FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 958

Coś się zepsuło i nie było ich słychać

Artykuł z cyklu Artykuły


Tytuł jest oczywiście parafrazą słynnych słów Zbigniewa Stonogi, ale pasuje jak ulał do obecnej sytuacji 19-krotnego mistrza Anglii. 

Liverpool pogrąża się w totalnym marazmie od początku sezonu. Kiedy po szeregu rozczarowań w lidze i uciułaniu zaledwie połowy punktów z 18 możliwych na ten moment wydawało się, że gorzej być nie może, a niepowodzenia na krajowym podwórku liverpoolczycy odbiją sobie w Lidze Mistrzów, okazało się, że jednak może.

Po wylosowaniu w grupie Napoli spodziewaliśmy się, że będzie ciężko, bo zespół spod Wezuwiusza zwyczajnie Liverpoolowi nie leży. Podopieczni Kloppa przegrali tam zarówno w 2018 roku (0:1), jak i w 2019 (0:2). W obydwu tych meczach the Reds grali słabo i wyglądali blado na tle napędzanych przez głośnych kibiców neapolitańczyków. Tego, co widzieliśmy jednak 7 września, chyba nikt się nie spodziewał. 

Liverpool źle zagrał z Fulham, Liverpool źle zagrał z Crystal Palace, Liverpool bardzo źle zagrał z Manchesterem United, ale spotkanie w Neapolu ciężko w ogóle opisać w parlamentarnych słowach. Wicemistrz Anglii w 1. kolejce Ligi Mistrzów sezonu 2022/2023 po prostu się skompromitował.

Od pierwszej minuty Napoli perfekcyjnie punktowało żałośnie prezentujących się graczy Jurgena Kloppa. Niemiecki trener ponownie ustawił linię obrony bardzo wysoko. Domyślamy się jaki był tego cel. Liverpool miał szybko doskakiwać i maksymalnie skracać pole gry rywalom, ale problem polegał na tym, że pomocnicy z Jamesem Milnerem na czele za każdym i nie ma tutaj cienia przesady, za każdym razem byli spóźnieni, przez co środek pola był całkowicie zdominowany przez gospodarzy. Ci nawet specjalnie się nie męcząc, wymieniali kilka podań w okolicy koła środkowego i rzucali długa piłkę za plecy Trenta Alexandra-Arnolda i Andy’ego Robertsona. Dodajmy do tego momentami wręcz komiczną postawę czwórki defensorów z miasta Beatlesów i… Mamma Mia, mamy gotowy przepis na tragedię. 

Zacznijmy od prawej strony. Trent Alexander-Arnold. Kibice przeciwnych drużyn od zawsze przyznają, że Anglik jest świetny w grze do przodu, ale jest jednym z niewielu obrońców, którzy nie potrafią bronić. Innym defensorem z tą unikalną cechą okazał się w Neapolu Joe Gomez, ale o nim za chwilę. Wśród fanów Liverpoolu zdania na temat wychowanka the Reds były podzielone. Jedni mówili, że Trent bardzo poprawił się w grze defensywnej, inni cały czas potrafili doszukać się jakiś mniejszych lub większych pomyłek w jego zachowaniu podczas ataków przeciwnika. Ale po starciu z Napoli ci pierwsi chyba zmienili zdanie. Sorry Trent, ale nie potrafisz bronić. Prawy defensor zbyt łatwo jest objeżdżany przez kolejnych przeciwników. W tym sezonie bawił się już z nim Anthony Elanga z Manchesteru United, a we Włoszech tańczył z nim raz po raz Khvicha Kvaratskhelia. 

