To był rok Liverpoolu
Artykuł z cyklu Artykuły
Podczas gdy Jorge Jesus odbywał pomeczową konferencję prasową i mówił o tym, jak dumny jest ze swojego zespołu po porażce, można było usłyszeć szatnię Liverpoolu w pełnej krasie. Z biegiem czasu hałas tylko nabierał na sile.
Szatnia The Reds raz po raz wznosiła okrzyki w rytm „Allez, allez, allez” oraz „Campione”. Zazwyczaj wycofany Pep Lijnders, zaufany asystent Jürgena Kloppa, tym razem był centralną postacią świętowania po meczu na Qatar’s Khalifa International Stadium. Po rundzie honorowej Holender wraz z Andreasem Kornmayerem – szefem ds. przygotowania kondycyjnego zespołu – wpadł do szatni z trofeum i swoim medalem zawieszonym na szyi.
Miejsce wprost eksplodowało. Po przekazaniu trofeum Mohamedowi Salahowi Pep Lijnders, uderzając w stół, tańcząc oraz wyrzucając ręce w powietrze, zaczął śpiewać pieśń, do której za chwilę przyłączyli się wszyscy piłkarze i członkowie sztabu.
Spróbujcie powiedzieć Liverpoolowi, że Klubowe Mistrzostwa Świata nie mają znaczenia. Dla zespołu, który uczynił nałóg z przepisywania klubowej księgi rekordów, to był kolejny kawał historii.
Jürgen Klopp zatriumfował w rozgrywkach, w których Bob Paisley, Joe Fagan i Rafael Benitez nie byli w stanie i w ten sposób zdobył jedyne cenione trofeum, które wcześniej notorycznie wymykało się klubowi z Anfield.
Ściana w Melwood, upamiętniająca sukcesy klubowe, będzie musiała zatem zostać przemalowana po raz trzeci na przestrzeni siedmiu miesięcy. Żaden angielski zespół nie zdołał wcześniej wygrać Ligi Mistrzów, Superpucharu Europy i Klubowych Mistrzostw Świata w jednym roku kalendarzowym. Maszyna Kloppa jedzie dalej.
- To wyjątkowe. Wiedzieliśmy, że podchodzimy do meczu o trofeum, którego jako klub nigdy nie wygraliśmy, więc chcieliśmy to osiągnąć. Słowa uznania dla wszystkich piłkarzy, całego sztabu i kibiców. Wciąż jestem podekscytowany, że zdołaliśmy wykorzystać tę okazję – mówił po meczu w rozmowie z The Athletic Joe Gomez, który znakomicie spisywał się u boku Virgila van Dijka.
- Nie dostajesz się tu bez wygrania wcześniej jednego z największych trofeów na świecie. Konsekwencją tego jest możliwość pojawienia się tutaj i zmierzenia się z topowymi zespołami. Zagraliśmy w tym tygodniu z dwoma dobrymi drużynami i nie można tego nie doceniać. Atmosfera w szatni pokazuje tylko, jak wiele radości daje nam zwycięstwo w tych rozgrywkach. To kolejne trofeum i po to tu przyjechaliśmy. Jako zespół nadal jesteśmy głodni sukcesów. Kluczowe jest w tym właśnie nasze nastawienie. Chcemy być bezwzględni.
W porównaniu z czerwcem w Madrycie sceny po meczu nie miały jednak aż takiego znaczenia. Tym razem nie było łez szczęścia, nie było też całonocnej imprezy. Drużyna wróciła do luksusowego St Regis w Doha's West Bay około drugiej w nocy.
- Było jedzenie, kilka drinków, a potem poszliśmy do łóżek – zdradził jeden z członków sztabu klubu w rozmowie z The Athletic.
- Nie było niczego szalonego, to nie wyglądało tak jak po finale Ligi Mistrzów. Mamy teraz intensywny okres i chłopaki zdają sobie sprawę, że wciąż jeszcze wiele jest do osiągnięcia.
W niedzielę do południa czasu miejscowego zawodnicy byli już w powietrzu i wracali do Merseyside. W poniedziałek Klopp dał im dzień wolnego, a we wtorek zameldują się w klubie, by przygotować się na spotkanie Boxing Day z Leicester City.
Przygotowania do meczu na King Power Stadium zaczęły się już w Doha – zmęczonymi kończynami piłkarzy zajęli się klubowy fizjoterapeuta Lee Nobes oraz masażysta Paul Small. Podczas siedmiogodzinnego lotu powrotnego miały miejsce kolejne zabiegi regeneracyjne, a analitycy klubowi myśleli nad materiałem wideo z ostatnich spotkań Leicester.
- Impreza? Nie. Myślę, że masaż regeneracyjny będzie moim sposobem na świętowanie – żartował Gomez jeszcze przed opuszczeniem w sobotę stadionu.
- Niedługo znowu musimy być gotowi.
Zwycięstwo w turnieju potwierdziło słuszność decyzji Kloppa o tym, by zabrać cały pierwszy zespół w daleką podróż na Bliski Wschód, podczas gdy zespół młodzieżowy przegrywał w Carabao Cup z Aston Villą.
Zapomnijmy jednak o tym, co było po drodze. Klubowe Mistrzostwa Świata to znacznie większa nagroda - zarówno finansowa, jak i pod względem prestiżu. Samo zwycięstwo warte było około 4 miliony funtów, ale korzyści marketingowe płynące z bycia klubowym mistrzem świata będą jeszcze zwiększały tę kwotę.
