LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 868

Van Dijk pokazał, jak zatrzymać Haalanda

Artykuł z cyklu Artykuły


Po meczu widzieliśmy, jak Virgil van Dijk wydął policzki i objął ramionami Joe Gomeza.

Wprawdzie to Mohamed Salah swoim golem zapewnił Liverpoolowi triumf nad Manchesterem City, jednak zwycięstwo to zostało zbudowane na solidnych fundamentach.

Van Dijk znalazł się w tym sezonie na nieznanym lądzie. Holender utracił miano najbardziej kompletnego stopera na świecie.

I tak, jak notorycznie w tym sezonie obnażano braki w obronie Liverpoolu, tak jego formę brano za symptom obniżki formy całego zespołu. Zaczęły mu się przytrafiać nietypowe dla niego błędy, niektórzy zaczęli wskazywać na niego palcem, poszukując winnych.

Holender jednak sam uderzył się w pierś, przyznając, że ostatnimi czasy nie spisywał się na miarę swoich możliwości. Stwierdził także, że momentami ciężko było mu przyjąć krytykę jego gry, zwłaszcza ze strony byłych zawodników.

W niedzielę jego imponująca passa na Anfield była zagrożona. Van Dijk nie doznał porażki ligowej w meczu u siebie odkąd trafił do Liverpoolu z Southampton w styczniu 2018 roku za 75 milionów funtów.

Jednak to, że seria została podtrzymana - to już 69 spotkań bez porażki na Anfield - może zawdzięczać tylko temu, że wczoraj znowu zagrał na swoim najwyższym poziomie. To był stary, dobry Van Dijk, a strzelecka passa Erlinga Haalanda dobiegła końca.

Raz za razem Holender był we właściwym miejscu i we właściwym czasie, by zażegnać niebezpieczeństwo. Gdy serce podchodziło do gardła kibicom Liverpoolu w końcówce, to właśnie Van Dijk pospieszył na ratunek - najpierw wybił ponad poprzeczkę piłkę zmierzającą na głowę Haalanda, a potem odciął dośrodkowanie Kevina De Bruyne. Miał w meczu siedem wybić, dwa odbiory, przechwyt, blok i zanotował 83% celnych podań (40 na 48). Grający obok niego Joe Gomez zaliczył równie imponujący występ.

Biorąc pod uwagę kontuzje Ibrahimy Konaté i Joëla Matipa, to był wielki dzień dla Gomeza, który wyszedł w pierwszym składzie na środku obrony The Reds po raz pierwszy od czasu feralnego występu w Neapolu, gdzie został zmieniony w przerwie.

Haalanda regularnie ściągało w kierunku Gomeza. Prawdopodobnie wynikało to z przekonania, że w ten sposób odniesie większe korzyści, niż mierząc się z Van Dijkiem, jednak reprezentant Anglii wytrzymał tę próbę.

To był duet stoperów, który dał Liverpoolowi tytuł mistrzowski Premier League w sezonie 2019/2020. Obydwaj obrońcy przyjaźnią się ze sobą poza boiskiem i zrozumienie między nimi było widać jak na dłoni.

Gomez sześć razy wybijał piłkę, miał trzy odbiory, przechwyt i blok, a do tego posłał 42 celne podania na 53 próby (79% skuteczności). 10-krotnie odzyskiwał również posiadanie piłki - tylko Andy Robertson mógł pochwalić się podobnym wynikiem w Liverpoolu.

- To świetnie, że Joey może pokazać, jakim jest zawodnikiem. Był dziś rewelacyjny, to był bardzo dojrzały występ pary stoperów oraz bocznych obrońców - mówił po meczu Klopp.

- Broniliśmy w sposób niezwykle zorganizowany, jednak także z wielką pasją - zamykaliśmy odpowiednie luki, próbowaliśmy odbiorów w odpowiednich strefach. To, jak broniliśmy w polu karnym, a szczególnie w polu bramkowym, było absolutnie wyjątkowe. Wszyscy widzieliśmy gole City, które padały po wycofaniu piłki na przedpole, gdzie czekał wolny zawodnik. Dziś broniliśmy naprawdę dobrze w tych sytuacjach.

