Enrique: Piłkarze żyją w innej rzeczywistości
Artykuł z cyklu Artykuły
José Enrique chce Wam powiedzieć, że jest szczęśliwy.
W 2018 roku były obrońca Liverpoolu, Newcastle i Vilarreal ogłosił, że zdiagnozowano u niego rzadkiego guza mózgu, który wymagał operacji. Od tamtego czasu, 34-letni obecnie Enrique nie tylko wygrał z chorobą, ale także całkowicie zmienił swoje życie.
Hiszpan został agentem, oświadczył się swojej dziewczynie Amy (oczywiście powiedziała "tak"). José zaakceptował, że nie jest już piłkarzem i szybko przystosował się do nowego życia.
- Nie spodziewałem się, że tak wcześnie zakończę karierę, będę szczery. Powoli budowaliśmy nowy dom, ale nagle musiałem zakończyć karierę i nie był jeszcze gotowy. Musieliśmy wynająć inny, ale teraz mamy w końcu miejsce dla siebie - po raz pierwszy w moim życiu. Jesteśmy bardzo szczęśliwi - powiedział Enrique.
Zapraszamy do lektury fragmentów wywiadu byłego lewego obrońcy The Reds z Vitalijem Suvorovem z Tribuna.com.
W temacie przedwczesnego zakończenia kariery, mało grałeś w pierwszych sezonach w Liverpoolu. Jak to było przyglądać się wszystkiemu z boku, wraz z kłopotami ze zdrowiem?
Dla mnie najtrudniej było zaakceptować, że nie mogę grać na takim poziomie jak kiedyś. Próbowałem być optymistą poza boiskiem i kochałem to miasto. Ale nie byłem z siebie zadowolony. Dziwne uczucie. Chcesz grać, ale tak naprawdę nie możesz. Nie dlatego że jesteś za słaby, ale dlatego że kolano nie pozwala ci wrócić na dawny poziom. Minęły lata zanim to zaakceptowałem.
Liverpool miał rację nie przedłużając mojego kontraktu. Nie byłem w stanie grać na tym poziomie. Jürgen znał moją historię i był ze mną szczery. Ciężko coś takiego zaakceptować gdy słyszysz to prosto w twarz, ale byłem bardzo wdzięczny. Jestem jak on, lubię mówić prawdę. Nie owijam w bawełnę, ale było to oczywiście bardzo frustrujące.
Pamiętam mój pierwszy mecz po kontuzji, z Middlesbrough w Pucharze Ligi. Nie wiem czemu, ale Brendan trzymał mnie na boisku 120 minut *śmiech*. Grałem bardzo dobrze, ale trzy dni później graliśmy z Crystal Palace i moje kolano zaczęło puchnąć. Więc znów idziesz wtedy do fizjoterapeuty, trenujesz kilka dni, a kolano znów puchnie i zaczyna się koszmar. Myślisz "wow, nie mogę trenować codziennie... mogę grać w weekend ale nie mogę trenować codziennie".
To mogło wypalić w innych drużynach, ale w Liverpoolu trenujesz codziennie żeby przekonać do siebie menedżera. Nie możesz trenować dwa dni w tygodniu i potem grać. Albo jesteś w najlepszej dyspozycji, albo w kolejce czeka kto inny.
To smutne, bo wierzę, że mogłem wciąż być w Liverpoolu. Nie w pierwszym składzie, bo to niemożliwe z tak grającym Robertsonem! Ale ostatecznie, miałem świetną karierę i grałem dla Liverpoolu, więc jestem zadowolony.
Czy korzystałeś z pomocy psychologów?
Tak. Nie robiłem tego w Liverpoolu, ale po odejściu z klubu, owszem. Potrzebowałem pomocy, brałem leki i chodziłem do psychologów. Wciąż to robię, będę szczery. To dobre, ponieważ po zakończeniu kariery musisz dostosować się do czegoś nowego i nie jest to łatwe. Bycie piłkarzem jest najlepsze, to marzenie. Robiłem to co kocham. A potem nagle musiałem przestać. Mam to szczęście, że wciąż jestem blisko tego sportu jako agent.
