SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1552

Czwarty zlot (2008)

Artykuł z cyklu Zloty Fanów


IV Zlot fanów Liverpool FC pod patronatem LFC.pl oficjalnie rozpoczynał się 14 sierpnia 2008. I dla większości zaczął się od podróży tego lub poprzedniego dnia.

Stand up if you hate Man U

Grupa Pomorska wyruszyła ze Szczecina w kierunku stolicy jeszcze 13 sierpnia, by raniutko następnego dnia połączyć się z czekającą nich Grupą Warszawską. W składzie: Alex, Asieńka, Joanna, Jamie, Nutty, DWT Adaś, Sensej, Adam, Kaminho o 8:45 wyruszyliśmy do Piotrkowa Trybunalskiego z Dworca Centralnego, gdzie jeszcze przed chwilą w holu głównym chłopcy odbijali między sobą piłkę, co dość mocno dziwiło czekających tam podróżnych. Być może gdybym nie bawiła się w tłumacza pomagając dwóm Chińczykom, zdążylibyśmy zająć choć jeden wolny przedział. Tak przyszło nam spędzić prawie 2 godziny przy toaletach i łączeniu wagonów. Pokutowałam za to całą drogę – za każdym razem gdy siadałam na podłodze rozbrzmiewało głośne „Stand up if you hate Man U”. I jak tu nie wstać?

Najważniejsze jednak, że byliśmy razem i że było nam wesoło.

Zakwaterowanie

Także wcześnie rano swą wyprawę na zlot rozpoczął Wieviór z Kazikiem, którzy po drodze wstąpili jeszcze do Rypina po AirCanadę i Aneczkę. W takim składzie jako pierwsi dotarli do ośrodka Victoria w Sulejowie. Jakie zamieszanie wprowadziła szanowna kierowniczka, pani Halina Górna, gdy poinformowała naszych naczelnych o domkach 5osobowych to głowa mała. Plan rozlokowania uczestników zlotu musiał zostać trochę zmieniony. Adrian jak na prawdziwego gospodarza przystało witał wszystkich bardzo serdecznie. Każdy nowoprzybyły czuł się jak na rodzinnym spotkaniu, a debiutantom od razu robiło się miło i znikał z ich twarzy wyraz niepewności czy strachu.

Po zakwaterowaniu przybyłych z Warszawy zlotowiczów, skromną grupą w składzie Joanna, Asieńka i Alex udaliśmy się na krótkie rozpoznanie terenu. Postanowiliśmy odwiedzić najbliższy sulejowski sklep – sklep, który zaimponował nam dostępnym asortymentem. Dlatego planowaniem dalekich wypraw do Piotrkowa w celu zaopatrzenia się w tamtejszym Tesco w żywność i napoje, mogliśmy już sobie głów nie trudzić. W Sulejowie było wszystko!

Przy kasach zaważyliśmy podejrzanie wyglądającego osobnika mającego na sobie czerwoną koszulkę. Nasze uprzedzenie do niego wcale nie było bezpodstawne – gdy się odwrócił, ujrzeliśmy widniejący na jego torsie herb Manchesteru United. Nie omieszkaliśmy poinformować o zaistniałej sytuacji Aira, który zareagował swoim słynnym „nie pier***”, a później chciał wysyłać na pomoc posiłki czerwonej armii, jakiej nie widział nawet Mao Tse Tung. Jako że dziewczyny wybrały się na wycieczkę po cywilnemu i tylko Alex miał na sobie koszulkę Liverpoolu, nasza grupka nie zrobiła na chłopaku większego wrażenia. Więc gdy zrównaliśmy się z idącym drugą strony ulicy MUłem zaśpiewaliśmy w jego kierunku „Who the fuck are Man United”. Chłopak omal nie schował się za spódnicą swojej mamy.

Po powrocie ze sklepu postanowiliśmy oznakować naszą liverpoolską osadę, więc wszyscy zabraliśmy się ochoczo do pracy. Byliśmy świadkami oficjalnej prezentacji baneru zlotowego, a także rozwinęliśmy nasz meczowy baner i inne flagi. Każdy chciał mieć w tym swój udział, więc jedni trzymali baner, Kazik zajmował się rozdysponowaniem mocnego sznura, ktoś inny był odpowiedzialny za nożyczki a reszta osób przywiązywała baner do ogrodzenia. Dopiero teraz to miejsce zaczęło wyglądać imponująco. Kolejni zlotowicze bez problemu trafiali do nas widząc z ulicy czerwone flagi i banery. Tym sposobem znaleźli nas Pelcowie, a także Brewka i Adi, których przywieźli rodzice. Adrian z Wieviórem tradycyjnie udali się do kierowniczki, by załatwić dla nas lodówkę, stoły i ławki.

