2001 - Potrójna korona
Artykuł z cyklu Historia
Zaledwie w 4 dni po dramatycznym wyrwaniu Pucharu Anglii z rąk Arsenalu w Cardiff oraz umieszczeniu Worthington Cup w gabinecie trofeów na Anfield, klasa Liverpoolu w 2001 roku została skompletowana potrójną koroną w niezapomnianą noc z środy 16 maja.
Hiszpańskie Alaves zostało kolejną ofiarą the Reds, po tym jak drużyna z Merseyside odniosła pamiętne zwycięstwa nad Romą, Porto i Barceloną, dostając się na szczyt – Dortmundzki Westfalenstadion…
Gerard Houllier (Manager LFC 1998-2004): Myślę, że zawodnicy zagrali dla historii, zagrali dla nieśmiertelności, gdyż nie wydaje mi się, iż jakiś klub zewsząd, nie tylko z Anglii, zdołał zdobyć trzy puchary w jednym sezonie.
Tysiące fanów Liverpoolu zgromadziło się w Dortmundzie, znacznie przewyższając ich rywali, przyjeżdżających z Hiszpanii. Flagi i sztandary ponownie królowały na stadionie, a 30 000 przybyłych kibiców dali Czerwonym niezapomniane powitanie, gdy Sami Hyypia wyprowadził swoich kolegów na murawę. Ale nikt nie mógł przewidzieć tego, co stało się potem. Thriller, w którym fani obgryzali paznokcie stał się faktem.
Phil Thomson (Asystent managera LFC 1998-2004): Ponownie, wszyscy uznali nas jako nudny zespół i uważali, że będzie to spotkanie na 0-0, z dogrywką czy rzutami karnymi. To, co się stało było jednym z najlepszych finałów od meczu Realu Madryt (7-3) w latach 60.
Liverpool rozpoczął znakomicie, gdy po zaledwie trzech minutach Markus Babbel strzałem głową umieścił piłkę w siatce. The Reds wywalczyli rzut wolny z prawej strony po faulu na Heskeyu. McAllister posłał piłkę do Babbela, powracającego do rodzinnego kraju, a ten uderzył piłkę obok golkipera Alaves – Herrery.
Jeszcze lepiej zrobiło się w 15 minucie, kiedy to Steven Gerrard podwyższył prowadzenie. Michael Owen posłał świetne podanie do Stevena, który znalazł się niekryty przed bramką Alaves. Musiał pokonać jedynie bramkarza i nie pomylił się, posyłając piłkę obok Herrery.
Gary McAllister (Gracz LFC 2000-02): To był mecz, który zaczęliśmy komfortowo i to pokazało, jak wiele można zrobić już na samym początku. Jednak wielki szacunek należy się Alaves, za to, że zdołali odrobić te straty.
Radosny nastrój Liverpoolczyków z lekka zaczął ich opuszczać, gdy Ivan Alonso strzelił kontaktową bramkę dla Alaves w 26 minucie. Po dośrodkowaniu Cosmina Contry na prawej stronie znalazł się właśnie Alonso, wyskoczył najwyżej i uderzył piłkę głową nie dając szans Westerveldowi.
Phil Thompson: To było niewiarygodne, ponieważ zaczęliśmy naprawdę znakomicie i wszyscy myśleli, że będzie już prosto i łatwo. Rywale poczynili jednak zmiany, co zmieniło obraz gry. Pokazali, jak wspaniałe możliwości tkwią w ich drużynie.
Fan Liverpoolu: No cóż, gdy było 2-0, dla mnie wyglądali fatalnie, gdyż tracili piłkę i w ogóle. Lecz, jak już powrócili do meczu zacząłem się martwić, bo nie wyglądało dla nas dobrze. Opuściłem na chwile stadion, poszedłem do toalety, musiałem sobie jakoś wytłumaczyć to, co się działo.