Pamiętasz dzień, w którym zadecydowałeś o zakończeniu kariery?
Będę szczery, i nigdy wcześniej tego nie opowiadałem. Przybyłem do Saragossy. Wyobraź sobie ten upadek. Przychodzisz z Liverpoolu do hiszpańskiej drugiej ligi. Nie do Crystal Palace, Getafe, czy czegoś takiego. Jesteś w drugiej lidze. Wciąż pamiętam moment podpisania kontraktu, po którym powiedziałem do mojej partnerki "o Boże, ale się zmieniłem w te kilka miesięcy". To było szalone. Ale pomyślałem też, że spróbuję. Dam temu jeszcze rok i zobaczę jak pójdzie.
Na celu miałem awans i grę w La Liga jeszcze kilka lat. Zamiast tego prawie spadliśmy do trzeciej ligi. Po pierwszej połowie sezonu pamiętam, że myślałem "mam dość, nie chce już cierpieć". Moje kolano było w złym stanie, to była druga liga więc podróżowaliśmy po 13-14 godzin autobusem. Dla mnie to nie był problem, ale dla mojego kolana już tak.
Pomyślałem, "słuchaj, finansowo to nie ma sensu, mentalnie też cierpisz... dlaczego wciąż grasz?". Gdy nie czerpiesz z czegoś radości, to przestajesz to robić. Miałem jeszcze rok kontraktu, ale powiedziałem w klubie, że nie przynosi mi to radości. Nie chciałem anulować kontraktu by odejść do innego klubu. Nigdzie się nie wybierałem, nawet biorąc pod uwagę, że miałem latem ofertę z Grecji. Po prostu nie chciałem grać w piłkę. Teraz mogę grać dla Legend Liverpoolu albo gdy tata poprosi o pomoc w grze z dzieciakami w jego klubie. To tyle. Oglądam piłkę, ale nie gram.
W 2014 roku Liverpool kupił Alberto Moreno. Spadłeś w hierarchii, ale natychmiast wziąłeś go pod swoje skrzydła. Dlaczego?
Cóż, jestem pewny że niewielu piłkarzy zrobiłoby coś takiego. To po prostu moja osobowość. Najpierw jesteś człowiekiem, a dopiero potem piłkarzem. Alberto był nowy, nie mówił po angielsku - wciąż nie mówi! Żartuję z nim o tym, mieszka 30 minut od mojego domu. Widzimy się raz w miesiącu.
Ale cóż, myślę że mało kto zrobiłby coś takiego dla niego. On to wie, on to wie. Wtedy zacząłem akceptować, że nie będę już grał. Ostatecznie drużyna jest ważniejsza. Nie mogłem pomóc na boisku, więc pomyślałem jak mogę pomóc? Wyszło na to, że pomagając Alberto mogę wesprzeć drużynę. Był młody, w nowym kraju - wiem ja kto jest.
Przychodząc do Newcastle, to samo zrobił dla mnie Albert Luque (hiszpański napastnik), nawet pomimo tego, że dwa tygodnie później opuścił klub. Ale pomógł mi z adaptacją w nowym mieście. Zrobiłem to samo dla Moreno, Manquillo, niektórych młodszych zawodników. Kochałem to.
Fani Liverpoolu kochają cię, ale nie zawsze tak było. W ostatnich latach w Liverpoolu byłeś pod ostrzałem krytyki za umieszczanie zdjęć z "luksusowego" życia podczas gdy wcale nie grałeś. Czy to bolało?
To był błąd. Udostępnianie tych zdjęć było błędem. Instagram jest naprawdę niebezpieczny. W tamtym okresie drużyna nie radziła sobie dobrze, ja nie grałem z powodu kontuzji. Umieszczanie takich zdjęć nie było dobrą decyzją. Zdaję sobie z tego sprawę. Kibice mieli rację. Myślę, że robiłem to by ludzie o mnie nie zapomnieli. Ale nie powinienem. Czasem można zapomnieć, że media społecznościowe są bardzo niebezpieczne.
