawał się tani jak barszcz, ponieważ krajobraz cen piłkarzy zmienił się dramatycznie.

Tak, za Virgila van Dijk zapłacono „rekordową na świecie kwotę jak na obrońcę”, ale gracze w 2018 roku kosztują średnio dwa razy więcej niż w 2016 roku, więc w zasadzie jest to ten sam koszt, co środkowy obrońca, który kosztował 27,5 miliona funtów dwa lata temu.

W ujęciu względnym van Dijk kosztował mniej niż połowę tego, ile Rio Ferdinand kosztował w 2002 r., kiedy bił rekord brytyjskiego transferu (30 mln funtów) i niewiarygodnie mniej niż Eliaquim Mangala kosztował Man City. Ferdinand był niesamowitym graczem dla United, 30 milionów funtów za środkowego obrońcę nadal wydaje się rozsądną sumą; jednak, żeby wiedzieć, o jakich realiach mowa, wówczas średnia cena piłkarza w Premier League była prawie siedmiokrotnie niższa niż w chwili obecnej.

Zasadniczo z powodu inflacji van Dijk zajmuje dopiero 13. miejsce w Premier League, natomiast w księgach rachunkowych Liverpoolu znajduje się tuż za Glenem Johnsonem.

Z przeciętną ceną za piłkarza Premier League ponad dwa razy wyższą niż w 2016 r. ustanowisz nowe rekordy w płacach tylko i wyłącznie dlatego, że rynek tak dziś działa. Tak samo jest z filmami – dziś przeciętne filmy będą przynosić większe zyski niż dawniej Gwiezdne Wojny, mimo że trudno jest powiedzieć, by oglądało się je z większym zainteresowaniem.

Jeśli ceny nadal będą rosły w takim tempie, to jeśli Manchester United bądź Manchester City w roku 2020 kupią środkowego obrońcę za cenę, którą Liverpool zapłacił za van Dijka, będzie to oznaczać tyle, że wydali mniej niż the Reds, biorąc pod uwagę logikę inflacji. Jeśli ceny znów się podwoją, to w 2020 r. wartość van Dijka wynosiłaby 150 milionów funtów, z drugiej strony wartość Jordana Hendersona będzie wynosić nadal 67 milionów (inflacja dociera do punktu, w którym się zatrzymuje).

Średnia cena piłkarza Premier League jest teraz 27 razy wyższa niż w sezonie 1992/1993. Tak więc gdy wówczas przeciętną ceną było około 500 tysięcy, teraz jest to 13,5 miliona. Nie można zatem powiedzieć, że Graeme Souness nie wydał dużo pieniędzy na Deana Saundersa, ponieważ 2,9 miliona funtów to tyle co nic, biorąc pod uwagę, że w 1991 roku był to brytyjski rekord. Według obecnych stawek Andy Carroll kosztował 121,8 miliona funtów, więc ówczesnego posunięcia Liverpoolu nie sposób bronić.

Pomyśl o tym tak: Liverpool musiałby kupić napastnika nie-światowej klasy za 122 miliony funtów, by zapewnić ten sam rodzaj szoku przy oglądaniu jego występów, jaki dostaliśmy w 2011 roku, kiedy dowiedzieliśmy się o transferze Carrolla. I to jest właśnie przykład, który pozwoli ci uzmysłowić, dlaczego przydatne jest korzystanie z naszego Wykładnika Cen Transferowych.

To kolejny dowód na to, że ja i Graeme nie wymyśliliśmy tego wszystkiego, by Liverpool dobrze wypadł w zestawieniu. Owszem, początkowo chodziło nam o to, by porównać obecnego menedżera Liverpoolu z jego poprzednikami. Nie dołożyliśmy do tego nawet nuty stronniczości. Ludziom często nie podobają się fakty, które wychodzą z takich analiz.

