Liverpool nie będzie "nieodpowiedzialny finansowo"
Artykuł z cyklu Artykuły
Nawoływania w stronę Liverpoolu, by klub dokonał wzmocnień w styczniu, stają się coraz głośniejsze.
Kontuzje wśród zawodników linii obrony sprawiły, że nie mogą wystawić żadnego doświadczonego środkowego obrońcy w czasie, kiedy ich nadzieje na tytuł mistrzowski Premier League zostały poddane próbie z uwagi na budzący obawy spadek formy. Pomocnicy Fabinho i Henderson są wykorzystywani w roli środkowych obrońców.
Jednak na horyzoncie nie widać oznak nadchodzących posiłków, a wysokie rangą źródło informacji z Anfield jest przekonane, że mało prawdopodobne jest, by w styczniu pojawili się dodatkowi piłkarze w składzie Jürgena Kloppa.
Biorąc pod uwagę, że w najbliższych miesiącach na szali będą leżały triumfy w Premier League i Lidze Mistrzów, ogromnym ryzykiem ze strony Liverpoolu byłby brak wzmocnień w defensywie, gdy powodem absencji Virgila van Dijka i Joego Gomeza są kontuzje kolan, przekreślające ich plany na grę w tym sezonie. Joël Matip, który na ten moment zmaga się z problemami z pachwiną, również ma za sobą serię urazów. Nowicjusze Nathaniel Phillips i Rhys Williams radzili sobie w sposób godny pochwały, ale odczuwalne było, że jest to dla nich przeskok o klasę wyżej.
Dlaczego Liverpool nie przeczesuje więc rynku i co dzieje się za kulisami?
Prezydent Fenway Sports Group Mike Gordon, Dyrektor Sportowy Michael Edwards i Klopp, czyli trzy kluczowe postaci w sferze działań transferowych, w ostatnich latach pokazali odporność w blokowaniu szumów dochodzących z zewnątrz klubu.
Szczycą się trzymaniem się jasnej strategii i długookresowego planowania. Nie zadowalają ich doraźne rozwiązania. Jeśli nie mogą dostać tego, czego chcą, to trzymają się swego, aż w końcu mogą to dostać.
Kiedy latem 2017 r. nie powiódł się pierwszy ruch w stronę pozyskania Van Dijka, ponieważ Liverpool został przez Southampton oskarżony o działania wykraczające poza dozwolone regulacje, Klopp zignorował zagłuszające krzyki o skorzystanie z Planu B. Trwał przy swoim i pół roku później pozyskał swojego piłkarza.
Podobnie, gdy Philippe Coutinho został sprzedany do Barcelony, Liverpool nie zdecydował się na zastępowanie go w środku sezonu. W czasie jego absencji przekroczyli pokładane oczekiwania i doszli do finału Ligi Mistrzów, a potem latem reinwestowali 65 mln funtów z kwoty tego transferu w zakup Alissona z Romy. Obie decyzje okazały się jak najbardziej prawidłowe.
Klopp mówi, że "nie ma sensu" perspektywa poszukiwania tymczasowego defensora w styczniu, by Liverpool dotrwał do końca sezonu.
Mistrzowie Premier League przeszli długą drogę od styczniowego okienka transferowego sprzed pięciu lat, w którego trakcie sprowadzili Stevena Caulkera z Queens Park Rangers, by ułatwić sobie walkę z plagą kontuzji. Poprzeczka została zawieszona znacznie wyżej i Klopp woli raczej dawać okazję gry nastolatkom z dużym potencjałem, takim jak Williams, niż sprowadzać doświadczonego, ale słabszego defensora, który nie pasuje do Liverpoolu.
Ta aktualna bierność Liverpoolu nie oznacza, że Gordon, Edwards i Klopp są ślepi i nie dostrzegają słabości w składzie.