- To z pewnością był najlepszy występ naszej defensywy w tym sezonie. Nasz timing był bliski perfekcji - właśnie tak musimy bronić.

Podczas przygotowań przed niedzielnym spotkaniem w Liverpoolu skupiono się na kwestii odcięcia wsparcia dla Haalanda. Boczni obrońcy - Andy Robertson i James Milner - mieli ciężko pracować, by zamykać przestrzenie i obydwaj spisali się na medal. To samo można powiedzieć o pomocnikach Fabinho i Thiago, którzy tym razem zapewnili większą ochronę dla linii defensywy, niż miało to miejsce w ostatnich tygodniach.

Decyzja Kloppa, by Milner zagrał na prawej obronie, była z pewnością uzasadniona. Wycieńczony 36-latek, który zneutralizował zagrożenie ze strony Phila Fodena, po końcowym gwizdku opadł bez sił na murawę, zanim Thiago pomógł mu stanąć na nogi.

Po drugiej stronie boiska Robertson udowodnił natomiast, że choć Tsimikas jest użytecznym zmiennikiem, to Szkot wciąż pozostaje lepszą opcją na lewej obronie ze względu na swoje ogromne umiejętności defensywne.

Przez zdecydowaną większość czasu Liverpool radził sobie świetnie z Haalandem. Norweg wygrał tylko trzy spośród dziewięciu swoich pojedynków w tym meczu, a kiedy już znalazł miejsce na strzał, na drodze stał Alisson.

Gdy Salah zgubił João Cancelo przyjęciem piłki i popędził na bramkę Edersona, by zdobyć jedynego gola w tym meczu, Van Dijk i Gomez pobiegli, by wyściskać Alissona, który swoim podaniem wykreował bramkę właściwie z niczego.

Zastrzyk pewności był widoczny u Salaha po rekordowym hat-tricku w Lidze Mistrzów, ustrzelonym przeciwko Rangersom w środku tygodnia, jednak widoczne było także to, jak wiele korzyści dało Liverpoolowi przesunięcie Egipcjanina bliżej środka. Jego potencjał marnuje się, gdy jest przyklejony do linii bocznej.

- To jest Anfield - narzekał po meczu Guardiola. I nie był to komplement ze strony menedżera City. Była to raczej odpowiedź na anulowanie bramki Fodena przy stanie 0:0.

To, co chciał zainsynuować Guardiola, jest jasne - jego zdaniem, Anthony Taylor uległ presji kibiców, gdy VAR zalecił mu podejście do monitora. To oczywiście nonsens.

Faul Haalanda na Fabinho w akcji poprzedzającej gola był ewidentny, jednak Guardiola miał rację w jednej kwestii.

To naprawdę było Anfield - bojowo nastawione i głośne. Energia z trybun przekładała się na boisko.

Dotychczas w tym sezonie atmosfera na stadionie była trochę taka jak zespół Kloppa - zbyt ośmielająca rywali, zbyt łagodna i uprzejma. Przybycie City zbudziło jednak bestię.

Niektórzy nawet przesadzili. Wszczęto już śledztwo po tym, jak Guardiola skarżył się na kibiców, rzucających w niego monetami. Były też haniebne przyśpiewki z sektorów gości, a także akty wandalizmu.

Sam Klopp po meczu przepraszał za swoje zachowanie - został wyrzucony z boiska za protesty po tym, jak Bernardo Silva uniknął kary za swoje wejście w Salaha w końcówce. Doskonale wiedział, o co toczy się gra - tu chodziło o skalp, który rozpali na nowo ten sezon. Emocje sięgnęły zenitu.

- Odcięło mnie w tamtym momencie i to nie jest w porządku - mówił Klopp.

- Jednak na swoje usprawiedliwienie chciałbym tylko spytać - jak można nie odgwizdać takiego faulu? Jak to jest możliwe? Chciałbym, żeby mi to ktoś wyjaśnił.

Koniec końców, boss The Reds miał większe zmartwienia po meczu. W doliczonym czasie gry z boiska na noszach zniesiono Diogo Jotę. To był ponury koniec tego porywającego starcia, w którym Van Dijk poprowadził swój zespół do pokonania City z Haalandem.

James Pearce



Autor: Bartolino
Data publikacji: 17.10.2022