Czas odbudować potęgę Anfield
Artykuł z cyklu Artykuły
Roberto Firmino przebiegał niedawno całą długość boiska Anfield z ramionami wyciągniętymi w geście świętowania, otrzymując uznanie od fanów na The Kop.
Był 16 grudnia, a dramatyczne uderzenie Brazylijczyka w ostatnich minutach meczu z rzutu rożnego wykonywanego przez Andy'ego Robertsona z Tottenhamem zapewniło Liverpoolowi przewagę wysokości trzech punktów nad gośćmi na szczycie tabeli Premier League. Broniący tytułu mistrzowie zdobyli 21 punktów na 21 możliwych na Anfield do tego momentu w sezonie.
Co ciekawe, od 116 dni drużyna Kloppa nie wygrała na tym boisku.
Forteca Anfield została zamieniona w gruzy
Będąc poprzednio niepokonany od 68 meczów domowych w lidze, czyli ponad cztery lata – Liverpool doświadczył okropnej serii 6 porażek z rzędu w lidze na własnym stadionie, najgorszej serii w 128-letniej historii klubu.
Burnley zakończyło ten chwalebny rekord 21. stycznia, a Brighton, Manchester City, Everton, Chelsea i Fulham dopełniły dzieła zniszczenia. Liverpool nie przegrał 6 ligowych gier od sezonu 1953-1953. Po tamtym sezonie zostali relegowani do drugiej ligi.
Mistrzowie zdobyli zaledwie 2 na 24 możliwe punkty od ostatniego zwycięstwa na Anfield nad Spurs.
Od kiedy Sadio Mané zdobył bramkę po długim podaniu Matipa przeciwko West Bromwich Albion na dwa dni po Świętach Bożego Narodzenia, Liverpool nie strzelił u siebie gola z otwartej gry w ciągu 708 minut. To prawie 12 godzin.
Tak naprawdę, ich jedynym golem w Premier League na Anfield w tym roku kalendarzowym był rzut karny Salaha w przegranym 4:1 meczu ze zmierzającym po tytuł City. Pomijając tego gola, nie udało im się zdobyć ani jednej bramki przy żadnej ze 115 okazji bramkowych u siebie w lidze.
Jednak w tym samym okropnym okresie podopieczni Kloppa wygrali na wyjeździe z Tottenhamem, West Hamem, Sheffield United, Wolves, a także z Arsenalem i dwukrotnie pokonali RB Lipsk na neutralnym gruncie na Węgrzech w fazie 1/8 Ligi Mistrzów.
Pozwoliło to utrzymać jakiekolwiek nadzieje na uratowanie sezonu 2020/2021, jednak jeśli chcą się o cokolwiek liczyć, to muszą poprawić swoją formę w meczach domowych.
Po meczu w Premier League z Aston Villą na Anfield, w środę odbędzie się rewanż ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Realem Madryt, w którym muszą odrobić wynik 3:1 z poprzedniego meczu.
- Głównym powodem, przez który nie gramy tak samo w meczach domowych jest to, że brakuje nam naszych kibiców – podkreśla Klopp. – Nie mam wątpliwości, że na Anfield bez kibiców udało się nam zagrać kilka bardzo dobrych spotkań, jednak musimy to kontynuować. Teraz mieliśmy serię bodajże czterech porażek, prawda?
Zwrócono mu uwagę, że jego zespół, który zajmował w lidze akurat siódme miejsce, przegrał na Anfield pół tuzina spotkań.
- Wow, no dobrze. Nie jest łatwo to wyjaśnić, mając wcześniej tak dobre wyniki. Musimy na nowo zacząć mieć odpowiednie nastawienie. Kiedy będziemy w stanie wyobrazić sobie jak wygrywać mecze, to będzie to już krok w dobrym kierunku. Chcemy awansować do kolejnej edycji Ligi Mistrzów, chcemy w niej grać jak najdłużej w tym roku. Potrzebujemy dalszych zwycięstw. Musimy pokazać, że potrafimy.
W czasie, w którym ciągle na stadionie brakuje fanów, reakcja musi nastąpić wewnątrz szatni. Gracze muszą dużo nauczyć się z ostatniej serii porażek.
Muszą nauczyć się widzieć swoje słabe strony i złe podejście, by unikać tego na dalszym etapie sezonu i nie doświadczyć znów tak mizernych wyników.
Słabe pierwsze połowy
Liverpool dominował tak dobrze inne drużyny na własnym stadionie, gdyż potrafili bardzo mądrze utrudniać grę odwiedzającym ich drużynom.