Kiedyś powiedziałeś, że piłkarze żyją w innej rzeczywistości i że to nie jest prawdziwe życie. Co przez to miałeś na myśli?
Gdy ludzie myślą o piłkarzach, myślą o piłkarzach Liverpoolu, Barcelony, Juventusu. Ale są też piłkarze w League One, League Two. Oni też są zawodnikami, pomimo że nie żyją jak ci z Liverpoolu. Miałem na myśli piłkarzy z największych lig. Ja sam żyłem w innej rzeczywistości. Robisz to co kochasz, dobrze ci płacą, jesteś popularny, na każdym kroku wszyscy cię z tego powodu dobrze traktują. A potem to się nagle kończy.
Teraz moja partnerka mówi "Jose, idź wyczyść auto z gówna". I ja idę i czyszczę auto. Kiedyś też to robiłem tak czy siak, ale jako piłkarz możesz mieć od tego ludzi, jest zupełnie inaczej. Gdy to się kończy, pęka bańka. Dwa dni temu rozmawiałem z Jorge Lópezem, byłym zawodnikiem Valencii. Powiedział mi to samo. Gdy kończysz karierę, wciąż jesteś młody. Pytasz sam siebie "co ja teraz zrobię?" Dlatego ja mówię piłkarzom "przygotujcie się do życia po piłce". Ja tego nie zrobiłem.
Czy pamiętasz pierwsze spotkanie z Kloppem?
Tak, patrzysz na tego faceta i myślisz, że jest szalony *śmiech*. Wygląda jak szaleniec! Ale to wspaniały człowiek. Każdy widzi, że to w tej chwili najlepszy menedżer na świecie. Styl gry Liverpoolu jest niesamowity. Bycie taktykiem jest kluczowe, ale dobre relacje z zawodnikami są równie ważne. Piłkarze go kochają, a gdy piłkarz kocha menedżera, da z siebie sto procent na boisku.
I zobacz co dla mnie zrobił. Wiedział, że odchodzę, więc dał mi szansę gry na środku obrony i zostałem kapitanem w meczu pucharowym. Pamiętam, że gdy mi o tym powiedział zadzwoniłem do mojej partnerki i powiedziałem "będę kapitanem!", a ona była zaskoczona. Klopp wyjaśnił, że byłem najstarszy w drużynie i zasłużyłem na opaskę. Wciąż mam ją w domu! Bycie kapitanem Liverpoolu, nawet na jeden mecz... na zawsze to zapamiętam. To był dla mnie bardzo ciężki okres, ale ten dzień był szczęśliwy.
Co było najbardziej zaskakującą rzeczą, jaką Klopp zrobił dla drużyny?
Jest tego mnóstwo. Na przykład gdy cała drużyna śpiewa "Happy Birthday" dla kogoś, w różnych językach. Zrobili to ostatnio dla Stevena Gerrarda i ja teraz też chcę o to poprosić *śmiech*. To było piękne, Stevie płakał w domu.
Gdy Klopp przyszedł do klubu, zorganizował spotkanie ze wszystkimi ludźmi pracującymi w Melwood. Wszyscy byli zaskoczeni, pytali "co on robi?" Następnie poprosił wszystkich by usiedli, a my klaskaliśmy około 15 minut. Potem powiedział "słuchajcie, wszyscy ci ludzie, ci pracownicy, są równie ważni dla klubu co ja. Dzięki nim nasze życie jest łatwiejsze i codziennie możemy skupić się na piłce."
Nigdy czegoś takiego nie widziałem i jestem pewny, że wszyscy w sztabie byli dumni. Zawsze mówi się o piłkarzach i menedżerach, ale jest tylu ludzi za kulisami... Nawet teraz, gdy gram dla Legend Liverpoolu, traktują mnie jak zawodnika pierwszej drużyny. To niewiarygodne. Ten klub... jak to mówią "Once a Red, always a Red" i to jest prawda. Jeśli grasz dla Liverpoolu, nigdy nie przestaniesz im kibicować.
