FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 925

Ostateczny rewanż Liverpoolu

Artykuł z cyklu Artykuły


Liverpool czekał 410 dni na powrót na Goodison Park. W rzeczy samej zemsta najlepiej smakuje na zimno.

By w pełni zrozumieć znaczenie środowej demolki należy wziąć pod uwagę blizny, które nosili od poprzedniej wizyty 17 października poprzedniego roku.

Wtedy to mieszanka wściekłości, frustracji i zmartwień spowodowała bezsenną noc dla wielu piłkarzy Jürgena Kloppa.

Virgil van Dijk opuścił boisko na noszach, jego sezon zakończył się w piątej kolejce Premier League, a Euro, podczas którego prawdopodobnie kapitanowałby Holandii, przepadło z powodu zerwanego więzadła w kolanie po lekkomyślnym wejściu Jordana Pickforda. Thiago pauzował przez 10 tygodni przez kontuzję kolana po tym jak został ścięty przez Richarlisona.

Palące poczucie niesprawiedliwości jakie odczuwał Liverpool wzmógł brak kary dla Pickforda oraz gol Jordana Hendersona w końcówce spotkania, który przyniósłby zwycięstwo, ale po decyzji VAR-u został cofnięty i mecz zakończył się wynikiem 2-2.

Ten dzień kosztował Liverpool dużo więcej niż dwa punkty.

Pozbawienie talizmanu z obrony na pozostałe 33 mecze ligowe skruszyło ich nadzieję na obronę tytułu mistrzowskiego. Pozostał gniew.

Do kontuzji dodano zniewagę, gdy seria urazów stoperów doprowadziła do pierwszej od 22 lat porażki z Evertonem na Anfield, podczas spotkania w lutym.

- Ostatnim razem gdy tu byliśmy, złapaliśmy dwie kontuzje. Jesteśmy jak rodzina i jak ktoś jest ciężko kontuzjowany, odczuwamy to – powiedział Klopp.

Chodziło o to, żeby się odegrać. O przegnanie tych demonów z Goodison. Dla Van Dijka, którego kibice gospodarzy absurdalnie wygwizdywali, chodziło o pokonanie kolejnej psychologicznej przeszkody i zbliżenie się do swojego imponującego topu po tych dziewięciu bolesnych miesiącach poza grą.

Wszystko to zostało odhaczone gdy Everton nie tylko został pokonany, lecz upokorzony na własnym podwórku.

Normalny porządek został przywrócony w Merseyside. Geograficznie, te dwa kluby niewiele dzieli, jednak na boisku, dzielą ich lata świetlne.

Podczas gdy koszmarna podróż przez Stanley Park 14 miesięcy temu skutecznie zakończyła wyścig Liverpoolu po tytuł, ta była prosta i służyła jedynie wzmocnieniu ich argumentów do zdobycia trofeum, które będzie wręczane w maju.

Zdobyli cztery, najwyższej jakości, gole, co oznacza, ze mają już 43 bramki w 14 ligowych meczach w tym sezonie – 10 więcej od drugiego pod tym względem Manchesteru City. Liverpool jest pierwszym zespołem w historii grającym w najwyższej lidze, który strzelił dwie lub więcej bramek w 18 meczach z rzędu we wszystkich rozgrywkach. Są bezlitośni i nieokiełznani w równym stopniu.

Klopp wiedział, że emocje pójdą w górę w szatni gości przed tym meczem. Po prostu ostrzegł swoich graczy, by wykorzystali je na boisku stosując „kontrolowaną agresję”. By Everton poniósł karę należało pokazać przepaść jaka ich dzieli, a nie uciekać się do siłowych starć. Jego polecenia zostały wykonane w 100 procentach.

To była prawdopodobnie najsilniejsza jedenastka Kloppa, po tym jak powołał Joëla Matipa kosztem Ibrahimy Konaté, i dali czadu.

Mogłoby być już 3-0 po ośmiu minutach zanim podanie Andrew Robertsona nie dotarło do Hendersona, który lewą nogą umieścił piłkę zza pola karnego obok Pickforda.

