SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1662

Klub walczy o wszystkie możliwe trofea

Artykuł z cyklu Artykuły


Od łez Thiago aż po widok szczęśliwego Jürgena Kloppa, tańczącego na murawie Wembley do hitu Dua Lipy „One Kiss” – intensywny i szalony, a także przepełniony dramatem finał Carabao Cup zakończył się dla Liverpoolu radością, kiedy to Jordan Henderson w charakterystycznym dla siebie stylu podniósł trofeum wśród padającego konfetti.

Pierwszy od dekady triumf the Reds w krajowych pucharach sprawił, że w przypadku Kloppa sprawdziło się znane powiedzenie, że do trzech razy sztuka. W tym przypadku niemiecki szkoleniowiec zwyciężył w końcu meczu o trofeum rozgrywanym na Wembley po dwóch wcześniejszych porażkach: pierwsza miała miejsce w 2013 roku, kiedy to prowadzona przez niego Borussia Dortmund przegrała w finale Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium, a druga w finale Pucharu Ligi Angielskiej w 2016 roku – wtedy Liverpool został pokonany przez Manchester City.

Po tym jak Kepa Arrizabalaga spudłował przy 22 rzucie karnym i rozstrzygnął tym samym o wyniku finału rozpoczęło się szalone świętowanie, a Caoimhin Keller zniknął w morzu ciał. Niedługo potem Andy Robertson znalazł się na plecach Ibrahimy Konaté.

Kiedy zawodnicy zebrali się znowu wokół swojego kapitana na prowizorycznym podium, Klopp zauważył członków swojego sztabu trzymających się na uboczu i żywymi gestami zachęcał ich do przyłączenia się do reszty drużyny. Przesłanie było jasne: wszyscy są częścią tego, co się wydarzyło. Jak dumnie głosi baner znajdujący się na the Kop, „jedność to siła”.

Henderson przekazał trofeum Kelleherowi i poprowadził go wprost przed zgromadzony tłum fotoreporterów. Wtedy kapitan the Reds wycofał się i gorąco oklaskiwał młodego Irlandczyka, który podczas tego najważniejszego w swojej karierze dnia wykazał się serią najwyżej klasy obron, a później opanował swoje nerwy, umieszczając piłce w siatce przy wykonywanym przez siebie rzucie karnym. Kelleher zdecydowanie odwdzięczył się Kloppowi za wiarę i zaufanie, jakimi obdarzył go trener Liverpoolu.

Tak, Liverpool ma zdecydowanie większe trofea w polu widzenia podczas obecnego sezonu. Tak, klub zdobywał już podczas panowania Kloppa cenniejsze tytuły. Jednak wygrany finał Carabao Cup ma istotne znaczenie zarówno biorąc pod uwagę to, co to ten tytuł reprezentuje obecnie, jak również pod kątem tego, co the Reds mogą jeszcze zdobyć w nadchodzących miesiącach.

To drużyna Liverpoolu, o której będziemy mówić z podziwem jeszcze za 50 lat. Jednak aby naprawdę wzmocnić i utrwalić to dziedzictwo, musieli dodać kolejny tytuł do swoich triumfów w Lidze Mistrzów, Superpucharze Europy UEFA, Klubowych Mistrzostwach Świata i Premier League. Musieli udowodnić, że potrafią sprostać wyzwaniu na wszystkich frontach. Musieli stać się seryjnymi zwycięzcami, jak ikony z lat 70 i 80.

W piłce nożnej chodzi o tworzenie wspomnień, a teraz do historii panowania Kloppa został dopisany nowy, niezapomniany rozdział.

To zwycięstwo znaczy tak wiele również przez to, co przechodzili w ciągu ostatnich dwóch lat piłkarze, pracownicy sztabu i kibice. Przez panującą na całym świecie pandemię, odmówiono im możliwości pełnego i hucznego świętowania końca trwającego w klubie od 30 lat oczekiwania na zwycięstwo w krajowej lidze. Anfield świeciło pustkami. Nie odbyła się tradycyjna parada ulicami miasta.

- Najtrudniejszy czas w naszym piłkarskim życiu – tak Klopp opisał poprzedni sezon, kiedy w klubie panował kryzys związany z kontuzjami, a jakby tego było mało gra bez udziału publiczności przez tak długi czas dodatkowo osłabiała morale zespołu. Trener czuł się tak wykończony, że nie mógł się doczekać końca sezonu.