Wkalkulowanym ryzykiem była decyzja o tym, by nie zastępować sprzedanego do Zenita St. Petersburg Dejana Lovrena. Przy ograniczonych środkach postawiono na sprowadzenie Kostasa Tsimikasa, Thiago Alcântary i Diogo Joty, mając świadomość, że Fabinho może wejść do środka obrony, kiedy zajdzie taka potrzeba.
Nikt nie był w stanie przewidzieć dewastującej straty Van Dijka i Gomeza, ale nie jest to sytuacja, która nagle spadła na Liverpool. Uraz więzadeł Van Dijka jest efektem nieodpowiedzialnej interwencji Jordana Pickforda w derbach na Goodison Park w październiku. Gomez natomiast kontuzji nabawił się na treningu reprezentacji Anglii w listopadzie. Mieli zatem czas, żeby zarysować plan i omówić możliwe rozwiązania.
W ostatnich miesiącach wysocy rangą pracownicy działu transferów Barry Hunter i Dave Fallows, uzbrojeni w liczne tabele danych i analiz zapewnionych przez dyrektora ds. badań Iana Grahama i jego zespół, oceniali tuziny środkowych obrońców z całej Europy.
Wstępnie rozpisana lista była stopniowo ograniczana na bazie trzech kluczowych kryteriów - umiejętności, dostępności i kosztowności. W biurach AXA Training Centre rozmawiali o "nienegocjowalnych" cechach, które musi posiadać zawodnik Liverpoolu w zakresie fizyczności, techniki oraz charakteru i osobowości.
Z informacji posiadanych przez The Athletic wynika, że w listopadzie nawiązano kontakt z pośrednikami reprezentującymi zawodnika Schalke Ozana Kabaka. Były to jednak tylko wstępne rozmowy, które nie zabrnęły dalej. Liverpool zdecydował się nie dążyć do transferu tureckiego defensora, którego Schalke wycenia na 25 mln euro. Otoczenie Kabaka spodziewa się, że odejdzie on do innego klubu. Zainteresowany był też AC Milan, ale uznali, że cena jest zbyt wygórowana.
Dostępność zawodników w styczniu jest problematyczna. Powszechnie cenionym zawodnikiem jest Dayot Upamecano, ale jego obecny klub awansował z fazy grupowej Ligi Mistrzów, więc trudno spodziewać się, żeby RB Lipsk zgodziło się na sprzedaż kluczowego zawodnika w zimowym okienku.
Podobnie Brighton, które utknęło w walce o utrzymanie w lidze, jest zdeterminowane, żeby zatrzymać u siebie Bena White'a, który zaimponował Liverpoolowi w trakcie wypożyczenia do Leeds United.
Oficjele z Anfield byli zaskoczeni pogłoskami o ich rozmowach z Lille na temat pozyskania obrońcy Svena Botmana. Podejrzewa się, że nazwa Liverpoolu została wykorzystana w otoczeniu tego zawodnika, żeby wywindować stawkę za młodego Holendra.
Podobna sytuacja zaistniała w 2019 r. w przypadku Nicolasa Pépé, kiedy Liverpool był tak bardzo niepocieszony nieustannymi pogłoskami o bliskim zakontraktowaniu tego zawodnika, że Edwards osobiście skontaktował się z Lille i zadeklarował wyraźnie, że nie ma zainteresowania jego kupnem. Ostatecznie Pépé dołączył do Arsenalu za 72 mln funtów.
- Nie ma żadnego zainteresowania Botmanem. Nie jest nawet brany pod uwagę w kontekście letniego okienka transferowego - mówi informator z Anfield.
Znalezienie piłkarza odpowiedniego kalibru, który jest dostępny w rozsądnej cenie w styczniu, by wesprzeć Liverpool w walce o trofea, okazało się problematyczne. Doszłyby jeszcze premie do dopłacenia oraz jeszcze jeden ważny czynnik finansowy.
