Ofensywa Liverpoolu potrzebuje Joty - i to szybko
Artykuł z cyklu Artykuły
Zawiedziony Alexis Mac Allister aż przysiadł po ostatnim gwizdku. Harvey Elliott położył się na murawie i zaczął w nią uderzać pięściami.
Gol z rzutu karnego Mohameda Salaha w końcówce być może uratował podział punktów dla Liverpoolu, jednak nie ma co upiększać rzeczywistości twierdzeniem, że jest to dla The Reds zdobyty punkt.
Zespół Jürgena Kloppa przybył na Old Trafford z misją zemsty za odpadnięcie z FA Cup trzy tygodnie wcześniej. Odjechał jednak z bolesnym poczuciem déjà vu i sporą rysą na ambicjach do tytułu mistrzowskiego Premier League.
Po raz kolejny to sami zawodnicy Liverpoolu byli dla siebie największymi wrogami, a ich nieskuteczność dużo ich kosztowała. Po raz kolejny dominacja nie znalazła odzwierciedlenia w wyniku i The Reds zaprzepaścili szansę na odzyskanie pozycji lidera z rąk Arsenalu.
- Mieliśmy ich pod kontrolą - mówił z żalem kapitan Liverpoolu, Virgil van Dijk.
- To po prostu wstyd. Czujemy się tak, jakbyśmy przegrali. Daliśmy im drugie życie w tym meczu.
Liverpool miał 62 procent posiadania piłki i oddał 28 strzałów, Manchester United 9. Pod względem sytuacji określanych przez serwis Opta jako 'duże okazje' było siedem do jednego dla Liverpoolu, zaś pod względem liczby oczekiwanych goli (xG) było 3,59 do 0,71. Mówiąc krótko, The Reds całkowicie to spieprzyli.
Klopp zalecił Jarellowi Quansahowi, by nie zwracał uwagi na mogące pojawić się w social mediach komentarze po tym, jak to jego nieudane podanie umożliwiło Bruno Fernandesowi wyrównać stan rywalizacji na początku drugiej połowy. To był pierwszy strzał United po nieprzerwanej serii 15 strzałów Liverpoolu i mocno jednostronnej pierwszej połowie. Z pewnością ten gol odmienił nastroje na Old Trafford.
Niemniej jednak pomysł, by poddawać Quansaha szczególnej krytyce, jest śmieszny. 21-letni środkowy obrońca był niezwykle regularny w trakcie swojego, bądź co bądź, debiutanckiego sezonu w pierwszym zespole i absolutnie nie ma za co przepraszać.
Tym, co naprawdę pozbawiło Liverpool upragnionego zwycięstwa, był brak opanowania pod bramką, przez który nie udało się podwyższyć prowadzenia po golu Luisa Díaza.
Salah, który od czasu powrotu do gry po kontuzji nadal jest daleki od swojej najwyższej dyspozycji, niepotrzebnie się pospieszył w kilku klarownych sytuacjach, kiedy miał czas, by uderzyć tam, gdzie chce. Wykorzystana jedenastka sprawiła wprawdzie, że Egipcjanin wyprzedził Alana Shearera w klasyfikacji zawodników, którzy strzelili najwięcej goli United w Premier League (z 11 trafieniami), powinien jednak bardziej zaszkodzić rywalom.
Darwin Núñez w niewytłumaczalny sposób nie zdołał wykończyć akcji przy wyniku 1:1, kiedy Díaz wyłożył mu piłkę niemal na tacy. Z taką ilością przestrzeni do wykorzystania i przy tak kiepskiej pomocy United, był to też rodzaj meczu, w którym błyszczeć powinien Dominik Szoboszlai, jednak Węgier zaginął na boisku i został zmieniony.
Strzelając osiem goli w 2024 roku, Díaz zdecydowanie poprawił się pod kątem liczb, jednak gdy mógł zostać bohaterem meczu w doliczonym czasie gry, przestrzelił z bliskiej odległości. Klopp, przez większość popołudnia sprawiający wrażenie wzburzonego w strefie technicznej, podczas spotkania z mediami był pewny siebie, mówiąc o wyniku spotkania.
