Historie Chrisa Wooda: Najsmutniejszy raz
Artykuł z cyklu The Kop
Czwartek, 20. kwietnia 1989
Nie poszedłem na półfinał. To było swego czasu, kiedy nie byłem zdolny pójść na wiele meczów, ale pamiętam jak byłem tak nerwowy tego popołudnia, że wyszedłem na spacer przed 3 aby wyłączyć mój umysł przed grą. To nie było jakimkolwiek przeczuciem, że coś strasznego zamierzało się zdarzyć; tylko zwykłe napięcie, które większość kibiców czuje przed rzeczywiście ważnym spotkaniem. Wróciłem do domu, podczas gdy powinna być przerwa w meczu, przerażony widokiem, jaki był pokazywany na żywo przez telewizję BBC. Wtedy nie było żadnych dokładnych wiadomości o ofiarach, ale gdy rozpoczął się wieczór, prawdziwe fakty wyszły na jaw. Spędziłem godziny przy telefonie tamtego tygodnia próbując dowiedzieć się czy ludzie, których znałem i którzy byli na tym meczu są cali. Niestety czterej członkowie London Branch, w którym komitecie służyłem przez wiele lat, zmarli. Dzwoniono również do mnie z tak daleka jak z Ameryki czy Australii, po to, aby się upewnić czy nic mi się nie stało.
Próbowałem przemyśleć to wszystko dokładnie, ale kiedy zobaczyłem w telewizji obrazki tego, co się wydarzyło na Anfield w pierwszych kilku dniach, a następnie wiedziałem, że musiałem tam pójść również, nie tylko po to, aby okazać mój szacunek, ale dlatego aby naprawdę uwierzyć w to, co się tam wydarzyło. To mógłby być bolesny widok, ale przynajmniej tylko wtedy mógłbym stosownie opłakiwać. Odbyłem długą podróż samochodem z północy razem z przyjaciółką i jej dwoma dziećmi. Alison pochodziła z Liverpoolu i miała znajomego w klubie, który odwiedził nas, kiedy przybyliśmy. Z powodu tamtego związku, czułem się nieco winny, że weszliśmy prosto do głównego wejścia omijając ludzi, którzy stali cierpliwie w kolejce od długiego czasu. Ale skoro podeszliśmy do drogi obok boiska, wina została zastąpiona przez coś innego, co jest prawie niemożliwe do opisania, gdy spojrzałem na bramkę która stała przed the Kop, zanim podszedłem.
Na Anfield były tysiące osób, ale prawie żadnego hałasu. Cała atmosfera była nierealna, ale kiedy stojąc na the Kop i rozglądając się po boisku, prawdopodobnie zdałem sobie sprawę o ogromie tragedii, jaka się wydarzyła. Niemal każda bariera na tarasie miała szaliki przywiązane dookoła jej i kwiaty umieszczone z przodu. Wobec uznania były tam przymocowane osobiste wiadomości, które podczas czytania sprawiały, że łzy zaczynały Ci napływać do oczu, zwłaszcza takie umieszczone przez przyjaciół lub rodzinę w dokładnym miejscu gdzie ofiary tragedii przyzwyczajone były do stania. Przypominam sobie jak czytałem liścik od młodego fana, który mieszkał na południowym wybrzeżu i nigdy nie był na Anfield. Ale wysłał on swój drogocenny szalik z wiadomością, w której prosił, aby powieszono jego szalik na the Kop wraz z innymi. Zrobiłem notatkę z jego imieniem oraz adresem i wysłałem mu kartkę mówiąc mu, że jego szal znajduje się tam z resztą. To byłoby łatwe dla klub zignorować takie prośby, ale oni zapewniali, że wszystko, co wysłano do nich znalazło wyjście na stadion bądź na taras. Któreś z tych momentów musiały znaczyć coś dla ludzi, że wysyłali oni lub przynosili je na Anfield tego tygodnia, ale oni byli gotowi pozwolić im wejść do pamięci ich wszystkich kolegów- fanów, którzy zginęli w Sheffield. Miałem szalik przy sobie, który posiadałem od lat. Był on taki zwyczajny, czerwono biały. Nie posiadał nawet żadnego napisu "Liverpool", ale był on szczególny dla mnie. Przywiązałem go symbolicznie i umyślnie pomiędzy dwa szaliki Evertonu, ponieważ jego zwolennicy byli wspaniali tego tygodnia i pokazali jak byli tak samo zranieni i źli, jak czerwona część miasta.
Na zewnątrz stadionu były niezliczone, nabazgrane wiadomości na ścianach i prawie tak dużo wierszy, w których doskonale przekazano gniew i smutek autorów o niepotrzebnej stracie życia. Kiedy wróciłem do domu tamtego wieczora, wzruszająco odetchnąłem po tym co widziałem i fizycznie zmęczony przez godziny jazdy, spróbowałem przelać woje uczucia na papier. Mam nadzieje, ze nigdy nie zapomnę o ludziach, którzy tam zmarli. Wiem, że nigdy nie zapomnę tego dnia, kiedy poszedłem na Anfield wspomnieć o nich. To jest to, co napisałem na koniec tego strasznego, smutnego i emocjonującego dnia, 15 lat temu:
Stojąc na the Kop dzisiaj Gdzie stoję od 20 lat Żaden człowiek przed moimi oczami Ale tylko mgła gorzkich łez Złamane wielkie serce miasta opłakuje Zmarłego w piekle- pułapce w Sheffield Nie - ktoś jest tutaj by śpiewać Nie - ktoś jest tutaj by kibicować czy klaskać Dziesięć tysięcy szalików przed mymi oczami Sto tysięcy kwiatów rozkwitło Ze słowami miłości i czułości Dla tamtych, których śmiertelna pułapka Hillsborough osądziła Część mnie umarła dzisiaj Razem z tymi, którzy tam cierpieli Ale to, co widzę teraz przed sobą Musi przynieść mi nadzieję na moją rozpacz Musiałem przyjść i podzielić mój smutek Dla dziewięćdziesięciu sześciu, którzy nie będą już w domu Ręce Bill'a Shankly'a są szeroko otwarte Z nim nich NIGDY nie będzie szedł sam
Data publikacji: 01.11.2009 (zmod. 02.07.2020)