Newcastle też kocham, traktowali mnie bardzo dobrze. Ale nie możesz kontrolować uczuć. Tak jak z moją partnerką, tak i z Liverpoolem. Ten klub dał mi tak wiele. Szczerze mówiąc nie mogę się równać z wieloma legendami Liverpoolu, ale wciąż gram w zespole legend.
Gdy miałem guza, Liverpool okazał mi najwięcej wsparcia. Zawsze mnie wspierali, pytali jak się czuję. Kenny Dalglish, Stevie, wszyscy najwięksi w klubie. No i oczywiście kibice.
Przyszedłeś do Liverpoolu w tym samym okienku co Jordan Henderson. Czy mogłeś sobie wtedy wyobrazić, że zostanie tak ważnym piłkarzem dla The Reds?
Ludzie zapominają, że Liverpool kupił go w wieku 21 lat. Wiesz o co chodzi? Oczywiście, Trent ma 21 lat i już wygrał Ligę Mistrzów, ale to nie jest normalne, to z reguły się nie dzieje w tak młodym wieku. Gdy ja miałem 21 lat, trafiłem do Newcastle i aklimatyzacja zajęła mi rok albo dwa. Jordan grał już dla Sunderlandu, ale to nie to samo co Liverpool. Widać było, że klub w niego wierzy.
Według mnie najwięcej wiary miał Steven Gerrard. Od samego początku widział w Hendo kapitana. Dawał mu opaskę, dawał mu rady. Widział w nim coś, czego nie widział w nikim innym.
On bardzo ciężko pracuje. To co widzicie na boisku, ja widziałem na treningach odkąd miał 21 lat. Nie było mu łatwo, ale miał talent i włożył mnóstwo pracy. Jestem szczęśliwy, że Liverpool ma takiego zawodnika i cieszę się jego sukcesami.
To mój kolega i podnosząc puchar Ligi Mistrzów zdjął z barków ogromny ciężar. wszyscy porównywali go do Steviego i teraz już nic nie mogą mu zarzucić. Wkrótce wygra też Premier League i będzie nietykalny.
Kilka miesięcy temu dużo się mówiło o relacjach między Salahem i Mané, po reakcji Sadio na zmianę w meczu z Burnley. Czy myślisz, że było między nimi jakieś spięcie?
W piłce patrzy na ciebie cały świat. Gdy jesteś piłkarzem, czasem nie zdajesz sobie sprawę z wagi swoich czynów. Skupiasz się na grze, tak jak w każdej innej pracy. Czasem kłóciłem się na treningu z Luisem Suárezem, a przecież byliśmy w tak dobrych stosunkach!
Albo dyskutowałem z Hendersonem bo nie podał mi dobrze piłki. Tak już jest w sporcie. Chcesz tego co najlepsze dla drużyny. Gdy jesteś na dobrej pozycji i ktoś ci nie poda, krzykniesz "czemu mi nie podałeś?"
Mané, który jest teraz moim ulubionym zawodnikiem Liverpoolu, pewnie myślał, że strzeli ze swojej pozycji. Ale taka jest piłka i to się dzieje wszędzie, z każdym zawodnikiem. Oni po prostu chcą wygrywać i reakcja w takiej sytuacji zależy od wielu czynników, od tego jaki miałeś dzień. To tylko jednorazowa sytuacja.
Gdyby Liverpool z sezonu 2013/2014 mógł zagrać z obecną drużyną, kto by wygrał?
Z obecnym stylem Liverpool ciężko byłoby ich pokonać jeśli mam być szczery. Mieliśmy Suáreza w szczytowej formie, ale to chyba i tak za mało. W jednym meczu wszystko może się zdarzyć, ale jeśli mówimy o dziesięciu, obecna drużyna z pewnością częściej by wygrywała. Koniec końców, my nie zdobyliśmy żadnych trofeów, a oni wygrali wszystko!
Czy myślisz, że Daniel Sturridge mógłby osiągnąć poziom Suáreza gdyby ominęły go kontuzje?