Grali z intensywnością i dynamiką, która potrafiła rozerwać nawet najgęściej ustawione formacje obronne. Jeśli nie udawało im się przełamać obrony przeciwnika, to byli tak konsekwentni w swojej grze, że ostatecznie i tak dominowali drugi zespół. Dlatego stracili u siebie tylko dwa punkty w sezonie, w którym zdobywali tytuł. Liverpool Kloppa w ostatnich miesiącach stracił tę umiejętność.
Anfield stało się o wiele bardziej gościnne, a niezmotywowany w pierwszych połowach Liverpool często oddawał inicjatywę swoim przeciwnikom. Dobrym przykładem może być mecz na Anfield w lutym z Evertonem, w którym złe podanie Thiago i błąd Kabaka sprawiły, że Richarlison wyprowadził swój zespół na prowadzenie już po trzech minutach. Dzięki temu zawodnicy Carlo Ancelottiego mieli w końcu coś, czego mogli się złapać, a wtedy Everton wykorzystał szansę i wygrał na Anfield pierwszy raz w tym stuleciu. Liverpool zbyt późno zbierał się do walki.
Dokonywanie złych decyzji i poddawanie się emocjom
Liverpool kilka razy dramatycznie mylił się pod bramką rywali podczas ostatniej okropnej serii (pomyślcie o tym, że Divock Origi mógł zdobyć ważną bramkę przeciwko Burnley, albo Mané wykorzystać swoją wyśmienitą okazję przeciwko Chelsea), jednak z reguły nie chodziło tu o marnotrawstwo Liverpoolu pod bramką rywali, lub genialnych interwencji bramkarzy.
Głównym problemem był brak kreatywności, Liverpool nie był w stanie odpowiednio zdobywać pola gry. Ich podania był wolne i przewidywalne. Nie byli w stanie prawie wcale przełamywać defensywy rywali.
W meczu z West Bromem zremisowanym 1:1, Liverpool miał 78 procent posiadania piłki, ale dało im to jedynie dwa celne strzały na bramkę. Przeciwko Brighton 63% posiadanie piłki dało tylko jeden celny strzał.
Podczas tej serii bez zwycięstwa na własnym boisku od ośmiu meczów, The Reds tylko dwukrotnie zdobyli ponad 3 celne strzały, było to z Burnley i Evertonem. Drużyny te głęboko się ustawiły, nie wywierały presji na graczach Liverpoolu, a następnie w odpowiednim momencie uderzyły na zmęczonych graczy Liverpoolu. Strategia tak często działała.
Im bardziej zawodnicy Kloppa byli zdesperowani w tych meczach, tym częściej bezsensownie przerzucali piłkę, co było łatwe do obrony. Ponad 30 takich przerzutów wykonano przeciwko Burnley. Z pewnością brakowało im odpowiedniej iskry do rozpoczęcia ataków i przebiegłości w rozegraniu, a ruch zawodników z pierwszej linii nie był odpowiednio dynamiczny.
Od kiedy Liverpool grał ostatnio u siebie z Fulham, Fabinho został przywrócony do roli środkowego pomocnika, po tym jak Klopp wykorzystywał go jako prowizorycznego obrońcę z powodu kontuzji innych graczy, a Diogo Jota odzyskał w końcu pełną sprawność po urazie, którego doznał niedługo przed grudniowym remisem z West Bromem, tak więc Klopp ma teraz przynajmniej kilka innych opcji.
Zmniejszające się zagrożenie ze strony stałych fragmentów
Trzy dni po wyjątkowym strzale głową Firmino z Tottenhamem w grudniu, Liverpool znowu zebrał pełną pulę. Matip trafił do bramki po dośrodkowaniu Trenta Alexandra-Arnolda, a Salah z bliskiej odległości w meczu przeciwko Crystal Palace na Selhurst Park wygranym 7:0.
To był ostatni mecz, w którym drużyna Kloppa zdobyła gola po rzucie rożnym w lidze. Od tego czasu mieli 105 rzutów rożnych.
W zeszłym roku Liverpool był królem rzutów rożnych, 1 na 14 takich zamieniany był na gola. Od kiedy Matip dołączył do kontuzjowanego van Dijka, to siła ofensywna Liverpool w powietrzu znaczącą osłabła. Van Dijk i Matip to dwa środkowy obrońcy, którzy w sezonie 2019/2020 Premier League notowali największy procent wygranych pojedynków w powietrzu, tak więc ich nieobecność upośledza Liverpool nie tylko w obronie ale i w ataku.