- Możecie mówić, że mając taką dominację, powinniśmy wygrać mecz i to prawda. Wszyscy jednak jesteśmy wystarczająco długo w futbolu, by wiedzieć, że to nie oznacza wygranej - powiedział menedżer.
- Nie jestem zachwycony wynikiem 2:2. To nie jest najlepszy wynik, ale w porządku.
- Bycie na szczycie liczy się po 38 kolejkach. Ludzie będą teraz mówić, że Arsenal ma lepszy bilans bramkowy i musimy go podreperować, jednak to byłaby najgłupsza rzecz, jaką moglibyśmy zrobić.
- Odkąd tu jestem, chyba nigdy nie dominowaliśmy nad United tak, jak robiliśmy to w ostatnich dwóch meczach, po prostu nie udało nam się osiągnąć odpowiednich wyników. Ci sami zawodnicy, którzy nie wykorzystali dziś kilku okazji, zapewnili nam 71 punktów.
W obydwu spotkaniach ligowych przeciwko United w tym sezonie Liverpool oddał 62 strzały, jednak zdobył w nich tylko dwa punkty na sześć możliwych. Klopp mówił o tym, jak drużyna Ten Haga wznosi się na wyżyny w meczach ze swoim odwiecznym rywalem, ale nie można szukać wymówek na to, że nie udało się pokonać tak zdziesiątkowanego i narażonego na ataki rywala aż trzy razy w sezonie.
W ligowych starciach z zespołami z Top 6 Liverpool uzbierał tylko osiem punktów na możliwych 24. Łagodzące okoliczności stanowi charakter porażki na wyjeździe z Tottenhamem (po skandalicznym błędzie VAR-u), ale The Reds muszą jeszcze wyrównać rachunki ze Spurs na Anfield i czeka ich także wyjazdowy mecz z Aston Villą.
Według serwisu Opta szanse Liverpoolu na mistrzostwo spadły po weekendzie z 45 do 31,3 procent. Na siedem kolejek przed końcem sezonu Liverpool wciąż ustępuje Arsenalowi tylko bilansem bramkowym i ma punkt przewagi nad Manchesterem City. Wciąż są silne podstawy, by wierzyć w mocne zakończenie.
W drodze są już posiłki w postaci Diogo Joty, Trenta Alexandra-Arnolda oraz Alissona, którzy mają wrócić do treningów w tym tygodniu - mowa tu kolejno o najbardziej naturalnym egzekutorze w zespole, jego najbardziej kreatywnym piłkarzu i jednym z najlepszych bramkarzy światowego futbolu.
Można sobie tylko wyobrazić, jak wielką różnicę zrobiłby na Old Trafford Jota. Reprezentant Portugalii, który ominął ostatnie 11 meczów Premier League z powodu kontuzji kolana, zdobył w tym sezonie 14 goli we wszystkich rozgrywkach - i to pomimo że zaliczył tylko 18 spotkań w pierwszym składzie.
W tym tygodniu wracają europejskie puchary - Arsenal i City mają przed sobą cięższe zadania w postaci odpowiednio Bayernu Monachium i Realu Madryt, Liverpool zmierzy się w czwartek z Atalantą na Anfield.
Arsenal w najbliższą niedzielę czeka trudny mecz ligowy u siebie z Aston Villą, a przed Kanonierami jeszcze wyjazdy na spotkania z Tottenhamem i Manchesterem United. Klopp został zapytany o to, czy będzie trzymał kciuki za United w meczu przedostatniej kolejki z Arsenalem.
- Prawdopodobnie, o ile wciąż będziemy w wyścigu o tytuł - dodał Niemiec.
- Arsenal to jednak dobry zespół. Jeśli United zagra tak jak dzisiaj, Arsenal wygra. Jestem pewny na sto procent. Powinniśmy wygrać obydwa mecze z United, ale nie zrobiliśmy tego. To nasza wina.
Tylko czas pokaże, jak bardzo szkodliwy był to wynik, jednak wciąż zostało jeszcze sporo spotkań, by wierzyć, że Liverpool będzie w stanie puścić to niepowodzenie w niepamięć. Teraz celem The Reds są 92 punkty.
James Pearce
Autor: Bartolino
Data publikacji: 08.04.2024