TOT
Tottenham Hotspur
Premier League
22.12.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1865

Poczwórna korona dla Liverpoolu?

Artykuł z cyklu Artykuły


Liverpool zbliżył się do Manchesteru City i traci do lidera tabeli tylko trzy punkty. Oznacza to, że mistrzostwo Premier League również jest teraz jednym z celów.

Wyjątkowy wieczór zasługiwał na wyjątkową radość i Jürgen Klopp nie rozczarował pod tym względem.

Przywykliśmy już do specyficznych zachowań bossa Liverpoolu przed the Kop, ale rzadko kiedy pokazuje ze swojej strony coś takiego.

Występ na pięć gwiazdek i sześciobramkowe zwycięstwo zostało zwieńczone przez menadżera nie mniej niż ośmioma uderzeniami pięścią w powietrze, ale też uśmiechem, który byłby w stanie rozświetlić całe Merseyside.

- Dałem się lekko ponieść - przyznał Klopp po tym, jak jego drużyna rozbiła na Anfield Leeds United.

Chyba możemy mu to wybaczyć, prawda?

To była najwyższa wygrana the Reds od września 2007 r., dziewiąta z rzędu we wszystkich rozgrywkach i taka, która zmniejszyła dystans do Manchesteru City, lidera Premier League, do trzech punktów.

Na ten moment trudno jest nie dać się ponieść Liverpoolowi i trudno było nie zauważyć, że ta radość Kloppa, a także odpowiedź, jaką otrzymał od kibiców, są oznaką, że to menadżer, zespół, klub i sieć fanów, którzy wierzą, że coś wyjątkowego czeka na ich drodze.

Czemu mieliby nie wierzyć? Kogo mają się bać, grając w taki sposób?

Nie City, z którymi kwietniowy mecz majaczy na horyzoncie i z pewnością nie Chelsea, z którymi zmierzą się w niedzielę na Wembley w finale Carabao Cup.

Liverpool jedną nogą jest już w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i żaden z największych europejskich zespołów nie chciałby w tej chwili na nich trafić.

Wyglądają na zespół, który czuje się dobrze sam ze sobą, zrelaksowany, pewny siebie i spójny oraz zdolny do wygrywania meczów w każdy możliwy sposób.

Jeśli chcesz walki, to podniosą rękawicę. Jeśli chcesz się wycofać, to znajdą sposób, żeby się przebić.

A jeśli chcesz wyjść i spróbować swoich sił, to jest duża szansa, że spotka cię to, co spotkało tutaj Leeds.

Zniszczenie.

Gdzie się nie spojrzy, widać oznaki siły. Na mecz z Norwich Liverpool dokonał siedmiu zmian w składzie i sześć na mecz przeciwko Leeds, ale nie dało się tego zauważyć.

Intensywność była taka sama, jakość była taka sama i taki sam był efekt. Niezależnie od tego, kogo Klopp wybiera w tym momencie do składu lub kogo wprowadza z ławki, piłkarze ci się wpasowują, grają jak z nut i wykonują swoje zadania.

Mohamed Salah, wiadomo, jest talizmanem zespołu. To główny strzelec i gwiazda.

Egipcjanin powiększył swój bilans strzelecki do 27 bramek, po wykorzystaniu dwóch jedenastek, oraz dołożył do tego wyborną asystę.

Dorobek 44 bramek z jego debiutanckiego sezonu 2017/18 wydaje się możliwy do pobicia od teraz do maja. Jak przerażająca jest to myśl?

Jednak to coś większego niż przedstawienie jednego aktora.

W Liverpoolu gra trzech najlepszych strzelców tego sezonu Premier League: Salah, Diogo Jota i Sadio Mané, a także trzech najlepszych asystentów: Salah, Trent Alexander-Arnold i Andy Robertson.

Razem mają na koncie 106 goli we wszystkich rozgrywkach, a drużyna w ostatnich dziesięciu spotkaniach siedem razy zachowywała czyste konto i traciła bramki tylko w trzech.

Czego więcej można oczekiwać? Zarówno główne postaci, jak i zmiennicy, spisują się bez zarzutów.

Skład, którym dysponuje Klopp, jest tak silny, jak nigdy wcześniej. Być może najmocniejszy w całym kraju, a te rozgrywki wywindowały standardy na nowy, niewiarygodny wręcz poziom.

I dlatego właśnie co tydzień oglądamy wyjątkowe wydarzenia. Joël Matip szarżuje przez środek pola niczym Steven Gerrard i wykańcza akcję jak Robbie Fowler. To nadchodziło - ten gol.

Oglądamy Thiago Alcântarę, który jest zdrowy i w formie tak jak po swoim przyjeździe do Merseyside, pokazujący dokładnie, dlaczego fani the Reds nie mogli uwierzyć własnemu szczęściu, gdy udało się go pozyskać z Bayernu Monachium.

Ależ zawodnikiem jest Hiszpan w takiej dyspozycji.

Ależ zawodnikiem jest Salah, wybitny strzelec i najwyższej klasy kreator, ale nadal ten, który wciąż dręczy rywali i naciska oraz goni za piłką dla dobra drużyny.

To samo tyczy się Mané, który robi różnicę w każdym tego stwierdzenia znaczeniu, a nowy nabytek Luis Díaz prezentuje się tak, jakby był w drużynie od lat, a nie od tygodni. Ten ostatni to też kolejny kwiat w bukiecie zespołu rekrutującego.

Nie dziwi zatem, że Klopp uśmiechał się, gdy w środę wieczorem wchodził do tunelu. Na ten moment jest ideałem i jest nim jego zespół.

Teraz kluczem jest zapewnienie, że w maju będą mieli coś realnego do pokazania. Coś srebrnego i błyszczącego.

Jednak, na podstawie dostępnych informacji, pytanie nie brzmi, czy Liverpool wygra trofeum w tym sezonie, ale raczej ile ich będzie.

Jedno, dwa, trzy, a może cztery? Osiem pięści w powietrze w środę sugeruje, że Klopp myśli o wszystkich. Wszystko zacznie się w niedzielę na Wembley.


Neil Jones



Autor: Poommaster
Data publikacji: 24.02.2022