SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1211

Rafa zawsze będzie kochany na Anfield

Artykuł z cyklu Artykuły


Żaden menedżer w historii Liverpoolu nie polaryzuje tak opinii, jak Rafa Benitez.

Jego ostatnia decyzja zawodowa podzieliła kibiców i uwolniła szereg emocji tak samo, gdy postanowił zakończyć swoją przygodę na Anfield 11 lat temu.

Pomysł, że Benitez kiedykolwiek obejmie stery w Evertonie był tak prawdopodobny jak to, że Boris Johnson otrzyma owacje na stojąco od The Kop. Jednak najmniej prawdopodobny związek w Merseyside stał się faktem, gdy Hiszpan odpowiedział pozytywnie na sygnał SOS wysłany przez Farhada Moshiri’ego i podpisawszy trzyletnią umowę zastąpi na Goodison Carlo Ancelotti’ego.

Niektórzy kibice Liverpoolu odbierają to jako zdradę. Twierdzą, że spuścizna człowieka, który przywrócił na Anfield Puchar Europy po tym, jak zapewnił najcudowniejszą walkę w Stambule, została skażona przez przejście na drugą stronę barykady.

Pojawiły się nawet głosy, aby usunąć jego podobiznę z ogromnego baneru na the Kop, na której znajdują się także legendarni menedżerowie: Bill Shankly, Bob Paisley, Joe Fagan, Kenny Dalglish i Jürgen Klopp.

Ci kibice są źli i oszołomieni tym, jak ktoś, kto jest tak blisko związany z czerwoną częścią miasta, ktoś kto na Anfield zawsze witany jest z otwartymi ramionami, mógł tak narazić tę silną wieź, akceptując ofertę zatrudnienia z drugiej strony Stanley Park.

Tak czy inaczej, niektórzy patrzą na to bardziej racjonalnie. Nie szczególnie podoba im się pomysł z objęciem Evertonu przez Beniteza, ale szanują i rozumieją powody, dla których to zrobił.

Akceptują to, że bardzo pragnął ponownie trenować zespół z Premier League, gdy opuścił Newcastle United dwa lata temu, a wakat na tym stanowisku dał mu szansę na stałe zamieszkać w swoim rodzinnym domu w Wirral, po ponad dziesięciu latach prowadzenia koczowniczego trybu życia. Podkreślają ile czasu upłynęło od chwili, gdy Benitez po raz ostatni miał Liver birda na piersi, a także fakt, że menedżerem Liverpoolu jest Klopp, którego nie zamieniliby na nikogo innego.

Dla wielu, to co Benitez dał Liverpoolowi już zawsze będzie ponad piłkarskimi podziałami, gdziekolwiek przejdzie. Obok trofeów i znaczących triumfów było także wsparcie – tak finansowe jak emocjonalne – dla rodzin Hillsborough. Ludzie go pokochali, ponieważ reprezentuje wszystko, co wiążę się z klubem i miastem. Fundacja charytatywna założona przez jego żonę Montse pomogła tysiącom ludzi w Merseyside.

„Rafa zasłużył na to, by robić to, co chce. Z pewnością nie wpłynie to na moją sympatię do niego” – taką wiadomość otrzymałem na początku tygodnia od posiadacza karnetu na Anfield. Inny wzywał, by wyżyć się na nim i twierdził, że to „hańba. Rafa powinien zostać wymazany z naszej historii, za to, że tam poszedł”. Wspominałem o polaryzacji.

W przypadku Benitza tak było już dawno. Wielu twierdziło, że jego panowanie w Liverpoolu skończyło się z powodów, na które nie miał wpływu, gdy niszczycielska działalność zadłużonych właścicieli z Ameryki – Toma Hicksa i Georga Gilletta zbierała swoje żniwo. Uznali go za ofiarę wojny domowej na Anfield i za człowieka niesprawiedliwie potraktowanego.

Inni natomiast stoją na stanowisku, że dymisja i odejście w czerwcu 2010 r. było głównie jego winą jako rezultat błędów na rynku transferowym i spędzania zbyt wiele czasu na walkach w gabinecie, których nie mógł wygrać. Opinie są podzielone – nawet wśród tych, którzy dla niego grali.

By zrozumieć czemu Benitez przyjął pracę, która zapewni mu gniew czerwonych i niebieskich, musisz poznać przeszłość.

Długi czas po tym, jak opuścił Liverpool, Benitez czuł, że ma niedokończone sprawy na Anfield. Pragnął kolejnej szansy. Jednak, pomimo że latem 2012 r. nie był nigdzie zatrudniony, Fenway Sports Group nawet nie brała go pod uwagę, szukając zastępcy dla Kenny’ego Dalglisha. Informacja była czytelna: nie cofamy się. Czuli, że bagaż emocjonalny był zbyt duży.