Andy Robertson także nie może zaliczyć początku kampanii do zbytnio udanej. Szkot może nie popełnia aż tak rażących błędów w obronie jak jego kolega po drugiej stronie boiska, ale to nie powód do dumy, bo były gracz Hull City zanotował olbrzymi spadek formy. Robertson również zostawia gigantyczne połacie terenu na boisku, na których hasają sobie zawodnicy drużyn przeciwnych. O ile TAA od czasu do czasu potrafi zabłysnąć w ofensywie, tak Robertson stał się bardzo przewidywalny w swoich atakach na lewej flance. Na pewno nie pomaga mu w tym brak Sadio Mané, z którym Robbo rozumiał się bez słów. Z Luisem Díazem wciąż stara się wypracować taką nić porozumienia, jaką miał z Senegalczykiem. Może to pora, aby na dłużej na lewej obronie pojawił się Kostas Tsimikas, ale w przypadku Greka również trzeba być ostrożnym. 

Kolejnym olbrzymim problemem, jak nie największym na ten moment dla Liverpoolu, jest postawa Virgila Van Dijka. Holender od 1. kolejki Premier League wygląda bardzo niepewnie. Człowiek, który był najlepszym środkowym obrońcą w ostatnich kilku latach, teraz wygląda, jakby wstawiono w jego miejsce średnio rozumiejącego o co chodzi w grze w piłkę na tym poziomie, sobowtóra. Virgil często podejmuje niezrozumiałe decyzje, waha się w ich podejmowaniu i źle się ustawia względem rywali. Żadnej z tych rzeczy nie kojarzymy z rosłym stoperem, ale tak to na obecną chwilę wygląda. Virgil obok. Trenta i Andy’ego Robertsona jest kolejnym graczem, któremu przyda się dłuższy odpoczynek. Zbawieniem w tym momencie byłby powrót po kontuzji Ibrahimy Konaté, ale na to musimy jeszcze poczekać. 

Co do Joe Gomeza chyba wszystko zostało powiedziane w komentarzach po meczu z Napoli. My kibice często po przegranych meczach patrzymy na grę pod wpływem emocji i przelewamy to na klawiaturę. Nie dostrzegamy, że owszem tu jakiś piłkarz popełnił błąd, ale tutaj uratował zespół, albo tu się świetnie ustawił i zdusił atak rywali w zarodku. Środkowego obrońcę tym bardziej oceniamy zwykle przez pryzmat jednego błędu, który prowadził do utraty gola. Powyższy opis nie pasuje jednak do występu Joe Gomeza. Wszystko co wściekli fani powiedzieli na temat angielskiego obrońcy niestety jest prawdą. Mecz z Napoli był chyba najgorszym występem Gomeza z Liverbirdem na piersi. Anglik swoją grą przypominał dobrze znanego nam pewnego Chorwata ze swoich „najlepszych” dni. 

Do Jamesa Milnera szczerze powiedziawszy ciężko mieć pretensje. Facet ma 36 lat i pewnie nie spodziewał się, że będzie aż tak często potrzebny drużynie, która w ostatnich latach wygrała każde możliwe trofeum w piłce klubowej. Przyzwyczailiśmy się jednak, że tacy gracze jak Keïta, Thiago czy Oxlade-Chambarlain nie lubią w trakcie sezonu się zbytnio przemęczać. Pamiętamy też, że właściciele muszą obejrzeć każdy cent 123 razy zanim go wydadzą, a na koniec czołowa drużyna w Europie gra w środku obrony dwoma pomocnikami, albo 36-letnim Jamesem Milnerem i 19-letnim Eliottem w środku pola. 

Cóż. Jest jak jest i pozostaje nam liczyć, że naprawdę gorzej już być nie może. Mamy początek września i niczego jeszcze nie przegraliśmy, ale to ostatni moment dla Liverpoolu, żeby się obudzić. Za chwilę naprawdę może już być po wszystkim, bo w najbliższych tygodniach gracze z czerwonej części Merseyside rozegrają mecze z Wolves, Chelsea, Brighton, Arsenalem i Manchesterem City, dokładając do tego oczywiście mecze w Lidze Mistrzów. 



Autor: Piotr Grymm
Data publikacji: 08.09.2022