Analiza taktyczna po meczu z Manchesterem City
Artykuł z cyklu Analiza Taktyczna
W hicie 32. kolejki Premier League Liverpool zremisował z Manchesterem City 2:2 i utrzymał status quo w tabeli. Na sześć meczów przed końcem sezonu The Reds dzieli wciąż jeden punkt od The Citizens, a różnice w modelach obu zespołów również wydają się niewielkie. Nie inaczej było niedzielnego popołudnia na Etihad Stadium, gdzie drużyny Pepa Guardioli i Jürgena Kloppa przedstawiły najwyższej jakości grę pozycyjną. W analizie przedstawiamy strategie City oraz LFC na to spotkanie i pokazujemy, które elementy charakterystyczne dla Niemca zaadaptował Katalończyk.
Liverpool od początku meczu przeszedł do wysokiego pressingu pod polem karnym City i znajdował się całym zespołem w szerokości szesnastki. Gospodarze, początkowo zestawieni również w 4-3-3, musieli zmieniać akcenty w swoim ustawieniu, by ominąć zwarty blok obronny liverpoolczyków.
Budowę ataków The Citizens utrudniały również działania indywidualne graczy LFC. Na powyższym przykładzie Sadio Mane zostawiał w swoim cieniu Kyle’a Walkera, kierując tym samym akcję City w sektor środkowy, gdzie Liverpool skupiał swoje krycie.
W efekcie podanie trafiało do Edersona, który z miejsca wykonywał daleki przerzut po przekątnej. Parabola lotu futbolówki była wtedy bardzo wysoka i goście zyskiwali bezcenną chwilę, by przesunąć się w stronę piłki.
Sytuacja zmieniała się wraz z przetasowaniem w drugiej linii Manchesteru. Dwóch z trzech pomocników ustawiało się w jednej linii, tworzyli tzw. doble pivot i zmuszali Liverpool do dostosowania się. Rodri spoglądał wyżej, szukając wzrokiem wolnych do podania zawodników, czego świadomy był Thiago, który często instruował swoich partnerów z formacji.
Celem gry gospodarzy było znalezienie nieobstawionego gracza za kolejną linią pressingu gości. Rolę takiego zawodnika pełnił głównie Kevin de Bruyne. Belg znajdował się poza polem widzenia pomocników LFC i mógł zostać świetnie wykorzystany w tzw. rozegraniu na trzeciego. Środkowy obrońca z Etihad (1) wielokrotnie przekazywał piłkę do bocznego defensora (2), który rozszerzał pole gry, utrudniając zarazem krycie Sadio Mane. Senegalczyk miał już bowiem więcej graczy do pokrycia – nie tylko naprzeciw siebie, ale też za sobą. Dzięki temu de Bruyne (3) jako ostatni „wierzchołek trójkąta” mógł otrzymać piłkę i skierować się twarzą do bramki Alissona. W ten sposób City przeprowadzili swoje najgroźniejsze akcje ofensywne, w tym tę zakończoną golem na 1:0.
Jak można było dostrzec na poprzedniej grafice, Liverpool był zmuszony do obniżenia bloku obronnego, ponieważ każda próba mniej intensywnej presji pod polem karnym gospodarzy kończyła się celnym dograniem za plecy pomocników LFC. Niepilnowany Ederson potrafił spowolnić rozegranie, stosował tzw. koncept pauzy (więcej o nim TUTAJ) i po chwili posyłał cięte crossy do napastników. Wówczas City rozwijali ataki z udziałem czterech graczy przeciwko czterem defensorom.
Niższy blok obronny skutkował z kolei otwarciem innych przestrzeni. Brak doskoku do obrońców i pomocników, którzy posiadali piłkę powodował, że zawodnicy Guardioli mogli wykorzystać ogromne wolne strefy za ostatnią linią Liverpoolu.
The Citizens mogli wtedy „unieruchomić” gości na połowie boiska i „złapać” ich na nieodpowiedniej pozycji ciała. Na przykład, w 29. minucie Aymeric Laporte uzyskał tzw. piłkę otwartą – był nieatakowany przez żadnego z liverpoolczyków i skierował się przodem do bramki LFC. Dla obrońców drużyny przeciwnej stanowi to sygnał do przyjęcia bocznej pozycji ciała, by szybciej reagować na podanie prostopadłe. W międzyczasie Trent Alexander-Arnold (TAA) był skupiony przez dwóch przeciwników, przed i za sobą, w związku z czym z opóźnieniem zareagował na podanie Baska. City wykorzystywali te podania najczęściej spośród wszystkich i potwierdzili, że ich słynne krótkie zagrania nie są celem samym w sobie, a jedynie skutkiem ubocznym. Jeśli nadarza się odpowiednia okazja, wykorzystują także bezpośrednie środki w postaci długich podań, podobnie jak liverpoolczycy, co przedstawiamy w kolejnej części analizy.