Nasz ośrodek był usytuowany niedaleko rzeki Pilicy. Dziewczyny udały się na spacer po wodzie (tak, tak – szły w rzece, ale to nie był wyczyn ekstremalny bo woda sięgała im przed kolana). Niestety informacje na temat zalewu były różne. Jedni mówili o 10 km w lewo, inni kazali iść 5 km w prawo. A że nie było z nami jeszcze Duszka nikomu nie chciało się iść na taką wyprawę pieszo.

Trening

Kiedy każdy posilił się w barze na terenie ośrodka, podjęto decyzję o pierwszym treningu piłkarskim. Co prawda boisko zostało już wcześniej przetestowane przez dwóch graczy Redakcji, Alexa i Jamiego, teraz na murawę mieli wbiec wszyscy zawodnicy dwóch drużyn, które w sobotę miały zmierzyć się w oficjalnym meczu. Na trybunach jak na The Kop zebrali się obserwatorzy, którzy później przenieśli się na wolny plac boiska, by także aktywnie spędzić popołudnie. Dziewczyny grały w siatkówkę, tj. odbijały miedzy sobą piłkę. Śmiechu było przy tym ogromnie dużo. Co bardziej bolało zawodniczki z kółeczka, ręce czy brzuchy, to już trzeba się ich zapytać. Integracja tego popołudnia przebywała w istnie sportowej atmosferze. Piłkarze ćwiczyli podania, stałe fragmenty gry, a także omawiali taktykę. Jednym słowem – profesjonalizm!

Po zakończeniu sportowych zmagań udaliśmy się na posiłek. Następnie zostały rozdane zlotowe koszulki i pamiątkowe przywieszki, które załatwił dla nas Dzwoniec. Po raz kolejny magia czerwieni dała o sobie znać. Umundurowana armia czerwonych, z białymi Liverbirdami na plecach, prezentowała się dumnie i dostojnie.

Wieczór

Zbliżał się wieczór, pogoda dopisywała, więc w dobrych humorach zasiedliśmy za stołami. Nasze szeregi wzmocnili wcześniej Krzysiek i Tilburg. Wielu z nas po raz pierwszy zobaczyło te dobrze znane z forum postaci. Nicki i awatary zmieniały się w prawdziwe twarze. Tego wieczoru niejednokrotnie padło zdanie w stylu: „A na forum myślałam/em, że jesteś…” Zaczęliśmy się poznawać, to były cenne rozmowy, niezwykłe przeżycie! Gdzieś koło 21,00 dotarła do nas Iza z Arkiem. Małżeństwo z Sosnowca i tym razem nie zostało pozbawione przygód w trakcie podróży na zlot. Nasza piątkowa biesiada robiła wrażenie dobrego, wiejskiego wesela. Wznosiliśmy toasty, śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Królowały „Torres Song”, „Steve Gerrard, Gerrard”, „We’ve won it five times” czy też proste „Liverpool, Liverpool, Liverpool”. Najbardziej wytrwali położyli się spać koło trzeciej.

Kolejny dzień

Nad ranem obudziły mnie niepokojące odgłosy z zewnątrz. Burza czy wózek? Wstałam by to sprawdzić. Przed domkiem widoczne były ślady kół, a na niebie błyskawice. Zaczynało padać. Takie atrakcje towarzyszyły nam już do końca zlotu. To było tegoroczne CBŚ, które nie pozwalało rano spać! Przynajmniej Kazik miał ten obowiązek z głowy…

Na śniadanie udaliśmy się do baru. Duża grupa została tam by obserwować zmagania naszych szpadzistów w olimpijskim finale konkursu drużynowego. Jak się skończyło – wszyscy wiemy, ale od tej chwili zaczęły regularnie dopływać do nas informacje o kolejnych medalach Polaków.

Po południu „doszedł” do nas Duszek. Nastąpiła wielka radość! Zlotowicze przywitali go serdecznie i chyba każdy zapytał go o pielgrzymkę. Ludzie o mało nie załatwili mu lektyki, martwiąc się o jego dyspozycję po przebyciu 280 km.