Nie. Jeśli chodzi o umiejętności, okej. Ale mówiąc o mentalności Luisa, nigdy nie widziałem drugiego takiego zawodnika. Wszystko sprowadza się do tego jak Luis podchodzi do meczów i jak radzi sobie z presją. Mogliśmy grać z United i widać było, że jest zrelaksowany. Sam nie byłem poddenerwowany, ale wiesz jak to jest grać z United. To coś więcej niż mecz.
Ciężko dorównać jego umiejętnościom, a co dopiero mentalności. Sturridge w obecnej drużynie, nawet bez kontuzji, nie byłby graczem pierwszej jedenastki. Ale umieść w niej - albo jakiejkolwiek innej drużynie na świecie - Luisa i będzie główną postacią. Podaje, strzela, biega, robi wszystko. Sturridge to świetny zawodnik, ale według mnie nie można ich porównać.
Wiele osób mówi, że ze swoją kreatywnością Trent może ostatecznie przesunąć się do linii pomocy. Wiem że nie podoba ci się ten pomysł. Dlaczego?
Nie uważam, że to zły pomysł i pewnie dobrze sobie poradzi, ale słuchaj, byłem bocznym obrońcą. Im więcej grasz na swojej pozycji, tym lepszym stajesz się zawodnikiem. Przychodząc do Anglii byłem bardzo dobrym ofensywnym obrońcą, ale nie byłem dobry w obronie. A potem zostałem lepszym obrońcą niż napastnikiem. Grając naprzeciwko skrzydłowych w Premier League musisz nauczyć się bronić, albo nie możesz grać w takiej lidze.
Trent wciąż ma tylko 21 lat, jest najlepszym prawym obrońca na świecie i jeszcze będzie się rozwijał. Dlaczego miałby zmieniać pozycję?
Jeśli przesuniesz go do pomocy i nie będzie dobry, wszyscy spytają "po co zmieniałeś mu pozycję". Gdy zostanie na prawej obronie, powiedzą "cóż, to najlepszy prawy obrońca na świecie, po co miałby coś zmieniać".
Na jego miejscu nic bym nie zmieniał Poszedłbym do menedżera i spytał "słuchaj, jakie są moje słabości? Pomóż mi, bo chcę być pierwszym obrońcą Liverpoolu na następne 15 lat, zdobywać trofea i być zapamiętanym jako najlepszy prawy obrońca w historii Premier League". Taka byłaby moja decyzja, ale ostatecznie to sprawa pomiędzy Trentem i menedżerem.
Wiem, że lubisz Coutinho. Jak myślisz, dlaczego ostatnio ma problemy?
Wiesz, z tego powodu w piłce jest tylu psychologów. Gdy jesteś szczęśliwy, pokazujesz to na boisku. Grasz lepiej. Coutinho był jedną z gwiazd Liverpoolu, a potem przybył do Barcelony i miał przed sobą Messiego, Suáreza, i wielu innych. Wszyscy są na najwyższym poziomie i może nie czuł się najlepiej mentalnie.
Moim zdaniem w Barcelonie nie grał na swojej pozycji. Był ustawiony bardzo szeroko, a Coutinho musi grać w środku, mieć piłkę przy nodze tak jak w Liverpoolu. Wystawiali go na skrzydle, ale to nie jest Neymar. To zupełnie inny zawodnik. Od tamtego czasu ma problemy z dyspozycją.
Wciąż jest młody i wierzę, że wróci do najlepszej formy. W Liverpoolu wiedziałeś, że możesz na niego liczyć w trudnym meczu. Coutinho mógł podać, strzelić z dystansu i odmienić losy meczu. Wciąż jest klasowym zawodnikiem.
Możesz sprowadzić jednego zawodnika do Liverpoolu. Kto to będzie? I nie możesz powiedzieć, że nikogo nie potrzebujemy.
Bardzo ciężko wybrać piłkarza do wyjściowej jedenastki. Jeśli mam wybierać, byłby to Leo Messi za darmo *śmiech*. Ustawiłbym go w roli "dziesiątki" i powiedział "nie musisz za dużo biegać, po prostu podaj do trójki z przodu i to wystarczy!"
Autor: TPK
Data publikacji: 17.06.2020 (zmod. 02.07.2020)