Karny Gary’ego Mac’a, po tym jak Michael Owen został sfaulowany w polu karnym, przywrócił dwubramkowe prowadzenie na 5 minut przed końcem pierwszej połowy. Niestety, już dwie minuty po rozpoczęciu następnej padł drugi gol dla Alaves, a tym razem jego autorem był Moreno. 120 sekund później Moreno jeszcze raz pokonał Westervelda, co sprawiło, iż serca kibiców the Reds znów zaczęły drżeć.
Fan Liverpoolu: Później pomyślałem już, że być może nie uda nam się wygrać tego spotkania.
Gary McAllister: To było jedno z tych spotkań, które nie chciałem aby się zakończyły, gdyż wspaniale było w nim uczestniczyć przez jak najdłuższy czas. Akcja za akcję. Ciągłe płynne ataki z obu stron.
Kibice Liverpoolu odetchnęli z ulgą, kiedy niebezpieczny Moren został niespodziewanie zdjęty z boiska w 64 minucie, a w tym samym czasie Robbie Fowler został wezwany z ławki. To była wspaniała zmiana. McAllister zaatakował, podał piłkę Fowlerowi, który pociągnął z piłką kilka metrów, po czym znalazł odpowiednie miejsce i umieścił piłkę w dolnym narożniku bramki, jeszcze raz przywracając dwubramkowe prowadzenie.
Fan Liverpoolu: Pamiętam, że gdy Robbiemu udało się wpakować piłkę do siatki, byłem bardzo, bardzo szczęśliwy. To było wspaniałe.
Robbie Fowler (Gracz LFC 1993-2001): Wejście na murawę w finale Pucharu UEFA i strzelenie takiej bramki, jak ta, dla mnie, było nie do opisania.
Jednak Liverpoolowi zabrakło zaledwie dwie minuty do końcowego sukcesu. Pablo wykonywał rzut rożny z prawej strony, a Jorki Cruyff sensacyjnie wyrównał stan pojedynku na 4-4.
Robbie Fowler: Myślałem tak, jak wszyscy, że mój gol będzie zwycięskim. Myślałem, że tak będzie około 5 sekund, zanim rozległ się gwizdek o bramce dla rywala.
Fan Liverpoolu: Gdy zrobiło się 4-4 wydawało mi się, że chcemy ich zmęczyć. Alaves pod koniec cały czas nacierali do przodu szukając zwycięskiego trafienia, a Liverpoolczycy jakby czekali na gwizdek. Napięcie chwyciło stadion, gdy rozpoczęła się dogrywka. Alonso umieścił piłką w siatce Liverpoolu, lecz złapaliśmy go na spalonym, a od 98 minuty Alaves musiało radzić sobie w 10, ponieważ Magno ujrzał drugą żółtą, w konsekwencji czerwoną kartkę, po lekkomyślnym pchnięciu Babbela. Pierwsza część zakończyła się nieuznaną bramką Fowlera, który też nie upilnował ostatniego obrońcy i został złapany w pułapkę ofsajdową.
Gerard Houllier: Jeśli popatrzy się na to, co działo się po wyrównaniu, które nadeszło dwie minuty przed zakończeniem meczu, nie można powiedzieć, iż załamaliśmy się. Mogliśmy, jednak nie zrobiliśmy tego. Podnieśliśmy się, gdy rozpoczynała się dogrywka, wróciliśmy do pracy i próbowaliśmy strzelić bramkę.
Gary McAllister: Gdy musieli grać w 10 można było zobaczyć, że osłabli, więc my naciskaliśmy ich, naciskaliśmy i jeszcze raz naciskaliśmy.
Alaves doznało kolejnego osłabienia, kiedy Karmona został drugim piłkarzem, który został wyrzucony z boiska, po faulu na Smicerze.
Fan Liverpoolu: Gdy grali bez dwóch zawodników, pomyślałem, że może uda nam się zwyciężyć, wszelako martwiłem się, co będzie jeśli nie będą mieli wystarczającej ilości graczy do wykonywania rzutów karnych.