Z Duszkiem na czele pokonaliśmy trasę na boisko, gdzie został rozegrany towarzyski mecz. Trybuny wypełniły się po brzegi, z uwagą przypatrywaliśmy się grze zawodników, którzy następnego dnia mieli stanąć naprzeciwko siebie w meczu Redakcja vs. Reszta Świata. Wszystkim zaimponował Kuna. Dobrze grał też Gin, o którego na rynku transferowym do końca walczyły obydwie drużyny. Poza boiskiem wyróżniał się Duszek, którego znów przepytywano z przebiegu pielgrzymki.

Dopiero co przywitaliśmy spóźnionego Bartka, a nastąpiło już pierwsze pożegnanie. Do domu udawał się Krzysiek, który i tak włożył wiele wysiłku w to żeby w ogóle pojawić się na zlocie. Co prawda nie był on pierwszą osobą, która nas opuściła, gdyż w naszej armii pojawili się już wcześniej dezerterzy, którzy spakowali swoje rzeczy i bez pożegnania ruszyli do domu. Rekordzistką jest Bonmanka, która na zlocie była 4 godziny (przecież była mowa o 4 dniach!), a jej obecności na zlocie niektórzy dowiadywali się dopiero w sobotę. Kolejny dezerter Adi w tym roku zawitał już na zlocie (co nie udało mu się poprzednio), ale był z nami bardzo krótko i z nie wyjaśnionych powodów odjechał od nas w piątek rano. Tego dnia opuścił nas także Dzwoniec z Darią, którzy zlot zmieniali na inną imprezę.

Po napełnieniu naszych brzuchów w barze, zrobiliśmy coś niesamowitego! Ponad 30osobową grupą wyruszyliśmy na podbój Sulejowa. To już normalne, że gdziekolwiek nie pojawimy się taką ekipą, robimy ogromne wrażenie. Tak było i tym razem. Szliśmy chodnikiem przy ulicy, a samochody zwalniały, by przyjrzeć się kibicom Liverpoolu. Na drodze zrobił się korek! Ludzie otwierali okna, by posłuchać jak śpiewają najlepsi kibice na świecie! Były to dla nas niezapomniane chwile!

Niestety pogoda zmusiła nas do powrotu i spędzenia miłego wieczoru w domkach. O powtórzeniu czwartkowej biesiady nie było mowy. Zapowiedź trąby powietrznej nie przeraziła chyba tylko Adriana, który w planach miał zrobić sobie z nią zdjęcie :D Zaczęło się robić zimno, musieliśmy więc trochę się poruszać, a nie ma to jak skakanie przy „Kto nie skacze ten za Chelsea”. Przyłączyła się do nas nawet szafa! Wyobraźcie to sobie – szafa nie jest za Chelsea!

Późny wieczór to integracyjne party w domku Aira bądź dla pragnących odrobiny spokoju posiadówa w domku nr. 8. U Aira skała z nami lodówka, a przebojem była piosenka „o Bela, Bela, Bela mari…” Bawiliśmy się wspaniale! Świadczyć o tym może zrobiona ilość zdjęć. Z tego wieczoru pochodzi też hasło zlotu: „graj dzi*ko”. Wypowiedziane, a właściwie wykrzyczane przez Kazika do sprzętu grającego, kiedy ten odmawiał współpracy przez nasze skakanie. Śmiechu było co nie miara!

Dzień trzeci był całkowicie podporządkowany dwóm ważnym meczom!

Po śniadaniu zjedzonym przy wspólnym stole zostaliśmy w tym miejscu, by wysłuchać jeszcze sportowej audycji Tilburga. Od rana towarzyszyły nam emocje związane z wieczorną inauguracją sezonu.

Wcześniej miało jednak nastąpić to, na co czekaliśmy cały rok – mecz Redakcja vs. Reszta Świata. Już przed godziną 14.00 na The Kop zaczęli schodzić się kibice, zawodnicy w szatni po raz ostatni omawiali taktykę, rozgrzewali każdą partię mięśni, by o 14.30 przy głośnym aplauzie publiczności wbiec na murawę Sulejów Road.

Redakcja - Reszta Świata (czwarty zlot)

Na ten mecz przyjechali kibice z całej Polski! By zobaczyć swoich ulubieńców w akcji czekali cały rok. Redakcja w nieco odświeżonym składzie kontra naszpikowana nowymi gwiazdami Reszta Świata. Wszyscy byli ciekawi nowych zawodników.

