LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 970

Liverpool i środek pola – top 4 Premier League?

Artykuł z cyklu Artykuły


Jedenaście kolejek Premier League, trzy Ligi Europy, dwa Pucharu Ligi – tyle za nami.

Mimo początkowych obaw i kilku wpadek, w tym niedzielnej z Luton Town, Liverpool na starcie sezonu spisuje się naprawdę dobrze, realnie walcząc o miejsce w czołowej czwórce.

Wydaje się, że wszystko wraca na odpowiednie tory. Może i nie jesteśmy jeszcze w stanie zdetronizować City, ale nastąpiła wyraźna zmiana w porównaniu do poprzednich rozgrywek.

Dlatego też uważam, że jest to dobry moment do wyciągnięcia pierwszych wniosków na temat przeprowadzonych transferów do środka pola. A może w ogóle całej formacji. Przed startem sezonu 2023/24 to przecież ona budziła ona największy niepokój.

W normalnych warunkach rozsądnym rozwiązaniem byłoby poczekać z tym co najmniej do stycznia, jednak letnie okno transferowe przyniosło tak dużo emocji, zwłaszcza tych negatywnych, że warto już teraz przepracować część z nich.

No to jedziemy!

Słowem wstępu – rewolucja w Liverpoolu


Naby Keïta, James Milner, Alex Oxlade-Chamberlain, Jordan Henderson, Fabinho.

Liverpool latem opuściło aż pięciu środkowych pomocników, z czego dwóch w dość niespodziewanych okolicznościach.

Jordan Henderson i Fabinho, skuszeni ogromnymi zarobkami, odeszli do Saudi Pro League, wzbudzając tym liczne kontrowersje (nie tylko wśród fanów LFC).

Obaj zawodnicy w ostatnim sezonie nie błyszczeli formą. Jednak zarówno popularny Flaco, jak i kapitan drużyny, przydaliby się w obecnych rozgrywkach. Wierzę, że byliby w stanie powrócić do optymalnej formy.

Zdaję sobie również sprawę z tego, że pieniądze z ich transferów pozwoliły na dopięcie pozostałych transakcji. Jest bardziej niż prawdopodobne, że gdyby zostali, któryś z nowych zawodników grałby teraz na chwałę innego klubu.

Co z tym kapitanem?


Mimo to muszę zaznaczyć, że zaskoczyła mnie postawa Hendersona.

Jakiś czas temu Anglik przyznał, że decyzję o odejściu podjął po rozmowie z bossem. Klopp zaznaczył, że kapitan nie będzie już odgrywał tak istotnej roli na boisku w obliczu przebudowy, jaka czeka klub.

Hendo stwierdził również, że nie czuł, iż jest potrzebny. Ponoć nikt nie dał mu do zrozumienia, że chce, aby został.

Trudno mi w to uwierzyć, ale załóżmy na chwilę, że to prawda. Może rzeczywiście Klopp nagle uznał, że ma w nosie Hendersona (jednego ze swoich ulubieńców) i odstawia go na bok. Okej.

Tylko że reakcja Jordana (spakowanie manatków i rura do Arabii Saudyjskiej śladami pioniera CR7) nijak ma się do wizerunku, jaki nakreślił w swojej autobiografii. Henderson przedstawia się tam jako piłkarz ambitny, nadrabiający swoje braki ciężką pracą (w co wierzę), jednocześnie zaciskający zęby, kiedy ktoś w niego wątpi.

Pomocnik Ettifaq FC wielokrotnie opisuje siebie jako osobę, która za wszelką cenę pragnie udowodnić trenerom, kibicom i wszystkim dookoła, że zasługuje na miejsce w składzie.

Chcecie mnie sprzedać? – No to będę biegał dwa razy więcej i pokażę wam, że nie warto!

Chcecie mnie posadzić na ławce? – Zacznę grać z takim zaangażowaniem, że oczy wyjdą wam z orbit!

To się chwali.

Ale co się stało, że Hendo nagle stracił zapał i ambicję? Już nie chciał się starać? Nie miał po co? Udowodnił swoją wartość? A może przeważyły absurdalnie wysokie zarobki?

Ot zniknął napakowany Cheems i pozostał zgaszony piesek (słynny Shiba Inu z memów, niestety już nieżyjący).

Jak inaczej podsumować to, co się stało?

Ale za dużo, nie o tym ja chciałem…

Odeszli więc Hendo i Fabinho. Odszedł również James Milner – wojownik zasługujący na najwyższe słowa uznania, mający za nic swoją metrykę.

Zaznaczmy przy tym, że nikt nie oczekiwał po Milnerze, że to na nim będzie się opierać nowy środek Liverpoolu. Doświadczony Anglik grywał coraz mniej. Strata smutna, ale nie z gatunku niespodziewanych.

Z kolei brak Keïty i Chamberlaina odczuwają jedynie klubowi lekarze. Nagle mają jakoś tak mniej do roboty (i oby tak zostało). I choć Thiago Alcântara robi, co może, aby ugasić ich smutek, to już nie to samo.