Niedbałe błędy i utrata koncentracji
Manchester City to wyjątkowa drużyna, która ekscytujący wyścig o tytuł w połowie aktualnego sezonu zmieniła w nieubłagany marsz po zwycięstwo. Wszystko to dzięki swojej konsekwencji w grze. Jednak ich pierwsze od prawie 18 lat zwycięstwo na Anfield zostało im podane na talerzu.
Po kilkunastu minutach drugiej połowy, Liverpool ledwo dawał sobie radę, po tym jak Salah nie wykorzystał wyjątkowej sytuacji pod bramką rywali. Potem Alisson przeżył jeden z najgorszych koszmarów w swojej karierze, gdy dwa niewytłumaczalne błędy doprowadziły do zdobycia bramek przez Gundogana i Raheema Sterlinga w ciągu 4 minut. Ostatecznie wynik zamknął Phil Foden.
Przyznany karny był dyskusyjny, ale Alisson również niepotrzebnie faulował Ashleya Barnesa, co doprowadziło do pierwszego zwycięstwa Burnley na Anfield od 1974 roku. Klopp opisał to jako „potężny cios w głowę”. Okropna obrona umożliwiła za to Stevenowi Alzate na zdobycia gola przy pierwszej akcji w meczu, kiedy to Brighton zanotowało swoje pierwsze zwycięstwo w lidze na Anfield od 1982 roku dwa tygodnie później. Porażki z Fulham również można było łatwo uniknąć po tym jak Salah łatwo stracił piłkę, gdzie zaraz potem Mario Lemina strzelił jedynego gola pod koniec pierwszej połowy.
Liverpool dał dużo swobody przyjezdnym, którzy łatwo i bez litości wykorzystali podstawowe błędy The Reds.
Dziwne wybory pierwszego składu i nieefektywne zmiany
Liverpool nie wyglądał zbyt pewnie, kiedy żółtodziób taki jak Rhys Williams partnerował Nathanielowi Phillipsowi przeciwko Fulham. Neco Williams wspierający ich na prawej obronie tego dnia sprawił, że The Reds wyglądali na bezbronnych.
Londyńczycy zagrożeni spadkiem nie musieli nawet liczyć na łut szczęścia, byli naprawdę lepszym zespołem. Wejście na boisku Mané i Fabinho w ostatnich minutach nastąpiło zbyt późno.
Klopp również zaryzykował składem na mecz z Burnley, który odbył się pomiędzy spotkaniami z Manchesterem United w lidze i FA Cup. Tego wieczoru Origi występował jako główny napastnik wraz z Alexem Oxladem-Chamberlainem na prawej stronie, co było jego drugim startem w tym sezonie, również Salah i Firmino zostali pominięci. To nie zadziałało.
Z innej strony, zmiany Kloppa nie wnosiły nic do gry. Curtis Jones w meczu z City został bezsensownie ściągnięty z boiska w 68. minucie przy wyniki 1:1. Liverpool również zaczął wyglądać gorzej, kiedy Oxlade-Chamberlain i Origi zmienili Wijnalduma i Xherdana Shaqiriego zaledwo po godzinie gry.
Przeciwko Chelsea wielkie zdziwienie wywołała zmiana Salaha w 62. minucie, kiedy Liverpool walczył o wynik. Egipcjanin nie mógł ukryć frustracji i potrząsał tylko głową z rozgoryczeniem. I tak jak z reguły, gra gospodarzy znów się nie poprawiła. Dopiero w 85. minucie Wijnaldum uderzył głową na bramkę po dośrodkowaniu Alexandra-Arnolda, który to strzał został z łatwością wybroniony. Był to jedyny celny strzał Liverpoolu tego wieczora.
Teraz nadszedł czas na mobilizację
Dwie kolejne porażki Liverpoolu na własnym boisku w tym tygodniu, a ich sezon rzeczywiście dobiegłby końca. Do końca sezonu pozostał ponad miesiąc. Jednak jeśli uda im się do końca kolejnego niesamowite zwycięstwa w Lidze Mistrzów, wtedy do końca sezonu można mieć jeszcze jakąś nadzieję.
Muszą dobrze zacząć, grać intensywnie, szybko rozgrywać piłkę, być uważnymi, a także nie poddawać się, nawet jeśli moment przełamania nie nadchodzi. Muszą wykorzystywać stałe fragmenty, pozbyć się głupich błędów, a także zacząć odbudowywać cegła po cegle fortecę na Anfield.
Anfield nie będzie na powrót tym czym było, dopóki wolne miejsca nie zapełnią się kibicami, jednak Liverpool nie może sobie pozwolić na dalsze blamaże na własnym boisku.
James Pearce
Autor: Cyryl
Data publikacji: 12.04.2021