SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1473

Oda do Roberto Firmino

Artykuł z cyklu Artykuły


Roberto Firmino potwierdził, że nie przedłuży kontraktu z Liverpoolem. Tym samym dobiegnie końca jego 8-letnia przygoda z the Reds, podczas której wszyscy mogliśmy podziwiać jego piłkarskie umiejętności.

A więc pora na Roberto Firmino.

Zastanawiałem się czy w ogóle pisać ten tekst, czy nie lepiej zostawić go na koniec sezonu kiedy Bobby faktycznie odejdzie. Mam dziwne przeczucie, że to jeszcze nie jest koniec historii Firmino w Liverpoolu. Wydaje mi się, że nadal będziemy mogli podziwiać jego wielkie momenty, rewelacyjne gole i zniewalający uśmiech. W meczu z United mieliśmy jeden z tych momentów.

Oświadczenie Jürgena Kloppa na temat Roberto Firmino oraz ciągłe spekulacje gdzie latem trafi nasz numer 9 spowodowały, że zdecydowałem się zabrać głos.

Zacznijmy od tego co to był za piłkarz. Pan Piłkarz!

To typ piłkarza, którym chciałbyś być gdybyś miał szansę. Wszyscy kochamy szybkość Kyliana Mbappe, brutalną siłę Erlinga Haalanda, ale Firmino dawał nam radość z samego patrzenia na jego grę, zwłaszcza sposobu poruszania się i czytania gry.

Ktoś powiedział kiedyś o Teddym Sheringhamie, że rozgrywał już mecz w głowie jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Sheringham również słynął z nietypowej roli dla napastnika, chociaż jest to piłkarz z poprzedniej epoki. Myślę, że podobne słowa można odnieść do Roberto Firmino.

Nie strzelił tylu goli co inni, w tym Sheringham, ale pracował na boisku dużo ciężej niż pozostali. Widział rzeczy, które dla wielu były niewidzialne, a to pozwoliło błyszczeć takim zawodnikom jak Mo Salah czy Sadio Mane.

Pamiętam sobotę w 2015 roku kiedy siedziałem z jednym z moich redaktorów Andym Kellym w biurze ECHO. Była już bardzo późna godzina, a my wiedzieliśmy, że trwały rozmowy w sprawie sprowadzenia Firmino. W końcu otrzymaliśmy potwierdzenie zawarcia umowy, do transferu brakowało jedynie pozwolenia o pracę.

Zredagowaliśmy artykuł, a potem patrzyliśmy na reakcje czytelników. Mieliśmy wtedy wskaźnik, który pokazywał zainteresowanie newsami. Wszyscy chcieli przeczytać o tym transferze. Roberto Firmino może nie był wtedy wielkim nazwiskiem w świecie futbolu, ale dla fanów the Reds był wielki. I nie zdawali sobie sprawy co będą do niego czuli za kilka lat.

W pierwszych tygodniach jego pobytu na Anfield nie było różowo. Brendan Rodgers starał się wyprowadzić zespół na prostą, ale nikt w Liverpoolu nie wyglądał na szczęśliwego. Firmino nie uśmiechał się wtedy zbyt często. Czasem grywał jako skrzydłowy, czasem jako fałszywa dziesiątka, a raz zdarzyło się nawet, że zagrał na lewej obronie i to na Old Trafford. Nie wyglądał wtedy przekonująco, a Brendan Rodgers i jego współpracownicy mogli zastanawiać się czy to był dobry transfer.

Pamiętam jednak rozmowy z osobami, które odpowiadały za jego transfer. Przekonywały mnie: "Jest wspaniały tylko potrzebuje czasu. I oczywiście jest środkowym napastnikiem." Nie wiem czy mnie to przekonało, ale na pewno sprawili, że zacząłem patrzeć na niego z innej perspektywy.

Potem przyszedł Jürgen Klopp i jeden z pierwszych meczów - świetny występ Firmino przeciwko Chelsea. Następnie absolutnie rewelacyjny mecz przeciwko Manchesterowi City na Etihad, w którym strzelił pierwszą bramkę. Zaczęły pojawiać się znaki, Bobby zaczął się wprowadzać do zespołu. Numer 9, ale nie po prostu numer 9 tylko Nasz Numer 9!