Podsumowując, mimo że klub opuściło aż 5 środkowych pomocników, tak naprawdę do zastąpienia było ich jedynie 2,5.

Po tym przydługawym wstępie możemy przejść do meritum.


Przebudowa w stylu Kloppa


Chyba nie ma kibica Liverpoolu, który nie zmagał się z wątpliwościami podczas ostatniego okienka transferowego.

Zatrudniony na stanowisko dyrektora sportowego Jörg Schmadtke zdawał się nie odnajdywać w nowym środowisku. Jego praca bardziej przypominała nieskoordynowane ruchy nadpobudliwego dzieciaka, daleko odbiegając od wysokich standardów, do których przyzwyczaił Michael Edwards i jego następca Julian Ward.

Liverpool był zainteresowany tak dużą liczbą piłkarzy, aż nie sposób było się połapać we wszystkich nazwiskach.

Dokładając do tego kompromitujące sagi z Judem Bellinghamem i Moisésem Caicedo, trudno o optymizm.

Na szczęście nie zabrakło i pozytywów. Szybko pozyskani Alexis Mac Allister i Dominik Szoboszlai osłodzili dość długie oczekiwanie na dalsze transfery. W końcu dołączyli do nich Wataru Endo (jako olbrzymia niespodzianka i niewiadoma) oraz utalentowany Ryan Gravenberch (po rozczarowującym sezonie w Monachium).

Mieszanka doświadczenia, talentu, niespodziewanych ruchów i zaskoczeń – wszystko w stylu Jürgena Kloppa.

Jak sprawują się nowe nabytki?


Alexis Mac Allister – przechodząc z rewelacji ostatnich kilku lat: Brighton & Hove Albion, miał już wyrobioną markę. Kibice Premier League doskonale go znali i wiedzieli, czego można się spodziewać po argentyńskim mistrzu świata.

W Liverpoolu Klopp oczekuje od niego nieco innej gry i przydziela mu mniej zadań ofensywnych. I w tym tkwi największy problem.

Mac Allister nie czuje się komfortowo na pozycji defensywnego pomocnika, co wyraźnie odbija się na jego formie.

Zdarzają mu się proste straty, błędy i niepotrzebne faule. Bywa niechlujny i nieskoncentrowany.

Przeplata to z momentami magii i prawdziwie wizjonerskiej gry. Argentyńczyk od początku wniósł wiele dobrego do drużyny, świetnie rozgrywając piłkę i umiejętnie ustawiając się na boisku.

Oglądamy więc dwie twarze Mac Allistera, co też nie do końca jest jego winą. Ale to dobrze! Bo jeśli ustabilizuje formę, przyzwyczai się do wymagań i stylu Kloppa, bez wątpienia wskoczy na jeszcze wyższy poziom.

Dominik Szoboszlai – cudowny, niesamowity, fantastyczny. W ostatnich tygodniach jedynie w ten sposób opisywany jest młody Węgier.

To zdecydowanie najlepszy transfer Liverpoolu (pokusiłbym się o stwierdzenie, że najlepszy od kilku okienek).

Praktycznie każda akcja przechodzi przez jego głowę. Rozgrywa, reguluje tempo, przechwytuje. No i ten jego młotek w prawej nodze (ponoć to dzięki niewielkiemu rozmiarowi stopy Dom jest w stanie uderzać tak mocno).

Szoboszlaia ogląda się z przyjemnością. I choć to dopiero początek jego przygody w klubie, powoli można wskazywać, że jest to najciekawszy środkowy pomocnik Liverpoolu od czasu Steviego G.

Wataru Endo – doświadczony 30-letni Japończyk przeszedł do Liverpoolu ze Stuttgartu. Mało kto się spodziewał tego transferu. Wydawał się być przeprowadzany w sporej panice (może nie w stylu Arthura Melo, ale to już blisko).

Bundesliga, mimo że uznawana za jedną z lepszych lig świata, odstaje od Premier League, co niejednokrotnie udowadniały transfery największych gwiazd z niemieckiej do angielskiej elity. Zawodnicy, jak chociażby Jadon Sancho, nie potrafią pokazać tego, co w nich najlepsze, będąc cieniami samych siebie.

Czego więc oczekiwać po nie najmłodszym Endo, który już raczej niewiele jest w stanie się rozwinąć?

Otóż zaangażowania i nieustępliwości. Po średnim początku w jego wykonaniu, odgrywa teraz rolę solidnego zmiennika. Ja osobiście nie drżę z obawy, kiedy wchodzi na boisko w drugiej połowie (lub rozpoczyna spotkanie w podstawowej jedenastce, np. w europejskich pucharach).

A w przeszłości różnie to bywało z tymi naszymi rezerwowymi. Lucas Leiva (przy całej do niego sympatii) czy Adam Lallana mieli w sobie coś takiego, że człowiek nagle zaczynał obawiać się o wynik.