Henderson, który profesjonalnie asystował przy drugiej bramce, zdobytej przez Mohameda Salaha, dawał przykład energii i dynamizmu. To był najlepszy występ kapitana w tym sezonie, gdy zaprezentował gamę zagrań. Taktyczna sztuczka, która polegała na tym, że Trent Alexander-Arnold zostawał głęboko lub wskakiwał do środka, gdy Henderson ruszał na prawe skrzydło zdała egzamin.

Nic dziwnego, że kibice z Gwladys Street przetrzymali piłkę. To był jedyny moment wytchnienia dla Evertonu w pierwszej połowie, dopóki niechlujna dezorganizacja obrony nie pozwoliła Demaraiowi Grayowi zdobyć bramkę kontaktową.

Momentalnie na boisku zrobiło się jak tyglu – Liverpool wcześniej w tym sezonie zaprzepaszczał spokojne prowadzenie. Przypominam o Atletico Madryt i Brighton & Hove Albion.

Jednak gdy zabrzmiał gwizdek kończący pierwszą połowę, Klopp rzucił się przez murawę do tymczasowych szatni zlokalizowanych na parkingu jak człowiek, którego misją jest wymuszenie koncentracji i na pewno mu się to udało.

Druga połowa to był pochód.

Niedorzecznie jest myśleć, że Salah został w tym tygodniu uznany zaledwie siódmym najlepszym piłkarzem w świecie futbolu w plebiscycie Złotej Piłki. Prawda jest taka, że od sierpnia nie ma sobie równych.

Wykorzystując gafę Seamusa Colemana Egipcjanin przebiegł pół długości Goodison i umieścił piłkę obok Pickforda. To był 19 gol w 19 meczach we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie.

Gdy Diogo Jota wykiwał Allana i z przytupem dobił gospodarzy strzałem ostrego konta w 79 minucie, Liverpool osiągnął najwyższą ligową wygraną na Goodison od listopada 1982 roku, gdy wygrali 5-0, a Ian Rush trafiał do siatki czterokrotnie.

Przypominało to włączenie alarmu pożarowego, gdy kibice Evertonu bez wiary zaczęli tysiącami udawać się w kierunku wyjścia. Trybuna gości odpowiedziała wykrzykując głośno imię Rafy Beniteza.

„Rafa jest za sterami” oraz „Liverpool jest magiczny, Everton jest tragiczny” również dało się usłyszeć.

To było bezlitosne.

Gdy zbliżał się czas zakończenia meczu, śpiewali „Za minutę będziecie buczeć”.

I mieli rację, ponieważ prezes Bill Kenwright i dyrektor sportowy Marcel Brands musieli znieść lawinę obelg.

Zapomnijmy jak słaby był Everton. Liverpool, który nie wygrał na Goodison od 2016 roku, podchodził do derbów w ostatnich latach w roli faworyta i nie kończył dobrze. Przed wczorajszym wieczorem, osiem spośród dziewięciu ostatnich spotkań tu kończyło się podziałem punktów.

Jednak to jest inny Liverpool. W przeciągu ostatnich sześciu tygodni odwiedzili Old Trafford i Goodison i wygrali oba mecze zdobywając łącznie dziewięć goli i tracąc jednego.

Dla porównania, Klopp nie wygrał ani jednego z sześciu wyjazdowych spotkań z Manchesterem United, a jego jedyne zwycięstwo na Goodison, przed tym środowym, miało miejsce prawie pięć lat temu dzięki bramce Sadio Mane w doliczonym czasie gry.

- To był z pewnością nasz najlepszy występ na Goodison odkąd jestem w Liverpoolu – powiedział Klopp.

- Rozgrywaliśmy tu dobre mecze, ale nigdy nie byliśmy tak dobrzy, jak dziś, nigdy nie byliśmy tak spokojni, jak dziś, nigdy nie byliśmy tak przekonujący – i dlatego wygraliśmy mecz.

- Dla nas oba derbowe starcia, z Evertonem i United, to wielkie mecze i musisz nauczyć się utrzymać spokój i wspólnie zagrać swój najlepszy futbol.

Nie ma lepszego miejsca, by dać taki występ, jak ten.

James Pearce



Autor: GiveraTH
Data publikacji: 02.12.2021