Na koniec sezonu 2016-2017 Liverpool pojechał na tourneé po Australii. Wzięli ze sobą kilka klubowych legend, w tym Jamiego Carraghera i Stevena Gerrarda. Rozmawiałem z obydwoma, ale z każdym osobno i od każdego z nich usłyszałem, że Firmino był najlepszym piłkarzem na treningach z całego zespołu. Nie chodziło jednak o to, że był trochę lepszy. Był tak dobry, że reszta zespołu wyglądała przy nim jak tylko tło.

Pamiętam też jak 2 czerwca 2019 roku w strefie mieszanej na Wanda Metropolitano dopadłem Joe Gomeza i Jordana Hendersona tuż po tym jak pokonali Tottenham w finale Ligi Mistrzów. Kapitan the Reds był tak entuzjastycznie nastawiony do rozmowy jak przeciętny obywatel wypełniający swój PIT za zeszły rok (nic dziwnego, z pewnością myślał już o dołączeniu do świętujących w szatni kolegów, a czekała go rozmowa ze mną i z Jamesem Pearcem).

Wtedy pojawił się Firmino. Włosy pomalowane na czerwono, zęby śnieżnobiałe. Chyba trzymał w ręku butelkę Heinekena. Bobby zazwyczaj ze swoim zabójczym uśmiechem odrzucał prośby o wywiady po meczach od brytyjskich mediów, ale tej nocy zrobił wyjątek.

Pomyślałem sobie wtedy: "Genialnie! Będę miał wywiad z Bobbym i to po wygraniu Ligi Mistrzów! To musi być dobre!" Nie było. Poświęcił nam 25 sekund i nie powiedział dużo więcej poza: "Jestem bardzo szczęśliwy." Po tym odszedł i zostawił nas z pytaniem, które zadawaliśmy sami sobie: "Co do diabła możemy z tego zrobić?" Minęły prawie 4 lata i w końcu mamy odpowiedź.

Pamiętam jego bramki. Potężny gol przeciwko Arsenalowi (lubił ich). Podcinkę przeciwko Palace. Wielkiego gola przeciwko Stoke City.

Strzelił pierwszą bramkę przed nową Main Stand na Anfield. Wpisał się na listę strzelców przeciwko Manchesterowi United w Lidze Europy. Nie zawsze strzelał te łatwe bramki, ale potrafił umieścić piłkę w siatce kiedy Liverpool tego potrzebował. W 2017-2018 był nie do zatrzymania, tak samo niebezpieczny jak Sadio Mane i Mohamed Salah. Mecz przeciwko AS Romie na Anfield to znak rozpoznawalny tej trójki pod względem wydajności. Zniszczyli rywali. Firmino strzelił dwa gole i pomógł w rzezi. Jeden z wielu wspaniałych występów Naszego Numeru 9, którego byłem świadkiem.

Mam przed oczami obraz Johna Stonesa wzruszającego ramionami po tym jak Firmino zapakował gola z dalszego słupka. Pamiętam asystę do Salaha w meczu z Southampton. Pamiętam jednooką cieszynkę i zwycięstwo z PSG. Hattrick przeciwko Arsenalowi i jeszcze jeden gol na Etihad (chociaż w przegranym meczu) i wielki mecz przeciwko Tottenhamowi. Życzyłem mu, żeby był w pełni sprawny na ten finał. Nie był i to było widoczne, ale Divock Origi wszedł i skradł chwałę tej nocy. Bobby'ego to nie obchodziło.

Miał swój moment w kolejnym sezonie. Jego gol zapewnił Liverpoolowi pierwszą w historii wygraną w Klubowych Mistrzostwach Świata, a inne bramki pomogły utrzymać pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Koniec końców the Reds przegrali, ale nadal warto wspominać jego gola przeciwko Southampton, Chelsea i Crystal Palace przed Bożym Narodzeniem czy przełomowy gol z Leicester w Boxing Day czy zwycięskie trafienia przeciwko Tottenhamowi i Wolves w styczniu. Rozpęd, który Liverpool wtedy zaczął nabierać zapewnił Liverpoolowi upragniony tytuł, a Bobby pomógł ten rozpęd utrzymać.