Nadal uważam, że Endo nie był transferem w pełni przemyślanym. Ale w szaleństwie też jest metoda i tym razem wydaje się, że Schmadtke wyjdzie z tego obronną ręką.

Ryan Gravenberch – młodziutki Holender przed dwoma laty był jednym z objawień Ajaxu. Olbrzymi talent szybko został zauważony przez największe kluby, co skutkowało transferem do niemieckiego giganta – Bayernu Monachium.

Ryan nie potrafił się tam odnaleźć i przebić do pierwszego składu. Frustrował się, a w jego umiejętności zaczęto wątpić.

I właśnie to wywołało burzę, kiedy okazało się, że Liverpool jest poważnie zainteresowany usługami Holendra (zwłaszcza, że kwota, jaką The Reds mieli uiścić za piłkarza, przekraczała wydatek Bawarczyków przed rokiem).

Jako że Gravenberch dołączył do drużyny na chwilę przed zamknięciem okna transferowego, naturalnie musiało minąć trochę czasu, zanim chłopak dostosuje się do warunków Premier League, pozna styl Kloppa i założenia taktyczne.

Ale kiedy zaczął już dostawać szanse, było widać, jak wielki potencjał drzemie w 21-latku. Oczywiście brakowało mu pewności siebie i zgrania z kolegami, ale z meczu na mecz wygląda to coraz lepiej.

Docenia go sam boss, regularnie i chętnie stawiając na Holendra.

Nie ma co, będzie to kawał zawodnika.

Szerokie możliwości na środku pola


Nie wypada nie wspomnieć o pozostałych pomocnikach grających na chwałę Liverpoolu.

Jeszcze niedawno zdawało się, że Curtis Jones osiągnął swój sufit i przestał się rozwijać. Tymczasem utalentowany wychowanek udowodnił, że może odgrywać istotną role w drużynie.

Sam powątpiewałem w tego zawodnika, lecz teraz oglądam go z wielką przyjemnością. Wierzę, że nie pokazał wszystkiego i nie raz pozytywnie zaskoczy. Mój kredyt zaufania ma.

Harvey Elliott to jeszcze młodszy piłkarz. Czasami zapominamy, że ma zaledwie 20 lat, a już może się pochwalić naprawdę dużym doświadczeniem.

Pojawiają się głosy, że Harvey nie nadaje się do Liverpoolu i nigdy nie stanie się ważnym ogniwem zespołu. Daleko za wcześnie na tego typu wnioski.

Chłopak chwilami wygląda niesamowicie, pewnością siebie i decyzjami przypominając zawodników biegających po murawie co najmniej 10 lat dłużej.

Oczywiście popełnia błędy, czasami jest niewidoczny. Ale dajmy mu czas. Wiele przed nim, a już samą ambicją i zaangażowaniem zasługuje na kolejne minuty (które Klopp mu daje!).

Jest jeszcze Stefan Bajčetić. Nastolatek, który już niejednokrotnie zachwycał swoją grą. Niestety na tę chwilę nie można go brać pod uwagę jako realne uzupełnienie składu. Młody Hiszpan regularnie zmaga się z mniejszymi i większymi urazami. Boss dał jasno do zrozumienia, że są one naturalne dla tak młodego organizmu, który spotkał się ze zbyt dużymi obciążeniami.

Życzyłbym sobie, żeby Stefan spokojnie wrócił do zdrowia i w obecnym sezonie raz na jakiś czas cieszył nasze oczy w mniej istotnych spotkaniach. Nabierze doświadczenia, pewności siebie, a w przyszłości może stać się jednym z lepszych defensywnych pomocników w lidze.

Poważna kariera piłkarska Thiago zakończyła się w tamtym sezonie. Trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym niezwykle utalentowany, lecz podatny na kontuzje Hiszpan powróci w pełni chwały na plac gry.

Jeśli już, to dogra obecny sezon, pojawiając się na ostatnie kilka minut (optymistyczny wariant), by latem opuścić szeregi Liverpoolu.

Złe dobrego początki


Wielu kibiców apokaliptycznie wieszczyło, że obecny sezon będzie jeszcze gorszy niż poprzedni.

Że Liverpool stanie się takim zespołem, jakim był przed erą Kloppa – nieprzewidywalnym średniakiem, zrywającym się od czasu do czasu, aby powalczyć o coś więcej.

I choć jesteśmy dopiero na początkowym etapie rozgrywek, trzeba stwierdzić, że nie jest tak źle.
Jürgen Klopp po raz kolejny udowadnia, że jest absolutnie genialnym i niezastąpionym trenerem, który potrafi wyciągać z zawodników to, co najlepsze.

Cieszmy się chwilą i doceńmy, że przyszło nam kibicować w czasach, kiedy Niemiec jest szkoleniowcem.

Kto wie, co przyniesie sezon, ale ufajmy i wierzmy do samego końca.

Maciej Szmajdziński



Autor: Maciej Szmajdziński
Data publikacji: 06.11.2023