Sekundę później ich świat upadł, gdy po rzucie wolnym McAllistera, Geli umieścił futbolówkę we własnej siatce, dając Liverpoolowi puchar, dzięki zasadzie złotego gola.
Gary McAllister: Rzut wolny został podyktowany po dobrej akcji Vladimira Smicera, który później pobiegł w stronę bramki, a moim zamiarem było zagranie w niebezpieczne okolice pola karnego do jego lub jednego z moich kolegów, tak aby tylko dotknęli piłkę. Na nieszczęście dla Alaves jeden z ich graczy pokonał własnego bramkarza. Piłka poleciała na długi słupek i w tej chwili na twarzach wszystkich Liverpoolczyków pojawił się uśmiech.
Fan Liverpoolu: Najlepszą rzeczą było to, iż nie byłem świadomy, że to był złoty gol. Myślałem, że jeśli zdobędziemy bramkę, to dopiero wtedy będziemy wykonywać rzuty karne, lecz kiedy zobaczyłem wszystkich biegających na murawie byłem pełen zachwytu.
Gary McAllister: Moją pierwszą reakcją było po prostu rzucenie się na kolegów biegnących w kierunku mnie, uściśnięciu ich, potem ruszyłem w kierunku fanów, a wciąż jeszcze kilku z naszych piłkarzy nie wiedziało, iż to był złoty gol. Wiem, że nie przyznają się do tego, ale wydaje mi się, iż było dwóch lub trzech naszych chłopaków, którzy naprawdę nie wiedzieli, że mecz się skończył i zwyciężyliśmy.
Jamie Carragher (Gracz LFC od 1996): Po przetrwaniu całego spotkania byliśmy już nieco zmęczeni. Rozegraliśmy ponad 60 spotkań w tym sezonie i wydaje mi się, że było to już trochę widać w ostatnich dwóch meczach. Uważam, iż pomogliśmy Alaves zaprezentować się jako dobry zespół. Byli dobrą drużyną, jednak tak naprawdę oni nie mogli by konkurować z nami, co udowodniliśmy w końcówce.
Gol zaiskrzył świętowanie i ten finałowy thriller dobiegł końca. Zachwyt i ulga była nieprzeparta. Kibice Liverpoolu tańczyli na trybunach, a cały skład, włączając w to trenerów itp., bawił się na zielonej murawie.
Phil Thompson: Uważam, że nikt nie mógł przewidzieć rezultatu tego spotkania. Zwycięstwo złotą bramką było niesamowite. Triumfalne sceny na murawie po zakończeniu meczu także były czymś specjalnym. Świętowanie z fanami, z zawodnikami, z zarządem, naprawdę niesamowite.
Rick Parry (Dyrektor Wykonawczy LFC): Śpiew "You’ll Never Walk Alone" i zjednoczenie się wszystkich było dla mnie wspaniałe. Właśnie dlatego ten klub istnieje. Było to oczywiście specjalne i oczywiście czymś, co ludzie zapamiętają na zawsze i nikt kto tutaj był nie zapomni tego, nigdy. A teraz ponownie, dla mnie było to absolutnie fantastyczne ponieważ ta więź z fanami jest czymś, co odróżnia nas od innych klubów. Nie można wyobrazić sobie takich wydarzeń z innymi klubami teoretycznie na tym samym poziomie.
Phil Thomson: To są rzeczy, które przychodzą jedynie odruchowo, są wynikiem emocji. Zebranie się i wspólne śpiewanie było niewiarygodne.
Pośród oszalałej radości Rabbiego Fowlera oraz Samiego Hyypii zaczęła wyłaniać się duża srebrna waza, po czym rozpoczęła się runda honorowa wokół stadionu. Drużyny Liverpoolu z poprzednich lat zostały przywrócone do życia pod cieniem bogactwa klubu i wybitnej przeszłości, jednak w tą noc nie do zapomnienia na Westfalenstadion duch dawnych sukcesów czuł się dobrze i niesamowicie szczęśliwie.
Data publikacji: 18.10.2009 (zmod. 02.07.2020)