Piotr Żelazny specjalnie dla LFC.PL!
Artykuł z cyklu Artykuły
Przerwa na kadrę to zawsze idealny moment, żeby porozmawiać o piłce nożnej. Przed zbliżającym się meczem z Chelsea udało się namówić na wywiad eksperta Viaplay, Piotra Żelaznego. Ten wywiad tylko z pozoru jest o piłce. Mam jednak nadzieję, że koniec końców widzimy w niej coś więcej, niż tylko biznes. Zapraszam do lektury.
Sebastian Borawski: No to zaczynamy. Temat na początek, to coś, co ciągle grzeje kibiców Borussii i Liverpoolu. Jürgen Klopp dołączył do projektu Red Bulla. W Niemczech emocje zupełnie inne niż w Anglii. Sam pisałeś na „X”, że runęła właśnie ostatnia ostoja romantyzmu w piłce nożnej i trochę Ci się oberwało. Miałeś czas, aby się zreflektować, więc zapytam ponownie. Postąpił słusznie czy wyjątkowo okropnie?
Piotr Żelazny: To, że kibice Liverpoolu podchodzą do tego tematu trochę luźniej, to rzecz raczej normalna. W Niemczech kluby zdecydowanie bardziej liczą się z opiniami kibiców, starają się przestrzegać tej zasady 50+1. W Anglii stricte piłkarsko na sprzedaż jest już wszystko i to widać chociażby na przykładzie właścicieli, którzy kupują kluby mając wielkie koncerny, grupy kapitałowe, holdingowe czy nawet tak jak w przypadku City - klubem rządzą ludzie z państwa autorytarnego. Zwykły kibic jest coraz częściej zastępowany klientem - konsumentem.
Oczywiście, Anfield i Liverpool to faktycznie może być ostatnia taka ostoja kibica „prawdziwego”, o ile w ogóle można tak powiedzieć. Liczy się jeszcze kibic „tradycyjny”. Nie ma się jednak co oszukiwać, zmiana odbiorcy nadeszła i na tym stadionie. Ceny biletów idą regularnie do góry, kibic, który wcześniej miał zapewnioną rozgrywkę na żywo, coraz częściej ogląda ją z ekranu telewizora. Kiedyś piłka była dla klasy robotniczej teraz to już klasa wyższa, czy średnia, ale nawet ta średnia musi być już bliżej tej wyższej. Ta wymiana też powoduje, że postrzeganie takich decyzji jak ta Kloppa się zmienia. Nie mogę jednak mówić o perspektywie kibica Liverpoolu czy Borussii. Mówię jedynie we własnej osobie i dla mnie ten ruch był po prostu dziwny i rozczarowujący. Być może to wynika z tego, że sam wyobraziłem sobie Kloppa jako takiego nieskazitelnego i ten obraz utrwalał się w głowie od wielu lat. Z drugiej strony chyba nie do końca to tylko obraz, bo przecież Niemiec często poskreślał swoje poglądy, stawał wyraźnie po jednej stronie barykady. Mówił przecież o tym jak ważne są kluby umiejętnie zarządzane, jak ważni są kibice. Ten ruch jest zatem skrajny względem poprzednich słów.
Zgadzam się oczywiście, że ten projekt może wydawać się ciekawy. Mają model zarządzania, który komuś może wydawać się interesujący, jednak koniec końców sprowadza się to do reklamy bardzo niezdrowego napoju energetycznego. Projekt biznesowy ma za zadanie wypromowanie marki takiej a nie innej a chcę wierzyć i żyć w przekonaniu, że futbol to jednak coś więcej niż tylko reklama, marketing i biznes. Wolę wierzyć, że piłka nożna to emocje, pasja, zaangażowanie a nie to, czy komuś skoczy słupek na giełdzie i czy czy jakiś właściciel dobrym gestem wyczyści swoje zszargane imię. Nie ma znaczenia czy mówimy tutaj właśnie o napoju z cukrem, o praniu pieniędzy czy rządzeniu z poziomu państwa, które oficjalnie łamie wszystkie prawa człowieka. Są takie ruchy, których po prostu się nie akceptuje. Napoje gazowane i to z dodatkiem cukru raczej nie idą w parze z promowaniem sportu i zdrowego trybu życia. Dlatego ta decyzja będzie dla mnie rozczarowująca.
Druga kwestia to przecież fakt, że Dietrich Mateschitz słynął z poglądów skrajnie prawicowych i nie sądzę, żeby spotkał się Jürgenem przy jednym stole, usiadł i w spokoju wypił kawę. Red Bull nie raz i nie dwa zamiatał skrajne opinie swojego właściciela pod dywan. Wydaje mi się, że do takiego spotkania nigdy by nie doszło, bo ich wizje świata były po prostu inne.