Czytaj dalej ››

MVP meczu

Kąpiele i zabiegi fizjoterapeutyczne po ciężkim boju trwały dość długo. Dopiero na kilkanaście minut przed rozpoczęciem kolejnego meczu, zgromadziliśmy się wszyscy w sulejowskim barze. Przyszedł czas na podsumowanie poprzedniego spotkania i przyznanie indywidualnych wyróżnień, w tym MVP dla najlepszego zawodnika. Zaszczyt wręczenia nagród przypadł właśnie mi, co nie ukrywam, przyniosło mi ogromną radość! Nikomu nie można było odmówić zaangażowania, z jakim grał, ale tych którzy zaimponowali najbardziej postanowiliśmy nagrodzić. Najlepszym graczem Redakcji został wybrany Maja, który niewątpliwie przyczynił się do zwycięstwa swojej drużyny. Wyróżnienie dla zawodnika Reszty Świata przypadło w tym roku Tedixowi – skale praktycznie nie do przejścia.

Tytuł MVP powędrował w ręce Tilburga – zawodnika, który zasłużył na wyróżnienie dzięki grze z niezwykłym poświęceniem, efektownym dryblingom i czarującej prezencji na boisku. Gdyby cały zespół Reszty Świata grał z taką wolą walki i determinacją, wynik byłby zapewne korzystniejszy.

Mecz Czerwonych

Ledwo ochłonęliśmy po gali rozdania nagród, a na Stadium of Light rozpoczął się wyczekiwany od dawna mecz Sunderland – Liverpool. My mieliśmy problem z przekazem obrazu, a nasi ulubieńcy mieli kłopoty z dokładnością podań i szybkością. Wśród nas widoczny był brak optymizmu. Mecz oglądaliśmy w ciszy, co by nas nie wyrzucono z baru, a najczęściej słyszanymi okrzykami było „zapiekankę proszę”, co niektórych doprowadzało już do szewskiej pasji. Nastąpił koniec pierwszej połowy i pożegnanie Tilburga, które zwiastowało to, co miało mieć miejsce następnego dnia. Serię ostatnich uścisków ze zlotowiczami i powrót do domu. Humory były wisielcze…

Na szczęście w 83’ minucie spotkania uratował nas niezawodny Fernando Torres! Radość jaka miała miejsce po golu Hiszpana jest po prostu nie do opisania! Mimo restrykcji w barze, odśpiewaliśmy dumnie „Fernando Torres Liverpool’s Number Nine”

Hat-trick Nutty

Ostatniej nocy nikt nie myślał o tym, że już za niedługo przyjdzie nam się żegnać. Raczyliśmy się rozmową, wygłupialiśmy się – byliśmy po prostu razem! W pewnym momencie zaczęło u nas w pokoju padać. Ale to nie był zwykły deszcz! Nagle otworzyły się drzwi, wpadła grupa wesołków, którzy zaczęli gryźć styropianowe kubki i rzucać w naszym kierunku. Zainspirowani piosenką „November Rain” po prostu postanowili zrobić nam „August Snow”. Ta noc była dla niektórych ostatnią szansą na zaliczenie hat – tricka.. Mocny zawodnik Nutty już od pierwszego wieczoru pracował na miano króla strzelców. Byli też tacy, co z tej konkurencji rezygnowali po pierwszym dniu, nikt nie był w stanie dorównać Nutty’emu.

Gwiazdy

Jedni spokojnie rozmawiali w pokoju nr.8 o bajkach, filmach i muzyce, gdy pewna grupa udała się do miejsca o tajemniczej nazwie Mega Klub… Kto zawitał tam, ten musiał spotkać blondynę z Gliwic, inni poznali ją z opowieści Witza. Na początku zlotu martwiliśmy się tym, kto zastąpi Daniela z poprzedniego roku. Niepotrzebnie. Tegoroczną gwiazdą wieczoru został Witz, który dał pokaz salsy oraz został mega rezydentem Mega Klubu. O tytuł vice gwiazdy dzielnie rywalizowali Piciek i Kuna. Wszystkich zainspirowała historia powstania nicku Piciek2206, słuchaliśmy jej chyba dziesięciokrotnie, a za każdym razem śmialiśmy się coraz mocniej. Rozbawił nas także Kuna opowiadający o procentowych warcabach w sylwestra, pomidorach i gotowaniu wody na herbatę. Ciężko wyłonić lidera. Obydwaj zasłużyli na miejsce zaraz za Witzem.

