Liverpool potrzebuje pewnego siebie Núñeza
Artykuł z cyklu Artykuły
Darwin Núñez schodził wczoraj do tunelu na Etihad Stadium z opuszczoną głową.
Zwycięzcy ostatniej edycji Carabao Cup zostali wyeliminowani z rozgrywek przez Manchester City, a napastnik Liverpoolu wyglądał na kogoś, kto wie, że mógł i powinien sprawić, by końcowy wynik był inny.
Jürgen Klopp skupił się jednak w pomeczowej wypowiedzi na innych kwestiach. Menedżer The Reds narzekał na zbyt długie wchodzenie w mecz, które pozwoliło City przejąć inicjatywę, a także na słabą obronę, która przyczyniła się do utraty wszystkich trzech bramek.
- Wszystkie te gole były zupełnie niepotrzebne. Musimy być bardziej skupieni - mówił Niemiec.
I miał rację. Joe Gomez przysnął przy pierwszej bramce Erlinga Haalanda, a alarmujący brak komunikacji i organizacji gry obronnej przyczynił się do zdobycia bramek przez Riyada Mahreza i Nathana Ake. Liverpool był architektem własnego upadku. Zbyt łatwo było dobrać się do skóry The Reds.
Teraz jednak największym priorytetem przed nadchodzącym meczem z Aston Villą w Premier League będzie zadbanie o to, by wszystko działało jak należy na drugim końcu boiska.
Jeśli chodzi o defensywę, Liverpool będzie mocniejszy. Za chwilę do gry wracają w końcu Alisson, Trent Alexander-Arnold i Virgil van Dijk. Z pewnością zapewnią zastrzyk jakości i przywództwa w defensywie. Poza tym na początku przyszłego tygodnia w Kirkby zamelduje się także Ibrahima Konaté, który zagrał z Francją w finale Mistrzostw Świata.
Niemniej jednak w ataku sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Tu Klopp ma mniej opcji, a odsiecz jeszcze nie nadchodzi. Na domiar złego, do kontuzjowanych na dłużej Diogo Joty i Luisa Díaza w tym tygodniu dołączył Roberto Firmino, który opuścił trening po tym, jak został kopnięty w łydkę.
Uraz prawdopodobnie nie jest poważny, jednak nieobecność Brazylijczyka sprawia, że jeszcze większa odpowiedzialność spoczywa na Nunezie.
Liverpool będzie go naprawdę potrzebował, jeśli myśli o zajęciu miejsca gwarantującego udział w przyszłorocznej Lidze Mistrzów. Jednak to, czego Liverpool z pewnością nie potrzebuje, to spadający poziom pewności siebie u Urugwajczyka.
Jeszcze przed Mistrzostwami Świata wszystko zapowiadało się bardzo obiecująco. Núñez strzelił siedem goli w 10 spotkaniach przed wyjazdem do Kataru. Wyglądał na bardziej opanowanego, bardziej dopasowanego do tego, czego oczekuje od niego Klopp zarówno z piłką przy nodze jak i bez niej. Szczególnie było to widać, gdy jego dublet zapewnił The Reds zwycięstwo nad Southampton tuż przed przerwą w sezonie ligowym.
Turniej w Katarze okazał się jednak dla niego dość frustrujący. Nie zdołał zdobyć bramki, a jego reprezentacja odpadła już w fazie grupowej.
Dwie bramki w zeszłotygodniowym sparingu wygranym z Milanem w Dubaju wprawdzie przywróciły na chwilę uśmiech na jego twarzy, jednak na Etihad - w meczu o większą stawkę - zawiódł.
Były napastnik Benfiki, za którego Liverpool zapłacił zeszłego lata 64 miliony funtów wyłączając bonusy, mógł spokojnie schodzić z boiska z piłką meczową. Zamiast tego opuszczał murawę zastanawiając się, jakim cudem nic nie wyszło z jego starań.
To był surowy, nieobliczalny Núñez - przypominał nieoszlifowany diament wymagający solidnego polerowania. Wciąż jednak wiele rzeczy w jego grze mogło się podobać i nie chodzi tylko o szybkość i siłę, które pozwalały mu raz po raz przedzierać się za plecy obrońców City. On sprawia, że coś się dzieje. Zawsze jest zaangażowany w akcję.
To on wystawił niemal na talerzu drugą bramkę wyrównującą Salahowi po tym, jak dopadł do mierzonego podania Alexa Oxlade'a-Chamberlaina i uciekł na lewej stronie Aymericowi Laporte'owi.
Gdy jednak sam miał trafić w bramkę, nie potrafił zachować zimnej krwi. Núñez wydaje się najlepszy, gdy gra instynktownie. Kiedy ma czas, aby naprawdę pomyśleć o tym, co zrobić, ma tendencję do marnowania okazji.
I właśnie to widzieliśmy w spotkaniu z City. Oddał cztery strzały (żaden inny zawodnik Liverpoolu nie oddał więcej niż jednego strzału), jednak żaden z nich nie zmusił do interwencji broniącego w tym meczu Stefana Ortegi. Poza tym wygrał tylko cztery z dziewięciu pojedynków.
Dwukrotnie - najpierw przy stanie 1:1, a później przy 2:3 - Núñez znalazł się sam przed bramką rywali po tym, jak perfekcyjnie wybiegł zza obrońców, jednak dwukrotnie przestrzelił. W innej sytuacji posłał piłkę dośrodkowaną z rzutu wolnego przez Andy'ego Robertsona tuż obok słupka, a jeszcze innym razem jego strzał zablokował Aymeric Laporte.
Núñez to emocjonalny chłopak, który wszystko bierze do siebie, jednak Liverpool nie może sobie pozwolić na to, by zadręczał się tym, co mogło się wydarzyć.
Był też miły akcent w postaci pierwszej wyrównującej bramki autorstwa lewego atakującego Fabio Carvalho, który świetnie wykończył akcję Joëla Matipa i Jamesa Milnera. Widać jednak, że młodego zawodnika czeka jeszcze trochę pracy. Momentami zdecydowanie za łatwo tracił futbolówkę i na drugą połowę już nie wyszedł.
Alex Oxlade-Chamberlain - zaliczający dopiero swój czwarty występ w tym sezonie - dobrze się spisał zastępując Carvalho, jednak pod koniec meczu widać było, że "oddycha rękawami". Po dokonaniu zmian przez Kloppa na boisku pojawił się także Naby Keïta, dla którego był to pierwszy występ od lipcowego spotkania o Tarczę Wspólnoty. Swoje minuty po powrocie z Kataru dostali również Jordan Henderson i Fabinho. Potrzeba sprowadzenia do klubu kolejnego dynamicznego pomocnika w styczniowym okienku jest aż nadto widoczna.
"Spektakularne". Tak Klopp opisał wczorajsze starcie Liverpoolu z City. To nie była wstydliwa porażka. Priorytetem jest teraz wspinaczka w górę tabeli Premier League, a w realizacji tej misji z pewnością pomoże brak kolejnych spotkań w ramach Carabao Cup.
Jednak palącą kwestią dla Kloppa będzie podbudowanie Núñeza. W defensywie Liverpool będzie wyglądał zupełnie inaczej na Villa Park, jednak w ataku The Reds wyjdą w podobnym zestawieniu i będą potrzebować większej skuteczności na szpicy.
James Pearce
Autor: Bartolino
Data publikacji: 23.12.2022