WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1132

Aquilani: Po tej porażce zostałem zapomniany

Artykuł z cyklu Artykuły


Były pomocnik reprezentacji Włoch wypowiedział się o swoim trudnym okresie na Anfield dziesięć lat temu oraz wyjawił, że nigdy nie miał być zastępcą Xabiego Alonso.

W piłce, tak jak i w życiu, są momenty kiedy czujesz, że wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. O wiele lepiej. Dla Alberto Aquilaniego takim momentem był mecz, który odbył się dziesięć lat temu. Wszystko szło w jednym kierunku, ale nagle losy się odwróciły i wraz z nimi, nadzieja Aquilaniego na odniesienie sukcesu w Liverpoolu prysła.

To być może uproszczona wersja wydarzeń na Anfield z 29 kwietnia 2010 roku. Pomimo tego, ciężko nie odnieść wrażenia, że jest to jakoś powiązane, że niepowodzenie Liverpoolu doprowadziło do niepowodzenia Aquilaniego. Włoch z pewnością nie ma ku temu żadnych wątpliwości. Jak sam powiedział: "takie jest życie piłkarza - wszystko może się zmienić w jednym momencie".

tym "momentem" był rewanż w półfinale Ligi Europy pomiędzy Liverpoolem i Atlético Madryt. Drużyna Rafaela Beníteza przystąpiła do tego spotkania po przegraniu 1:0 na wyjeździe w Hiszpanii, na zaawansowanym etapie sezonu pełnego kiepskich wyników na boisku i zamętu poza nim. Wszystko wskazywało na to, że Liverpool jest bez szans, ale przy wsparciu hałaśliwych kibiców zdominowali Atlético, wyrównali w regulaminowym czasie gry i wyszli na prowadzenie po pięciu minutach dogrywki.

Mili przed sobą finał europejskiego pucharu. Tęczę po deszczu. Ale potem nadszedł zwrot akcji - w 102. minucie. Dośrodkowanie z prawej strony, wykończone na dalszym słupku. To był zabójczy gol na wyjeździe, strzelony przez człowieka, który "zabił" Liverpool w barwach Manchesteru United kilka lat wcześniej - przez Diego Forlána.

To była okropna noc dla gospodarzy, ale mało kto był równie rozczarowany co Aquilani. Rok wcześniej Włoch przeszedł do Liverpoolu z Romy za 20 milionów funtów i miał za sobą ciężki debiutancki sezon w klubie. Mecz z Atlético był dla niego zaledwie jedenastym występem od pierwszej minuty i biorąc pod uwagę wagę tego spotkania, to był dla niego idealny moment na wywalczenie sobie miejsca w drużynie z Merseyside.

Nie tylko zagrał w tym spotkaniu dobrze, ale strzelił też imponującego gola w 44. minucie, który dał Liverpoolowi wyrównanie. Yossi Benayoun asystował przy tym golu, a gdy sam strzelił bramkę w 95. minucie, Aquilani czuł, że w końcu wszystko się układa.

Ale wtedy wkroczył Forlán.

- Gdybyśmy wygrali, w finale gralibyśmy z Fulham. Mielibyśmy więc dużą szansę na wygranie Ligi Europy. To byłoby dla mnie pierwsze trofeum i z pewnością odmieniłoby moje losy w Liverpoolu - powiedział Aquliani. - Ale przegraliśmy i nagle wszystko było inaczej. Mój gol, moja gra - wszystko poszło w zapomnienie.

Podczas rozmowy Aquilani jest we Florencji, mieście do którego przeprowadził się po przenosinach z Liverpoolu do Fiorentiny w 2012 roku, gdzie jest także pierwszym trenerem drużyny U-19 od lipca. Wcześniej prowadził drużynę U-18, a przez sześć miesięcy był asystentem pierwszego zespołu. 36-latek jest zadowolony ze swojej roli pomimo "dużego zmartwienia" jakim jest życie i praca w kraju dewastowanym przez koronawirusa.

- Mamy zasady, szanujemy je, ale życie jest trudne dla wszystkim - wyznał szczerze Aquilani.

Telefon z Anglii jest dla niego miłym odwróceniem uwagi od codzienności i z chęcią rozmawia o czasie spędzonym w tym kraju. Ale wraz z rozwojem rozmowy w głosie Aquilaniego słychać rosnącą frustrację i zawód. Nie ma cienia wątpliwości - chciałby, żeby życie w Liverpoolu ułożyło się inaczej i czuje, że mogło tak być w nieco innych okolicznościach.