Przez następny rok The Reds będą mogli z dumą prezentować na swoich koszulkach złotą odznakę Klubowych Mistrzów Świata FIFA, choć, co dość dziwaczne, będą mogli to robić tylko w meczach Ligi Mistrzów, natomiast nie w meczach ligowych.
Liderzy Premier League wracają do domu jeszcze bardziej umacniając się na swojej pozycji w wyścigu mistrzowskim podczas swojej nieobecności. Wciąż mają 10 punktów przewagi nad Leicester City, które przegrało w sobotę z Manchesterem City, ale The Reds mają w zanadrzu jeszcze zaległy mecz do rozegrania.
Jedynym minusem wypadu do Kataru był widok Alexa Oxlade’a-Chamberlaina, opuszczającego stadion o kulach i w bucie ortopedycznym po tym, jak uszkodził więzadła w kostce. Prześwietlenie da odpowiedź na pytanie, na jak długo uraz wykluczy z gry Anglika, a sam Klopp określił to zdarzenie mianem „dużego cienia”, kładącego się na całej okazji.
Jednak co to był za tydzień dla Roberto Firmino. Po jednym golu w ostatnich 16 spotkaniach brazylijski napastnik najpierw strzelił decydującą bramkę w doliczonym czasie gry z Monterrey, a następnie w finale strzelił w dogrywce bramkę, która ostatecznie złamała serca jego rodakom – 15-tysięczna armia fanów z Rio de Janeiro krótko po golu zamilkła.
Firmino, ze spokojem wykańczający akcję, w której udział brali Sadio Mané oraz wybitny tego dnia Jordan Henderson - to idealne zobrazowanie zespołowego nastawienia, które Klopp wytworzył w Liverpoolu.
Podobnie jak w przypadku Firmino, również Salah będzie doładowany po wypadzie do Doha. Egipcjanin odebrał Złotą Piłkę dla najlepszego zawodnika turnieju. Przynajmniej połowa spośród 45 tysięcy ludzi na trybunach przybyła na stadion tylko po to, żeby zobaczyć właśnie jego.
Zarówno FIFA jak i gospodarze powinni być wdzięczni za nadzwyczajny poziom sprawności Liverpoolu i odporność psychiczną w obliczu przeciwności – dzięki temu, że zespół Kloppa ostatecznie wygrał, kiepski występ sędziego Abdulrahmana Al-Jassima zostanie sprowadzony do roli ciekawostki. Arbiter z Kataru był beznadziejnie dysponowany i podjął szereg zaskakujących decyzji, a najdziwniejsza z nich miała miejsce po 90. minucie, w doliczonym czasie gry.
Na początku sędzia przyznał Liverpoolowi rzut karny po tym, jak Sadio Mané został powalony przez Rafinhę. Zachęcony przez VAR sędzia podszedł do monitora przy środku boiska, spędził wieczność oglądając powtórki, które pokazały, że wykroczenie miało miejsce tuż przed linią pola karnego. Powinien to być rzut wolny i czerwona kartka. Nawet gigantyczny ekran na stadionie wyświetlał komunikat „rzut wolny poza polem karnym”, ale zamiast tego Al-Jassim uznał, że wejście było czyste i oddał piłkę Flamengo. FIFA oznajmiła później, że komunikat na ekranie był błędem.
Liverpool był, zresztą słusznie, podrażniony tą sytuacją, jednak piłkarze ukierunkowali swoją frustrację w odpowiednim kierunku. Flamengo opadało z sił, a podopieczni Kloppa byli coraz mocniejsi.
- Myślę, że to pokazuje mentalność zespołu. Mogliśmy spuścić głowy, mogliśmy się zamartwiać po tej decyzji, jednak słowa uznania należą się chłopakom za to, że pozostali skupieni i utrzymali swój wysoki poziom – mówił Gomez.
Firmino otrzymał nagrodę dla zawodnika meczu, jednak tak naprawdę tytuł ten powinien przypaść Jordanowi Hendersonowi. To był prawdziwy występ godny kapitana, który kładł stempel na akcjach Liverpoolu od samego początku do końca. Anglik w 2019 roku zdobył już takie doświadczenie w tym zakresie, że mógłby opanować do perfekcji sztukę wznoszenia trofeum.
Podczas rundy honorowej Klopp uniósł trofeum nad głowę i wskazał na symbol Liver Birda na klatce piersiowej. „To niesamowite uczucie” – taka była jego ocena zdarzenia, gdy zebrał cały swój sztab do grupowego zdjęcia pamiątkowego.
2019 – co to był za rok dla Liverpoolu? Trzy trofea, rekordowa zdobycz punktowa w lidze, najdłuższa w historii klubu seria bez porażki, w końcu zadomowienie się na dobre na szczycie tabeli w sezonie, w którym klub mierzy w przerwanie 30-letniej mistrzowskiej posuchy.
- To był niesamowity czas. Zwycięstwo w Lidze Mistrzów było dla nas wielkim krokiem, a my poszliśmy za ciosem. Fakt opuszczania tego miejsca jako klubowi mistrzowie świata jest kolejnym pozytywem, ale wciąż jeszcze długa droga przed nami. Oby rok 2020 przyniósł nam jeszcze więcej trofeów – mówił Andy Robertson.
Liverpool jest mistrzem Europy i świata. Zespół poznał smak sukcesu. Teraz chodzi już tylko o zdobycie tytułu, którego fani The Reds pożądają bardziej niż czegokolwiek innego.
James Pearce
Autor: Bartolino
Data publikacji: 22.12.2019 (zmod. 02.07.2020)