Jego zdjęcia po zdobyciu tytułu są najlepsze. Czerwone kręcone włosy, okulary przeciwsłoneczne i uśmiech, który mógłby zastąpić reflektory na Anfield. Zawsze sprawiał wrażenie, że cieszy się życiem i ja również coś z tego mam im staję się starszy. Nie ma nic gorszego niż nieszczęśliwy piłkarz. To dlatego nigdy nie byłem przywiązany do Fernando Torresa. Przepraszam.

Kiedy myślę o Firmino to widzę kogoś bezinteresownego. Rzadko spotyka się piłkarza, który z cudzych goli cieszy się bardziej niż z własnych. Jego cieszynki w stylu kung-fu z pewnością będą dalej żyły, ponieważ nie robił ich dla siebie.

Wspomnę też o subtelności. Potrafił pięknie zamarkować podanie i posłać piłkę gdzie indziej. Przestrzeń, przestrzeń, przestrzeń. Wszędzie widział wolną przestrzeń. Będę wspominał jego utrzymywanie się przy piłce. Piękne asysty jak ta do Salaha z Newcastle czy ta, która powinna skończyć się golem Mane przeciwko Genk. Kompletnie niepotrzebna asysta dla Darwina Nuneza przeciwko Rangers w tym sezonie. Zrobił to tylko dla zabawy. Tak samo z no-look strzałami. Zupełnie niepotrzebne, a jak przyjemne.

Wspominam piłkarza, który jest definicją Liverpoolu Jürgena Kloppa. Klasa, pracowitość, inteligencja, ale także pokora i głód zwycięstwa. Kupiony po to, by wzniósł klub na wyższy poziom i dokładnie to zrobił.

Wspominam faceta, którego nigdy tak naprawdę nie poznaliśmy. To po prostu "Bobby," czyż nie? Żył w swoim własnym, małym świecie kiedy idąc na trening pogwizdywał czy podśpiewywał pod nosem, a jednak każdy go lubi, czy to kolega z zespołu, pracownik klubu czy kibic. Podobno grywa teraz na pianinie. Ktoś to wiedział? Dlaczego media społecznościowe klubu nie zrobiły z tego świetnej ciekawostki na jego temat?

Zawsze już będę myślał o jego piosence, która rozbrzmiewała na stadionie, na dworcach i halach, czy w parku lub nawet przy autostradzie. Ta piosenka jest genialna, wszystko w niej jest wprost dopasowane. Mój kolega Pete Staunton śpiewał ją cały weekend kiedy Liverpool wygrywał finał Ligi Mistrzów w 2019 roku, a pojechał tam tylko ze względu na Tottenham.

Mam nadzieję, chociaż to nie tyle nadzieja co pewność, że dostanie najlepszą 3-miesięczną trasę pożegnalną jaką można sobie wyobrazić. Mam nadzieję, że "Siiii, Señor" usłyszymy w Madrycie i na Etihad, na Stamford Bridge i w Leeds, West Hamie oraz Southampton.

Mam nadzieję, że Anfield nie pozostawi Bobby'emu żadnych wątpliwości co do tego jakim szacunkiem się tutaj cieszy. Nieczęsto spotykasz graczy takich jak on. Liverpool miał szczęście do tego typu piłkarzy w ostatnich latach, ale i tak w większości przypadków usłyszysz, że to właśnie Bobby był faworytem. Michael Edwards nie bez powodu nazwał tym samym imieniem swojego psa i nie trzeba też daleko szukać, żeby dowiedzieć się co myśli o nim Klopp. Żaden zawodnik nie zagrał dla Jürgena więcej meczów niż Bobby.

Jako dziennikarz zadowolę się wspomnieniami i mam nadzieję, że jeszcze kilka Bobby zdąży dołożyć do kolekcji. Jestem pewien, że przez resztę mojego życia będę wytykał innym napastnikom, że chociaż robią dobrze to czy tamto, to nie są w stanie zrobić tego tak jak Bobby.

Roberto Firmino, Numer '9' Liverpoolu.

Jakiś Piłkarz.

Neil Jones



Autor: ManiacomLFC
Data publikacji: 13.03.2023