„Niezwyciężeni” źródłem motywacji
Artykuł z cyklu Artykuły
Najwyższy czas, aby Liverpool zaczął traktować przydomek „Invincibles” („Niezwyciężeni” – przyp. red.) jako możliwy do przejęcia. Po pokonaniu Southampton 4:0 na Anfield w zeszłą sobotę – Liverpool wyrównał rekord Nottingham Forest z sezonu 1977/78, osiągając czterdzieści dwa mecze, w których nie odniósł żadnej porażki, będąc na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.
Jedynie Arsenal z sezonu 2003/04 wyprzedza teraz Liverpool z najwyższą serią bez przegranej w ilości czterdziestu dziewięciu spotkań.
Warto jednak zauważyć, że Nottingham Forest zremisowali aż dwadzieścia jeden meczów spośród czterdziestu dwóch, w których byli niepokonani, podczas gdy Arsenal wygrał trzydzieści sześć, natomiast zremisował trzynaście. Już dzisiaj klub z czerwonej części Merseyside zanotował trzydzieści siedem zwycięstw oraz tylko pięć remisów.Aktualny wynik rozpoczęło jednobramkowe zwycięstwo na wyjeździe z Brighton&Hove Albion na początku 2019 roku.
Przez większą część sezonu fani Liverpoolu świadomie starali się nie kusić losu, jeśli chodzi o tytuł ligowy, co jest całkowicie zrozumiałe, biorąc pod uwagę zawiedzione nadzieje i negatywne doświadczenia z minionych lat. W ciągu ostatnich kilku miesięcy, kiedy The Reds znaczni zaczęli wyprzedzać The Citizens w tabeli, rozmowa dotyczy już nie tyle co potencjału do wygranej, a odpowiedniego momentu na wykonanie ostatecznego kroku po upragniony od trzech dekad tytuł.
Kibice Liverpoolu, przyzwyczajeni do ciągłego odsuwania od siebie myśli o tryumfie, zaczynają wyglądać w swoich deklaracjach absurdalnie. Jest to wewnętrznie sprzeczne, ponieważ sugeruje nieuzasadniony brak wiary w zespół, który już na papierze ma lepszy bilans zwycięstw, niż wspomniany Arsenal. Zespół z miasta Beatlesów ma także asa w rękawie - charyzmatycznego menedżera, który namawia do pokory, co jest chyba najtrudniejsze przy takim stopniu podekscytowania kibiców.
Podczas gdy w ubiegłym sezonie Liverpool i City wygrywali tydzień po tygodniu, ci pierwsi zniszczyli swoją konkurencję do tego stopnia, że nie ma na ten moment żadnego śmiałka, który zdołałby ich zatrzymać i zabrać ze sobą pełną pulę punktów. Za każdym razem kiedy Jürgen Klopp jest pytany o możliwe zwycięstwo przed końcem sezonu, wytrwale odmawia dywagowania nad przyszłością, a namawia do skupienia się jedynie na najbliższym meczu. Podobnie zresztą robią jego zawodnicy, którzy zostali zaszczepieni na wirus samozadowolenia.
Oczywiście, najszybsze zdobycie tytułu może zostać uznane jako główny cel Liverpoolu na ten moment. Każdy z zawodników, członków sztabu oraz społeczności wokół Anfield ma na względzie zapisanie swojego nazwiska na kartach historii – jako osoby współtworzącej sukces, którego w takiej skali nigdy nie widziała cała Premier League. Pozostało tylko trzynaście gier do końca sezonu po stronie The Reds, by po ostatnim meczu móc mówić o nowym rekordzie lub nadawać nowe przydomki –ten sezon musi po prostu dobiec końca.
Nie wydaje się to być naiwne i bezpodstawne, by wnioskować, że Liverpool ma szansę na zrobienie czegoś wielkiego. Zawodnicy nie przyznają tego publicznie, kibice wstrzymują oddech, a w szatni Kloppa panują bardzo zdystansowane nastroje, co nadzwyczaj cieszy i ma swoje uzasadnienie - teraz wewnętrznie każdy z nich musi mieć na uwadze, że nowa seria to źródło motywacji do działania i cel do zrealizowania na najbliższe tygodnie.Paradoksalnie: tytuł przez to odchodzi na dalszy plan, ali czy się tylko tu i teraz.
Liverpool wbije czterdziesty dziewiąty mecz bez porażki, jeśli pokona Manchester City na początku kwietnia. Wydaje się to być, przynajmniej na papierze, zdecydowanie najtrudniejszą przeszkodą, z którą przyjdzie im się zmierzyć, by móc zacząć tworzyć swój własny rekord i odjeżdżać historycznej ekipie, którą prowadził Arsène Wenger. Jeśli jednak przyjdzie The Reds być w miejscu, w którym bez dozy wątpliwości będą mogli stwierdzić, że są oficjalnie niepokonani, to bardzo trudno będzie dostrzec wtedy innego rywala, który mógłby im zagrozić. Z drugiej strony – w meczach piłki nożnej mogą się zdarzyć rzeczy niespodziewane i wcale nie jest to tak wielce nieprawdopodobne, że Liverpool nie uderzy niespodziewanie w bandę, na przykład podczas majowych meczów z Chelsea czy Arsenalem.
Pomimo zdolności do tworzenia odpowiednich rozwiązań w trakcie spotkań, szerokiej gamy opcji do wyboru (na przykład U23) – nie usłyszymy od nikogo głośno, że sprawa tytułu jest przesądzona. Odpowiedź za każdym razem będzie taka sama. Klopp i zawodnicy z rozbrajającą szczerością odpowiedzą na każde pojawiające się pytanie o mistrzostwo: - Myślimy tylko o następnym meczu!
Chociaż niektórzy mogą sugerować, że „Niezwyciężeni” jest określeniem nad wyraz przesadnym – ciągłe odwracanie uwagi od głównego zadania może zadziałać dla zawodników ożywczo.Może być postrzegane wreszcie jako potężne źródło motywacji do działania zawodników z Liverpoolu, swoistej metodzie, która da namacalny cel i późniejszy efekt, oraz szansę na ustalenie własnych zasad. Coś, co pozwoli wytrwać w niezależnej walce, nawet jeśli matematycznie The Reds zostaną mistrzami przed końcem sezonu.
Niezależnie od tego, czy uda się osiągnąć wyczyn związany z nadzwyczajną serią zwycięstw, piłkarze niemieckiego szkoleniowca nadal będą kontynuować wypełnianie kart historii jedną z najbardziej pamiętnych opowieści, jaka zdarzyła się w historii tego klubu – jeśli nie powiedzieć, że już legendy.
Jeśli zespołowi z Anfield uda się przejść tę całą drogę, pobić wszystkie rekordy i podnieść to lśniące i upragnione trofeum – zakończy to trzydziestoletnie oczekiwanie w sposób tak spektakularny, że nawet najbardziej optymistyczni kibice przetrą oczy ze zdziwienia.
Autor: Panpawel
Data publikacji: 05.02.2020 (zmod. 02.07.2020)