Wpływ globalnej pandemii nadal daje się we znaki. Koszt tego wpływu dla Liverpoolu w rozumieniu spadku przychodów ma być szacowany na ponad 100 mln funtów i wciąż rośnie z uwagi na brak przychodów z dnia meczowego.
Kiedy w połowie września kupowano Thiago i Jotę kluczowa dla dopięcia obu transakcji była chęć klubów sprzedających do zaakceptowania, że zapłacona z góry zostanie tylko drobna część całej kwoty.
- Jak pewnie możecie sobie wyobrazić, to jest bardzo trudne okno transferowe. Niewiele klubów piłkarskich dysponuje w rzeczywistości pieniędzmi - przyznał ostatnio Klopp.
Oczywiście, można podać argument, że zamiast pytać: "Czy mogą sobie pozwolić wydać na kogoś pieniądze?", bardziej adekwatne jest pytanie: "Czy mogą sobie pozwolić, aby nie wydawać?".
Awans w Lidze Mistrzów kosztem RB Lipsk sam w sobie będzie wart 10,5 mln euro. Wygranie ćwierćfinału to kolejne 12 mln euro. Każde miejsce w Premier League jest warte 2 mln funtów. To wszystko bez uwzględnienia oczywistych korzyści komercyjnych z sięgnięcia po kolejne trofea.
Liverpool liczy na to, że Matip będzie dostępny na kolejne kluczowe spotkanie z Manchesterem United, zaplanowane na 17 stycznia, jednak na jak długo? Od momentu urazu Gomeza zabrakło go w dziewięciu meczach ligowych. Matip rozegrał pełne 90 minut tylko w sześciu meczach tego sezonu we wszystkich rozgrywkach.
Na pierwszy rzut oka nieobecność Van Dijka i Gomeza nie sprawiła, że Liverpool stał się bardziej kruchy w defensywie. W dwunastu meczach bez Van Dijka stracili tylko osiem bramek. Przyczyny utraty punktów leżą bliżej bramki przeciwnika, gdzie Liverpoolowi brakuje kreatywności i klinicznych wykończeń.
Fabinho i Henderson udowodnili, że mogą całkiem dobrze grać w roli środkowych obrońców, ale skutkiem ubocznym ustawienia ich w defensywie jest ich nieobecność w środku pola, jak wskazuje Tom Worville.
Wprawdzie Fabinho do tej pory był solidnym zastępstwem w środku obrony, to jednak ostatnie wyniki pokazują koszt utraconych korzyści dla niego i Hendersona, jakim jest gra wszędzie, ale nie w pomocy.
W grze Fabinho są elementy, które dobrze przekładają się na występy w tyłach formacji. Dla przykładu, dobrze czuje się z grą piłką i zazwyczaj ma średnio 80 kontaktów z futbolówką na 90 minut, co plasuje go w 20% najlepszych środkowych i defensywnych pomocników w Premier League.
Jest też skuteczny w utrzymywaniu piłki. Jego współczynnik strat (uwzględniający to, jak często piłka jest tracona w stosunku do łącznej liczby kontaktów z piłką) wynosi zaledwie 13%, co jest trzynastym najlepszym wynikiem na tej pozycji.
Swoboda i umiejętność gry piłką są kluczowe w grze defensorów w tej drużynie Liverpoolu, a Fabinho spełnia oba te kryteria. Koszt utraconych korzyści wynika z tego, jak aktywny jest w swojej grze obronnej i wpływu tego, gdzie ta gra defensywna odbywa się na boisku.
Spośród głównych pomocników Liverpoolu tylko Naby Keïta ma średnio więcej wejść i przejęć od Brazylijczyka w odniesieniu do posiadania piłki, czyli jak wiele działań wykonuje zawodnik w przeliczeniu na 1000 kontaktów rywala z piłką.
To przydatna umiejętność w roli defensywnego pomocnika, kiedy może on czekać, obserwować i przerywać akcje oraz samodzielnie rozpoczynać ataki z głębi pola.