Liverpool w następnym sezonie

Naby Keïta pojawi się w klubie za ostateczną kwotę 52 mln funtów. Należy dodać do tego transfer Fabinho i okaże się, że w przyszłym sezonie Liverpool będzie dysponował droższą linią pomocy… z drobnym zastrzeżeniem. Obaj (podobnie jak ewentualnie Nabil Fekir) kosztowali mniej, po uwzględnieniu inflacji, niż Henderson i Lallana. O tym, czy ich wartość wzrośnie, zdecyduje sposób zastąpienia Emrego Cana oraz starzejącego się Jamesa Milnera, a także kilku innych zawodników z pomocy.

Jednak, jeżeli Liverpool wyda na bramkarza przynajmniej 60 mln funtów, w połączeniu z pierwszym pełnym sezonem Virgila van Dijka, to wartość jedenastki (£XI) the Reds szybko wzrośnie do wartości 465,5 mln funtów – najwyższej od sezonu 2011/2012.

W minionym sezonie wartość ta wynosiła 347,4 mln funtów (przy wartości pieniądza z 2018 r.), ale przy wartości pieniądza z 2018 r.* Liverpool po raz pierwszy w erze Premier League mógłby obecnie wystawić jedenastkę o wartości przekraczającej 500 mln funtów. Uplasowaliby się pod tym względem nad Chelsea (494 mln funtów), pierwszy raz od 2003 r., ale i tak byliby daleko w tyle za klubami z Manchesteru i to jeszcze zanim doinwestują oni obecnie w nowych zawodników.

*Po zakończeniu sezonu aktualnie przedstawiane wyliczenia zostaną przeliczone na wartość pieniądza w 2019 r., ale tego można dokonać dopiero po zakończeniu styczniowego okienka transferowego. Wszystkie wartości z minionych sezonów również zostaną przekonwertowane.

Z moich szacunków wynika, że wyjściowa jedenastka Liverpoolu w składzie: Alisson, Alexander-Arnold, van Dijk, Lovren, Robertson, Fabinho, Henderson, Keïta, Firmino, Mané i Salah byłaby warta 512 mln funtów, ale tylko gdyby (a to duża wątpliwość) usługi Alissona zostały zapewnione za 60 mln funtów.

Kwestia leży w tym, że te 512 mln funtów nie byłoby wartością uśrednioną, ale wartością prawdopodobnej najlepszej jedenastki Liverpoolu, a to właśnie uśredniona wartość stanowi sedno wskaźnika wartości jedenastki (£XI). Wyliczone dla Chelsea 494 mln funtów poprzedniego sezonu to właśnie wartość uśredniona, która uwzględnia spotkania rozegrane także bez najdroższych zawodników. Zaznaczałem już, że Manchester United ma w postaci Juana Maty bardzo drogiego zawodnika, stanowiącego uzupełnienie składu. Podobnie jest w przypadku Chelsea i City – czego nie można powiedzieć o Liverpoolu.

Oczywiście Lallana (63,4 mln funtów) i Henderson w przybliżeniu warci są podobnej kwoty, więc, dodając Lallanę, wskaźnik wartości jedenastki (£XI) utrzyma się na wysokim poziomie. Natomiast jeżeli natomiast dołączymy Giniego Winjalduma (37,2 mln funtów), to wartość wskaźnika spadnie.

(Tak na marginesie, możecie się nie zgadzać z faktem, że Lallana i Henderson zostali wycenienie tak wysoko, ale wskaźnik £XI właśnie dlatego działa tak dobrze. Większość zespołów ma w składzie zawodników, którzy dzięki swojej grze znacznie przekraczają kwoty rzeczywiście za nich zapłacone, ale także tych, których wartość jest niższa w porównaniu do kwoty ich transferu. Można oszukać system dzięki lepszemu skautingowi i lepszym trenerom, ale prawo średnich wydaje się idealnie pasować do naszych analiz. Jeżeli jesteś sprytny, to uda ci się znaleźć Andy’ego Robertsona, ale czasami trzeba za zawodnika zapłacić sowitą sumę tak jak za van Dijka. Im więcej masz pieniędzy, tym większy wybór masz na rynku).

