Liverpool walczy już tylko o TOP 4
Artykuł z cyklu Artykuły
Minęło 7 lat odkąd Jürgen Klopp obiecał zamienić wątpliwość u kibiców Liverpoolu w wiarę. Gdy kurz opadł po emocjach jakich doświadczyliśmy na Emirates, przed managerem the Reds pozostaje jedno z najtrudniejszych wyzwań w swojej dotychczasowej karierze. Porażka boli, a na domiar złego stracił Luisa Diaza i Trenta Alexandra-Arnolda z powodu kontuzji.
Kiedy Brendan Rodgers został zwolniony w październiku 2015 roku zostawił klub na 10. miejscu w tabeli z dorobkiem 12 punktów w 8 spotkaniach. Teraz the Reds zajmują to samo miejsce mając nawet 2 punkty mniej w takiej samej liczbie meczów.
Liverpool zaliczył najgorszy start w lidze od sezonu 2012/2013, w którym ostatecznie zajął 7. miejsce.
Jürgen Klopp osiągnął w ostatnich latach naprawdę wiele. Od zwycięstwa w Lidze Mistrzów w Madrycie, poprzez zakończenie 30-letniego bolesnego oczekiwania na tytuł mistrzowski aż po dublet krajowy w poprzednim sezonie. Jest osobą, która najbardziej przyczyniła się do przeobrażenia Liverpoolu od czasów Billa Shankly'ego, więc nikogo nie dziwi, że mimo słabych wyników nadal ma pełne poparcie zarówno kibiców jak i właścicieli.
Liverpool w niczym nie przypomina drużyny, która 5 miesięcy temu groziła, że wygra dosłownie wszystko. To drużyna zraniona. Wszelkie przedłużające się dyskusje o walce o tytuł zostały wczoraj zgaszone. The Reds tracą teraz do lidera 14 punktów i niewiele zmienia fakt, że rozegrali jedno spotkanie mniej. Liverpool walczy w tym sezonie o pozostanie w TOP 4.
Zwycięstwo nad Rangers w środku tygodnia dało nam pewną nadzieję na odrodzenie zespołu, ale wczoraj widzieliśmy ponownie piłkarzy, którzy postanowili sami strzelić sobie w stopę.
Oczywiście wewnątrz każdego tli się poczucie niesprawiedliwości po tym jak Michael Oliver nie podyktował rzutu karnego po zagraniu piłki ręką przez Gabriela, jednocześnie bez wahania wskazując na wapno po lekkim kontakcie Thiago z Gabrielem Jesusem. Będąc uczciwymi jednak musimy przyznać, że to piłkarze Liverpoolu byli wczoraj swoimi największymi wrogami.
Kiedy Klopp zmagał się z podobnym kryzysem 2 lata temu łatwo było zdiagnozować problemy trapiące zespół. Wtedy całą winę zrzucaliśmy na kontuzje w defensywie, dziś tej wymówki nie możemy użyć.
Może to fizyczny i mentalny kac po 63-meczowym poprzednim sezonie zakończonym porażkami w lidze i Lidze Mistrzów. Może to utrata Sadio Mané i niemożność dokonania wszystkich transferów, które chcieli.
Cokolwiek to jest, zespół zaliczył straszny zjazd od sierpnia. Pewni siebie egzekutorzy są teraz cieniem samych siebie. Kłopot w tym, że Klopp zdaje się nie mieć odpowiedzi na zniżkę formy. Ciągle popełnia te same błędy. Liverpool ciągle gra czytelnie i przewidywalnie.
Arsenal zaliczył wczoraj 46 kontaktów z piłką w polu karnym Liverpoolu. To więcej niż w 5 poprzednich meczach razem. Pod wodzą Kloppa Liverpool tylko raz pozwolił rywalom na więcej kontaktów z piłką w swoim polu karnym - przeciwko Manchesterowi City w 2019 roku (48).
Ich słabe początki stały się normą. W ostatnich 12 meczach aż 10 razy jako pierwsi tracili bramkę. Wystarczy spojrzeć na to co się wydarzyło na Emirates. Dwa proste podania i Martinelli stanął przed stuprocentową okazję na otwarcie wyniku już w pierwszej minucie spotkania. Weszli w obronę Liverpoolu jak nóż w ciepłe masło.
Zaskakujące było wczoraj natomiast to jak dobrze piłkarze Kloppa zareagowali na tę stratę. Thiago zaczął rządzić w pomocy, a Darwin Nunez spłacił kredyt zaufania managera po tym jak zostawił go w wyjściowym składzie i strzelił zasłużoną bramkę.
Niestety to co wydarzyło się w doliczonym czasie pierwszej połowy drastycznie zmieniło nastroje na trybunach.
Jak to możliwe, że w odstępie kilku sekund Liverpool zamienił ofensywny rzut wolny wykonywany przez Tsimikasa na akcję Arsenalu z ich przewagą 4 na 3?
Wystarczyło, że Thiago nie przejął piłki i już zespół Mikela Artety uciekła daleko na połowę rywala. Jeszcze później Martinelli miał dwóch rywali w osobach Jordana Hendersona i Trenta Alexandra-Arnolda, ale ci zamiast wypychać go na zewnątrz, pozwolili mu zejść do środka. Niepilnowany Bukayo Saka dopełnił formalności.
- Kiedy coś budujesz swoimi rękami, a plecami to rozwalasz to z pewnością jest coś nie tak - stwierdził ostatnio Klopp.
Erling Haaland będzie zacierał ręce na myśl o wyprawie na Anfield w przyszłą niedzielę.
Liverpool ma też inne zmartwienia. Luis Diaz opuścił stadion o kulach, a Trent Alexander-Arnold ma problem z kostką. Klopp przyznał, że w przypadku obu kontuzji sytuacja nie wygląda dobrze.
Roberto Firmino swoją zmianą dał jedyny pozytyw. Przewyższył już swój dorobek strzelecki z poprzedniego sezonu i strzelając 6. gola w bieżącej kampanii dał the Reds po raz drugi wyrównanie.
Z biegiem czasu forma the Reds tylko się rozpadała. Zmiany przeprowadzane przez Kloppa sprawiały, że jego drużyna grała tylko gorzej zamiast się poprawiać.
Oczywiście możemy się spierać czy Arsenalowi należał się rzut karny. Kontakt między Jesusem a Thiago był minimalny. Przyjrzyjmy się jednak panice jaka towarzyszyła piłkarzom Liverpoolu tuż przed doprowadzeniem do tej stykowej sytuacji. Wystarczyło trochę opanowania, by wybić piłkę w bezpieczne miejsce na długo przed podaniem do Gabriela Jesusa.
Klopp rzucił się do Michaela Olivera po końcowym gwizdku, żeby dać upust swojej złości. Jednak problemy the Reds leżą gdzieś indziej. Znacznie bliżej. Klopp ponownie musi zamienić wątpiących w wierzących, nie tylko w szatni.
James Pearce
Autor: ManiacomLFC
Data publikacji: 10.10.2022