Ta drużyna czerpie energię z emocji na trybunach, tak więc teraz gdy ten istotny element został przywrócony, a kluczowi zawodnicy znowu są w formie i gotowi do gry, wszyscy widzimy odpowiednie rezultaty. Klopp odzyskał swoją siłę. Liverpool przegrał jedynie dwa z ostatnich 50 spotkań rozgrywanych we wszystkich rozgrywkach, Spójność i konsekwencja w ich grze zapiera dech w piersiach.

- Atmosfera była wyjątkowa – powiedział Klopp.

- Byłem tym zachwycony i świetnie było po meczu móc znów przeżywać to razem z kibicami, po tak długim czasie bez powodu do świętowania czy też bez okazji i możliwości świętowania.

Zespół prowadzony przez niemieckiego szkoleniowca nie osiągnął może na Wembley szczytu swoich możliwości, ale można znaleźć pewne okoliczności uzasadniające taki stan rzeczy. Utrata Thiago ze względu na uraz doznany podczas rozgrzewki z pewnością była dużym ciosem i skutkowała wejściem Naby’ego Keïty do pierwszego składu. Diogo Jota, który wybiegł na boisko z ławki rezerwowych w drugiej połowie meczu wyraźnie nie był w pełni sił.

Chelsea obecnie dzierży tytuł mistrza świata oraz Europy nie bez powodu, tak więc the Blues sprawili Liverpoolowi mnóstwo problemów.

Porozmawiajmy więc o skrajnościach. Z jednej strony rażące chybienia Masona Mounta, a z drugiej niesamowita podwójna obrona Édouarda Mendy’ego. Z jednej strony furia Liverpoolu skierowana na sędziów, którzy nie uznali bramki strzelonej przez Joëla Matipa dopatrując się spalonego Virgila van Dijka – a z drugiej ulga, gdy za minimalnie spalony został uznany strzał Lukaku.

Bezbramkowe finały to zazwyczaj ponure wydarzenia, jednak tym razem było inaczej, a kibice oglądali ekscytujące spotkanie. Równie dobrze ten mecz mógł się zakończyć wynikiem 4:4, tyle było tutaj szans i walki.

Jednak bez jakiejkolwiek uznanej bramki w ciągu 120 minut meczu, drużyny musiały zmierzyć się w rzutach karnych. Tam już sytuacja się odwróciła – żaden z zespołów nie przestawał trafiać do siatki z 11 metrów. Dopiero Kepa, specjalista od rzutów karnych wezwany z ławki rezerwowych, zepsuł swoje uderzenie. Liverpool może się teraz pochwalić imponującym rekordem 18 zwycięstw w 25 rozegranych konkursach rzutów karnych.

Wielu piłkarzy Kloppa już wcześniej występowało w spotkaniach o najwyższą stawkę, ale dla niektórych było to nowe przeżycie i przełomowy moment. Pomijając Kellehera, to cóż to była za okazja dla Harveya Elliotta, nadarzająca się tak krótko po powrocie przez niego na boisko po poważnej kontuzji. Luis Díaz, który po raz kolejny pokazał się z wyśmienitej strony, nie spędził jeszcze nawet pełnego miesiąca w Liverpoolu, a już ma medal. Również dla Joty i Konaté był to pierwszy triumf. Teraz będą mieli ochotę na kolejne.

Pierwszy etap możliwego poczwórnego zwycięstwa został więc wykonany, a ten pełen nerwów finał powinien stanowić idealny start przed kolejnymi czekającymi wyzwaniami.

Zwycięstwo w środowym meczu z Norwich City zapewni the Reds przejście do ćwierćfinału Pucharu Anglii. Zespół ma sześć punktów straty do Manchesteru City, a jednocześnie rozegrał jedno spotkanie mniej niż liderzy tabeli. Liverpool jedną nogą jest już też w ćwierćfinale Ligi Mistrzów po zwycięstwie w rozgrywanym na San Siro meczu z Inter Mediolanem.

Przed Liverpoolem zdecydowanie gorący okres, a najbliższe dni będą obfitowały w nadzieję i rozmach.

Wreszcie the Reds ponownie są zwycięzcami na Wembley. Rekordowy, dziewiąty Puchar Ligi znalazł się już w gablocie i powinien zaostrzyć apetyt na to, co czeka zespół od teraz do końca maja. Potem ten moloch, rozpędzony przez Kloppa będzie mógł na chwilę przystanąć.

James Pearce



Autor: AlexRedComrade
Data publikacji: 01.03.2022