Pożegnania

Poszliśmy spać bardzo późno, by już za kilka godzin obudzić się z myślą powrotu do domu. Niestety to była smutna niedziela. Z trudem przełknęliśmy śniadanie i spakowani zebraliśmy się przed domkami. Nadszedł czas pożegnania…

Grupa Warszawsko – Pomorska udała się na przystanek. Odprowadził nas prześmieszny ośrodkowy pies, który ostatniej nocy został nazwany Alkohol. Łzy spływały mi po policzkach…

W Piotrkowie dowiedzieliśmy się o blisko dwugodzinnym opóźnieniu naszego pociągu. Ale spotkała nas też miła niespodzianka – na peronie pojawili się Belaiza i Arek, którzy odprowadzili Gina i Honię. Jeszcze większe było nasze zaskoczenie, gdy zza szyby barku, w którym raczyliśmy się ciepłymi napojami, ujrzeliśmy Grupę Rzeszowską. Wyskoczyliśmy stamtąd i zaśpiewaliśmy w ich kierunku „Liverpool, Liverpool”. To było miłe, na chwilę gorycz zniknęła z naszych serc, bo znów widzieliśmy kochane, uśmiechnięte buzie zlotowiczów. Teraz było nam obojętne kiedy PKP podstawi nasz pociąg, w ogóle mogli go odwołać byśmy spędzili razem jeszcze jeden dzień. No ale cóż, nasz pociąg w kierunku Warszawy przyjechał i trzeba było do niego wsiąść. Tu PKP niestety nie postarało się i na korytarzach panował ścisk. W takiej atmosferze rozpoczęliśmy naszą podróż powrotną. Dołączyły do nas jeszcze dziewczyny jadące do Łowicza, Ola i Ewelina.

Zlot zakończył się dla nas jednak miłym akcentem! Żegnając się przed Dworcem Centralnym, gdzie jeszcze w czwartek rano podnieceni atmosferą zlotu czekaliśmy na całą ekipę, zobaczyliśmy pana w koszulce Liverpoolu. To ucieszyło nas niezmiernie i pokazało, że Liverpool to wielki klub, uwielbiany przez liczną rzeszę kibiców.

IV Zlot Fanów Liverpool FC pod patronatem LFC.pl był spotkaniem ludzi z różnych stron Polski o bardzo odmiennych poglądach na niektóre tematy, ale o jednej wielkiej pasji, jaką jest dla nas Liverpool FC. Ta miłość pozwoliła nam polubić się od razu, niekiedy rozumieć się bez słów. I jeszcze jedno było w tym spotkaniu bardzo ważne – nikt nigdy nie szedł sam! Zawsze towarzyszyliśmy sobie podczas posiłków, wypraw do sklepu czy też gdy gromadziliśmy się na sulejowskim The Kop!

Kochana czerwona armio LFC – jesteście wspaniali! Widzimy się już za rok na V Zlocie, a przy okazji ciekawszych meczów Liverpoolu z pewnością będziemy organizować sobie międzyzloty, by wspólnie oglądać naszych ulubieńców!

Joanna

Lista zlotowiczów

1. Wieviór

2. DWT-Adaś

3. Witz

4. Sensej

5. Sochal

6. Air

7. Ania

8. Majki

9. Kazik

10. Ibiz

11. Stachoś

12. Pelcu

13. Angela

14. Ola

15. Belaiza

16. Arek

17. Banan

18. Majster

19. Kaminho

20. Jamie

21. Owen55

22. Ania Owen'owska

23. Kasia

24. bizzyD

25. Gin

26. Honia

27. Olaf

28. Duszek

29. Sylwia Owen'owska

30. Dominik Owen'owski

31. Tedix

32. tilburg

33. kuna_LFC

34. Nutty Buddy

35. Krzysiek

36. AcRoSs

37. Brewka

38. Alex

39. Asieńka

40. Adamex

41. Siara

42. Ewelinka

43. Basia

44. Iwona

45. Kaki

46. Justyna92

47. Funky Cherry

48. Bonmanka

49. Mitchell

50. Dajmon

51. Adi

52. Guziec

53. Piciek

54. Majamajewski

55. Majamajewski - dziewczyna

56. Nelson

57. Adam_25

58. Joanna

59. Juras

60. Mag

61. Olek

62. Narzeczona Olka



Data publikacji: 31.10.2009 (zmod. 02.07.2020)