Szybko przeskoczmy do maja 2015 r., gdy panowanie Brendana Rodgersa dobiegało końca, a nad Anfield przeleciał samolot z napisem „Rodgers out, Rafa in”. To się nigdy nie stało. Rafa przeszedł do Realu Madryt, a Rodgers ustąpił miejsca Kloppowi, który już dawno został wyznaczony na idealnego następcę i dał jasno znać, że jest gotów zakończyć swój urlop.

Benitez ma 61 lat, a Klopp odejdzie najwcześniej w 2024 r. Wie, że już nigdy nie będzie menedżerem Liverpoolu.

Trzeba także wziąć pod uwagę osobowość człowieka, który zawsze kierował się bardziej rozumem niż sercem. Steven Gerrard pewnego razu opisał go jako „zimnego i bez uczuć”, ale zaznaczył także, że Benitez wyciągnął z niego więcej, niż ktokolwiek inny. Gorące pragnienie zdobycia jego aprobaty zapewniło mu najlepszą formę w karierze.

Dla Benitza to jest biznes. To atrakcyjny projekt w klubie Premier Lague bez sukcesów, blisko jego domu, mający dzięki bogactwu Moshiri’emu środki do wykorzystania. Nie miał innej stosownej opcji na stole. Odkąd w styczniu skończył się jego lukratywny kontrakt w Chinach czekał na odpowiednią okazję.

Można powiedzieć, że w zasadzie bardziej kontrowersyjne było zostanie tymczasowym menedżerem Chelsea w 2012 r., biorąc pod uwagę jakie bitwy Liverpool prowadził z drużyną Jose Mourinho i jakie docinki leciały w obie strony. Dzika rywalizacja rozgrywała się między klubami walczącymi o najważniejsze współczesne trofea, a nie była oparta na położeniu geograficznym.

Pobyt Beniteza na Stamford Bridge pokazał jak grubą ma skórę, a to będzie niezbędne w czasie następnych miesięcy na Goodison. Pomimo bycia narażonym na strumień nadużyć ze strony kibiców Chelsea, zapewnił im zwycięstwo w Lidze Europy i trzecie miejsce w Premier League.

Haniebne banery powieszone na zewnątrz Goodison oraz niedaleko domu Beniteza nigdy go nie zniechęcą. Będzie to prawdą, jeżeli cokolwiek stanie się inaczej.

Kibice Liverpoolu w social mediach rozkoszują się udostępnianą wypowiedzią Beniteza, gdy po bezbramkowych derbach na Anfield w 2007 r. nazwał Everton „małym klubem”. Po 14 latach to wciąż boli i jest jednym z powodów, dla którego wielu niebieskich nie może przełknąć jego zatrudnienia.

Benitez dawno temu wyjaśnił, że popełnił „błąd” i jego słowa odnosiły się do taktyki obranej przez Davida Moyesa tamtego dnia, a nie do klubu jako całości.

Z pewnością nie jest w porządku zarzucanie Benitezowi, że się skończył. Odkąd opuścił Liverpool wygrywał trofea z Interem Mediolan, Chelsea i Napoli, do tego przywrócił Newcastle do najwyższej klasy rozgrywkowej. Był uwielbiany przez fanów na północnym-wschodzie, ale ostatecznie uznał za niemożliwą dalszą współpracę z właścicielem Mikem Ashleyem.

Przejście Beniteza do Evertonu może być najbardziej wartościowym i bezprecedensowym zatrudnieniem menedżera w futbolu Merseyside, ale nie oznacza to wcale, że będzie złe. Klub, który zakończył poprzedni sezon na 10. miejscu zapewnił sobie usługi niezwykle doświadczonego menedżera, który wygrał Ligę Mistrzów. Jego CV jest z pewnością bardziej okazałe niż Nuno Espirito Santo.

Jasne jest, że musi dobrze zacząć, ponieważ jego wcześniejsze powiązania gwarantują mu, że cierpliwość trybun będzie bardzo ograniczona. Ma do pokonania całą armię wątpiących. Pierwsze derby sezonu na Goodison pod koniec listopada będą niecierpliwie wyczekiwane. Pomijając spotkania w krajowych pucharach, w kwietniu nastąpi jego powrót na Anfield.

Ci z fanów Liverpoolu, którzy postrzegają pracę w Evertonie jako absolutnie niedopuszczalną dla ikon the Kop będą chcieli aby poniósł sromotną porażkę. Inni, których sympatia dla Beniteza nie została zachwiana będą życzyć mu dobrze – ale nie za dobrze. Tak czy inaczej, doprowadzenie Evertonu z 10. miejsca na, powiedzmy, szóste będzie postępem, który nie odbije się na aspiracjach Liverpoolu.

Rafa Benitez, menedżer Evertonu. Czasami prawda jest dziwniejsza od fikcji.

To emocjonalne pole minowe dla tych, którzy zwykli głośno krzyczeć jego imię. Następny rozdział w Merseyside zapowiada się fascynująco.

GiveraTH



Autor: GiveraTH
Data publikacji: 01.07.2021