Roberto Firmino będzie jeszcze ważnym ogniwem?
Artykuł z cyklu Artykuły
Roberto Firmino to zawodnik, który na zawsze pozostanie w pamięci kibiców Liverpoolu niezależnie od tego, co będzie się działo z Brazylijczykiem w przyszłości. Powoli wydaje się jednak, że niegdyś żelazny żołnierz Jürgena Kloppa robi miejsce przyszłym bohaterom Anfield.
Dla niejednego kibica Liverpoolu przyjście do klubu Roberto Firmino było sporą niespodzianką. W 2015 roku The Reds nie byli wiodącą siłą nawet w Anglii, a co dopiero na Starym Kontynencie. Wtedy chyba też nikt się nie spodziewał, że parę miesięcy później rozpocznie się najpiękniejszy czas każdego fana klubu z czerwonej części miasta Beatlesów.
Roberto Firmino 7 lat temu był mocno rozchwytywanym zawodnikiem, po tym jak w ciągu 4 lat rozegrał dla Hoffenheim 153 spotkania, w których zdobył 49 bramek i zanotował 36 asyst. Brazylijczyk wykręcał w Bundeslidze kapitalne liczby i nic dziwnego, że interesował się nim także Manchester United. W czerwcu 2015 roku angielskie media oraz brazylijskie ESPN donosiło, że Czerwone Diabły są już prawie pewne sprowadzenia do siebie gracza „Wieśniaków”.
Roberto Firmino co ciekawe wybrał projekt Liverpoolu, gdzie wciąż menadżerem był Brendan Rodgers. Liverpool nie radził sobie jednak najlepiej i w październiku po remisie z Evertonem na Goodison Park, irlandzki szkoleniowiec został zwolniony, a na Anfield nastała era Jürgena Kloppa.
U Niemca „Bobby” z miejsca stał się etatowym graczem pierwszej jedenastki. Można powiedzieć, że właściwie od niego Klopp zaczynał ustalanie składu na mecz. Już w pierwszym sezonie na Wyspach Brytyjskich, Brazylijczyk zapisał sobie na koncie 11 goli i tyle samo decydujących podań, a jego umiejętność skutecznego pressingu, mądrego naciskania na przeciwników, ponadprzeciętny zmysł przy rozgrywaniu akcji ofensywnych. Brazylijczyk właśnie tym urzekł niemieckiego trenera, który z miejsca zakochał się w grze swojego podopiecznego. Firmino, mimo tego, że był graczem ofensywnym, to nie bał się harować w defensywie, co pokazał nie raz, nie dwa, nie dziesięć razy w Liverpoolu.
Były zawodnik Figueirense miał w trakcie swojejego dotychczasowego pobytu w Anglii gorsze momenty, jak w sezonie 2019/2020, gdy Firmino martwił się, że nie zdobywa zbyt wielu bramek. Na duchu podniósł go wtedy Jürgen Klopp. Efekt? Brazylijczyk już w kolejnym meczu zdobył dwie bramki i rozegrał kapitalne zawody przeciwko Leicester City na King Power Stadium, gdzie the Reds zdemolowali rywali, wygrywając aż 4:0.
Numer „9” w Liverpoolu staje się już jednak coraz starszy i ma coraz mniejszy wpływ na grę drużyny. Brazylijczycy raczej znani są z tego, że wraz z upływem lat nie potrafią zmusić się do ciężkiej pracy, aby utrzymać się na topie jak najdłużej. Miejmy nadzieję, że w przypadku napastnika Liverpoolu będzie inaczej. We wcześniejszych sezonach natomiast nikt sobie nie wyobrażał, że Brazylijczyka może zabraknąć w wyjściowej jedenastce. Firmino nie grał tylko wtedy, gdy uniemożliwiały mu to urazy. Kiedyś kibice łapali się za głowy, gdy wiedzieli, że zabraknie ulubieńca Jürgena Kloppa, który doskonale rozumiał o co chodzi w filozofii Niemca. Dziś już nikt specjalnie nie rozpacza, gdy Roberto Firmino doznaje kontuzji. Liverpool ma Diogo Jotę, a prawdziwą furorę na Anfield od pierwszego dnia pobytu w Merseyside robi także Luis Díaz.
Ludzie, którzy mają dzieci zawsze powtarzają, że patrząc na swojego potomka widać upływający czas. Kibic Liverpoolu może powiedzieć, że dostrzega to patrząc na Roberto Firmino, który do Liverpoolu przenosił się nie mając skończonych jeszcze 24 lat. W październiku żelazny żołnierz Kloppa będzie miał 31 wiosen i wydaje się, że po przyjściu Diogo Joty i Luisa Díaza, to Firmino jest najbardziej zagrożony z pierwszego składu. Ciężko sobie wyobrazić Liverpool bez Firmino, który jest jednym z symboli odrodzenia potęgi klubu, ale czy Brazylijczyk zaakceptowałby ewentualną drugoplanową rolę w zespole? A może Roberto Firmino Barbosa de Oliveira dalej jest w planach Kloppa, a latem z drużyną pożegna się Sadio Mané lub Mohamed Salah. Czas płynie, a nadal żaden z nich nie złożył podpisu pod nowym kontraktem, który w przypadku całej trójki wygasa w czerwcu 2023 roku. Na razie wszystko wskazuje na to, że trio Mané-Firmino-Salah zostanie rozdzielone po zakończeniu obecnej kampanii.
Autor: Piotr Grymm
Data publikacji: 07.03.2022