Poza Lallaną tylko Alex Oxlade-Chamberlain, którego nadchodzący sezon może być zakłócony skutkami kontuzji, jest naprawdę drogim zawodnikiem, który będzie siedział na ławce rezerwowych w sytuacji, w której Liverpool będzie mógł wykorzystać najsilniejszą jedenastkę.

Na ławce Liverpoolu obecnie nie można dopatrywać się kosztownych nabytków. Piłkarze kupieni w promocji tj. Milner, Matip, Solanke i Gomez są lepsi, niż wskazują zapłacone za nich kwoty, ale nadal nie są (albo jeszcze nie są) wyjątkowymi piłkarzami. Jednak jeżeli zawodnik pokroju Hendersona zostałby zepchnięty na ławkę z powodu przybycia kogoś podobnego do Fekira (prawdopodobnie nie będzie to sam Fekir), to nagle wśród zmienników pojawi się kilka opcji o wysokiej wartości rynkowej. Działa to też w drugą stronę – jeżeli Henderson będzie grał, a Fekir lub podobny do niego zawodnik usiądzie na ławce rezerwowych.

Tak czy inaczej, wartość jedenastki (£XI) najprawdopodobniej będzie wynosiła jednak mniej niż 512 mln funtów wspomniane powyżej. Ponadto, jeżeli Liverpool kupi nowego bramkarza i dopadnie go kontuzja (na przykład zrzuci sobie żelazko na stopę, co już kiedyś się zdarzyło), a van Dijk także opuści większość sezonu, to £XI może spaść nawet do poziomu poniżej 400 mln funtów. Będzie to dalekie od 500 mln.

Z mojego punktu widzenia będzie to ciekawy element do analizy pod koniec lata. Jaka będzie wartość jedenastki (£XI) Liverpoolu? (Tak naprawdę dopiero po roku będziemy mogli oszacować rzeczywistą wartość tego wskaźnika – konieczność przeliczenia z uwzględnieniem inflacji).

Kilka faktów – jak zawsze

Manchester United z łatwością przebija Liverpool pod względem obrotów, wskaźnika £XI i wynagrodzeń zawodników. To jest fakt. Tak samo, jak to, że Liverpool przebija pod tym względem Everton i ogromne wydatki jednego okienka (2017) nie odmieniły diametralnie losów Evertonu. Ich wartość jedenastki (£XI) plasowała się na 7. miejscu, a zajęli w lidze 8. pozycję, co było znacznie bliżej ich realnych możliwości, niż ich wydatki na transfery (pod tym względem zajęli 4. miejsce w rankingu). Jeżeli wydatki netto by o wszystkim decydowały, to Everton w lidze powinien być znacznie przed Liverpoolem, Tottenhamem i Arsenalem.

Za Evertonem pod względem wydatków netto uplasowało się trio Brighton, Huddersfield i Watford, ale ich ligowa pozycja jest raczej odzwierciedleniem wskaźnika £XI. Czy osiągnięcie wydatków netto na poziomie wyższym niż Liverpool, Spurs i Arsenal pozwoliłoby tym zespołom uplasować się nad Arsenalem w Premier League? Oczywiście, że nie.

Wysokie wydatki netto zgodnie z logiką powinny stanowić pewien pozytywny bodziec, ale to wszystko zależy także od tego, z jakiego punktu wyjścia się rozpoczyna, a następnie od tego, jak wiele najlepsi zawodnicy danego zespołu są w stanie grać.

Polecam zatem trzymać się naszych analiz dotyczących wartości jedenastki (£XI) lub przyglądać się wydatkom na wynagrodzenia (które mogą być w pewnym zakresie bardziej adekwatnym wskaźnikiem), a nie opierać się na nieuwzględniających inflacji, odgórnych argumentach związanych z wydatkami netto.

Paul Tomkins



Autor: Arvedui, BartekB8, Juluz, Poommaster
Data publikacji: 20.06.2018 (zmod. 02.07.2020)