Z pewnością nie pomógł w tym fakt, że po przyjściu z Romy nie był w stanie od razu grać z racji na operację prawej kostki w maju, po której wciąż wymagał rehabilitacji.

- Po transferze za sporą kwotę fani chcą cię widzieć na boisku, ale ja nie mogłem grać. Rafa powiedział żebym się nie martwił. Powiedział, że przegapię początek sezonu, ale potem będę w dobrej kondycji. Widział we mnie długoterminowego zawodnika, kogoś w kogo klub zainwestował na pięć lat, nie pięć miesięcy.


Wiara Beníteza w Aquilaniego była niepodważalne. Pomocnika który zadebiutował w Romie w wieku 18 lat i reprezentował Włochy na Euro 2008 opisywał jako "klasowy talent", ale kupienie zawodnika który nie tyle był kontuzjowany, ale także zmagał się z kontuzjami w trakcie kariery w Romie, było oczywistym ryzykiem.

I był też powód, dla którego zostął kupiony - jako zastępca Xabiego Alonso, niewątpliwie najlepszego zawodnika Liverpoolu w poprzednim sezonie, kiedy to zabrakło im czterech punktów do zdobycia tytułu. Alonso odszedł do Realu po tym, jak pogorszyły się jego stosunki z menedżerem.

To tylko zwiększyło presję ciążąca na Aquilanim, aczkolwiek według niego ten problem raczej... nie był problemem.

- To był wymysł dziennikarzy. "Liverpool sprzedaje Alonso i kupuje Aquilaniego by go zastąpić." Ja nigdy tak na to nie patrzyłem. Xabi był świetnym piłkarzem, ale ja zdawałem sobie sprawę z moich umiejętności. Byłem też innym piłkarzem - bardziej ofensywnym.

Po debiucie w meczu z Arsenalem w październiku 2009 roku, Aquilani powoli ale regularnie zaczął pokazywać swoje umiejętności, zwłaszcza w wygranym 4:1 meczu z Portsmouth w marcu 2010. Strzelił wtedy swojego pierwszego gola dla klubu, asystował przy trafieniu Fernando Torresa i popisywał się świetnymi podaniami i mądrym poruszaniem po boisku.

Jednak wciąż występował "w kratkę", częściowo przez kontuzje, ale częściowo przez trudność z dostosowaniem się do angielskiej piłki. Aquilani zapewnia jednak, że "czuł się bardziej komfortowo w drugiej połowie sezonu" i do czasu meczu z Atlético był już w pełni gotów na to wyzwanie. Wyzwanie, któremu tego wieczora sprostał. Ostatecznie jednak to nie wystarczyło.

Kontekstem dla całej sytuacji był ogólny chaos panujący dookoła niego. Benítez prowadził wojnę z właścicielami klubu, Tomem Hicksem i Georgem Gillettem, która bez wątpliwości odbiła się na drużynie i doprowadziła do odejścia Hiszpana, którego zastąpił Roy Hodgson. To był decydujący moment.

- Wszystko się zmieniło i było to dla mnie trudne, bo nie wiedziałem czy klub mnie chce. Spotkałem Roya, rozmawiał ze mną po włosku i był miły, ale powiedział mi, że chce kupić Joe Cole'a i wprowadzić do drużyny więcej Anglików. Było oczywiste, że nie dostanę wielu okazji do gry więc zdecydowałem, że najlepiej będzie wrócić do Włoch.

I tak zrobił, dołączając do Juventusu na roczne wypożyczenie, przed kolejnym takim samym ruchem rok później, z tym że do Milanu. W sierpniu 2012 roku na stałe wrócił do domu podpisując z Fiorentiną trzyletni kontrakt. Wystąpił w 28 meczach dla Liverpoolu, strzelając dwa razy.

- Może to był błąd (powrót do Włoch) ponieważ jako piłkarz przechodząc do nowego kraju chcesz zostać tam przynajmniej dwa lata by wszystko dobrze zrozumieć - przyznał Aquilani. - Ale prawdę mówiąc, jak tylko Rafa odszedł wiedziałem już, że mój czas w klubie się skończył. Byłem w jego planie, który skończył się po zaledwie roku.

- Przychodząc do Liverpoolu byłem młody i to była dla mnie wielka szansa. Podobało mi się tam i zyskałem wielu przyjaciół - Torres, (Glen) Johnson, Kuyt... Reina. Może ludzie myślą, że nie byłem dobrym transferem i odpowiednim zawodnikiem dla Liverpoolu, ale dla mnie to był wspaniały okres w moim życiu. To był rok, którego nigdy nie zapomnę.

Rozmawiał Sachin Nakrani



Autor: TPK
Data publikacji: 10.11.2020