Wraz z przeniesieniem na środek obrony nie zniknęła wprawdzie zawziętość Fabinho. Zajmuje siódme miejsce pod względem odbiorów w odniesieniu do posiadania - średnio 6,1 na 1000 kontaktów z piłką rywala.
To zupełne przeciwieństwo tego, jak Van Dijk interpretuje grę w defensywie, z wartością powyższego wskaźnika na poziomie 1,8 - co plasuje go na 102 miejscu wśród 114 środkowych obrońców.
Van Dijk dobrze czuje się w wygodnym czekaniu, broniąc przestrzeni, a nie piłki. Angażuje się tylko wtedy, kiedy musi. Pozwala to pomocnikom Liverpoolu, w tym Fabinho, samodzielnie nakładać presję w celu odzyskania piłki.
Na nowej pozycji Fabinho wciąż wygląda, jakby polował, co oznacza, że tworząca się w efekcie za nim wolna przestrzeń musi zostać zabezpieczona przez innego zawodnika lub staje się wrażliwym punktem defensywy.
Z Fabinho w tyłach posiadanie piłki Liverpoolu zaczyna się w odległości średnio 36,8 metrów od ich bramki, czyli znacznie bliżej w porównaniu do średniej 41 metrów sprzed urazu Van Dijka.
Zaletą wysoko ustawionej linii obrony jest mniejsza przestrzeń, na której trzeba wywierać presję, ale to pokazuje też, że w wyniku nieobecności Van Dijka i wystawianiu jedynego prawdziwego numeru 6 ze składu w linii obrony, odzyskiwanie piłki następuje znacznie bliżej bramki, czyli prawdopodobnie linia defensywy w rzeczywistości nie jest ustawiona aż tak wysoko.
W tym kontekście pojawia się także kolejny skutek uboczny dla zespołu, jakim jest mniejsza liczba strat w innych strefach gry, przy jednocześnie większej przestrzeni do bronienia między defensywą i ofensywą.
W meczach poprzedzających występy Fabinho w środku obrony Liverpool wymuszał 6,2 straty z przodu boiska na 90 minut - rozumianych jako posiadanie piłki z otwartej gry, które rozpoczyna się 40 metrów od bramki rywala. Obecnie jest to 3,1 na 90 minut.
PPDA (podania, które zostały umożliwione w akcji defensywnej na połowie rywali - przypis tłumacza) nie uległ zmianie w analizowanym okresie, co oznacza, że presja jest wciąż wywierana, ale znacznie mniej efektywnie.
Zmęczenie, utrata Joty oraz specyfika meczów, jakie rozgrywał ostatnio Liverpool, tj. w szczególności rywalizacja z dużą liczbą drużyn z głęboko ustawioną defensywą, wpłynęły na zdolność Liverpoolu do wywierania presji, ale przesunięcie głównego niszczyciela ze środka pola do tyłu sprawia, że skutki widoczne są w innych obszarach.
W swoich pierwszych dniach na Anfield Klopp deklarował, że "woli treningi od transferów" i coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że rozwiązanie problemów Liverpoolu będzie musiało zostać znalezione od wewnątrz i nie będzie nim zastrzyk nowego talentu.
Dopóki nagle nie pojawi się jakaś dogodna okazja, Liverpool nie kupi kolejnego środkowego obrońcy aż do lata. Wtedy będzie lepsza dostępność zawodników i większa wiedza o stanie finansów oraz oczekiwanych wpływów z dni meczowych.
- Krótkoterminowe rozwiązania nie są już tym, co chce stosować ten klub - dodaje źródło.
- To nie w ten sposób dotarliśmy tu, gdzie jesteśmy. Sensowne jest kupienie obrońcy na cztery lub pięć lat, a nie na cztery lub pięć miesięcy. A nie są oni dostępni bez nieracjonalnego podejścia do finansów w tym okienku transferowym.
James Pearce
Autor: Poommaster
Data publikacji: 08.01.2021