Mapa zagrożenia tworzonego przez gospodarzy (im ciemniejszy kolor, tym większe niebezpieczeństwo) zdaje się potwierdzać ww. sytuacje. „Środek ciężkości” w atakach The Blues znajdował się w strefie środkowej, gdzie obrońcy stawali się pierwszymi kreatorami gry.
Podobne dążenia wykazywali w swoich działaniach The Reds – starali się zaprosić do doskoku gospodarzy, którzy w fazie obronnej zestawieni byli w 4-4-2. Wówczas trzej pomocnicy LFC ustawiali się pod kątem względem nich, wymieniali podania między sobą, a linię wyżej czekał już Diogo Jota.
Portugalczyk schodził również do boku, skupiając uwagę m.in. Kyle’a Walkera i ograniczając jego atuty, tj. szybki powrót we własne pole karne. Dzięki temu dwaj pozostali napastnicy, Sadio Mane i Mohamed Salah, mogli wykorzystać swoją dynamikę i wbiec w pozostałe dwie przestrzenie między obrońcami City.
Długie zagrania i współprace trójkowe dokonywały się również między bocznym obrońcą (TAA), skrzydłowym (Salah) i napastnikiem (Jota). Podstawą tych działań było rozszerzenie (Salah) oraz wydłużenie pola gry (Jota), aby stworzyć luki między i za piłkarzami City.
Były napastnik Wolves jednak nie zawsze wyczuwał odpowiedni moment na podwyższenie, bądź obniżenie ustawienia. W 46. minucie dał się złapać na pozycji spalonej, Andy Robertson wściekał się na niego…
…a w kilku innych sytuacjach Portugalczyk zbyt późno obracał się przodem do bramki Edersona. Wobec tego Liverpool tracił szansę na rozwój ataków, ponieważ gospodarze zagęszczali wyraźnie jedną stronę boiska, a druga pozostawała pusta. W konsekwencji tego The Reds zdobyli także pierwszą bramkę w meczu autorstwa... Joty.
Jürgen Klopp w końcowych fragmentach, chcąc usprawnić grę zawodników przednich formacji, przypominał skrzydłowym o początkowym szerokim ustawieniu, a następnie zawężeniu w kolejnym etapie akcji. Stanowiło to podstawę skutecznego pressingu (Mane na początku meczu)…
…oraz kreacji i wykończenia ataków, np. w akcji bramkowej na 2:2. Salah zszedł do środka, kiedy po boku znalazł się Alexander-Arnold, a Mane zdobył gola po zbiegnięciu zza pleców Walkera (od tzw. ślepej strony).
W 70. minucie Jotę zastąpił Luis Diaz, a Pep Guardiola odpowiedział posłaniem na plac gry Riyada Mahreza. Lewonożny Algierczyk schodził z piłką z prawej strony do środka, a kryjący go Robertson – również z dominującą lewą nogą – musiał obracać się wokół własnej osi. Zespół City osiągał w tym punkcie przewagę indywidualną, lecz tracił nieco na spójności ustawienia w grupie. Mahrez rzadko znajdował bliskie wsparcie pod piłką, co Liverpool mógł wykorzystać w odzyskaniu futbolówki (czterech graczy w sektorze środkowym)i przejściu do kontrataku. Diaz czyhał już na pojedynek z obrońcą, jednak i po stronie gości zaczęło brakować szybszego transportu na połowę Manchesteru.
Podsumowanie
Heatmapy miejsc z największą liczbą doskoków pressingowych zdają się celnie oddawać strategie obronne obu drużyn. Gracze City spychali liverpoolczyków do jednej linii bocznej, a ci kierowali swoich przeciwników do środka.
Piłkarze Kloppa zaliczyli w tym meczu największą liczbę prób pressingu spośród wszystkich meczów tego sezonu Premier League, lecz niewątpliwie wynikało to z faktu, że gospodarze chcieli kontrolować mecz z piłką po swojej stronie.
W wielu fragmentach Liverpool dał się zdominować City, o czym może świadczyć m.in. skuteczność w budowie ataków rywali (opp. buildup completion %) czy intensywność pressingu (współczynnik PPDA). Najlepsze po stronie LFC było zaś wykorzystywanie okazji bramkowych, ponieważ według modelu xG zdobyli ok. jednego gola więcej, niż wskazuje na to jakość stworzonych szans strzeleckich (expected goals diff.).
Autor: Marek Mizerkiewicz
Data publikacji: 12.04.2022