S.B: A to nie jest tak, że wizja dwóch innych światów się zamknie, kiedy na stole otworzy się walizka z pieniędzmi i, przynajmniej w teorii obiecujący sportowy projekt?
P.Ż: Jak się okazuje może tak być. I to jest przykre. Klopp odchodząc z Liverpoolu mówił wyraźnie, że nigdy nie przejdzie do innego angielskiego klubu. Wskazywał także dość jednogłośnie, że dzięki temu klubowi stał się milionerem. Nie wydaje mi się, żeby nagle musiał szybko potrzebować pieniędzy, bo to raczej nie ten typ człowieka. On nie przymiera głodem i nie wydaje mi się, żeby musiał się panicznie łapać pierwszego lepszego ruchu. Oczywiście, być może kuszące były finanse i pozycja w takim projekcie, jednak nie zrozumiem do końca tego zachowania.
Żeby też była jasność, nie czuję się najlepiej z tym, że oceniam etyczne czy moralne zachowanie kogoś takiego jak Klopp. Nie chcę mieszać się do jego życia. To, na co zwróciłem uwagę to sprzeczne komunikaty. Niemiec jedno mówił na temat futbolu, na temat emocji, światopoglądu a zrobić coś zupełnie odwrotnego. Nie łudźmy się, Red Bull jest oszustem i to nie ulega wątpliwościom. Nie można inaczej tego nazwać. RB sprytnie obszedł zasadę 50+1 z udziałami, bo powinno tak być, że wielkie korporacje czy spółki nie będą w stanie kupić klubu jeśli klub sam w sobie posiada 51 procent udziałów. Później się okazało, że ludzie, którzy posiadają akcje, dziwnym trafem pracują dla Red Bulla. To nie są uczciwe praktyki. To jest jawna kpina z systemu obowiązującego w Niemczech. Może i to nie będzie dobry przykład albo będzie niewystarczający, ale to wygląda tak samo, jakbym ja, po wszystkich swoich opiniach na temat hazardu i bukmacherów, nagle zaczął reklamować kupony i mówił oficjalnie, że „hej, patrzcie tutaj mam takie typy, sprawdźcie czy wygram i pokażcie mi swoje bety”. Oczywiście zachowujemy tutaj odpowiednie proporcje, nie porównuję się do Kloppa. Podejrzewam jednak, że z nas dwojga to bardziej potrzebuję pieniędzy niż Niemiec.
S.B: Podejrzewam, że może tak być (śmiech). Skoro już weszliśmy na ten temat. W takim razie, czysto hipotetycznie, jeśli podczas studia Viaplay czy jakiegokolwiek innego pracodawcy zaczęłyby się pojawiać reklamy buków, to wychodzisz ze studia czy w ogóle do niego nie przychodzisz?
P.Ż: Wiesz co to jednak inna sytuacja. Nie mam wpływy na to jakie reklamy będzie miał mój pracodawca. Pracując w mediach nie miałem możliwości decydowania o tym, jakie reklamy będą pojawiać się na stronach internetowych. Co innego jakbym sam miał świecić twarzą i reklamować takie rzeczy. Nie pójdę do bukmachera i nie zrobię mu strony internetowej. Nie poszedłbym też do quizu, w którym ktoś razi prądem innych dziennikarzy, bo na takie rzeczy mam po prostu wpływ. Nigdy bym się czegoś takiego nie podjął, jednak to co dzieje się po stronie pracodawcy niekoniecznie mnie dotyczy.
S.B: Być może Jürgen Klopp nie musi pić Red Bulli żeby uczestniczyć w ich projekcie…
P.Ż: Tak, jednak zwróć uwagę, że Niemiec poszedł stricte do Red Bulla. On może nie pić tego trunku (śmiech), wciąż będzie dla nich pracować. Gdyby przykładowo poszedł trenować Leeds United, dla którego to jest tylko sponsor (mimo, ze też już są coraz bardziej w niego uwikłani) to dałoby się to jeszcze zrozumieć. Tutaj jednak bezpośrednim pracodawcą jest Red Bull. Kibice w Niemczech są bardziej radykalni, nie podoba im się oszukiwanie systemu i wykorzystywanie luk prawnych do budowania marki czy robienia interesów. Piłka nożna niestety dawno już poszła w tym kierunku i tak jak wspomniałem wynika to ze zmiany kibica-romantyka na kibica-konsumenta.
Bilety droższe, lepsi sponsorzy, większe marki i nazwiska. Być może moja relacja jest trochę jak krzyk starszego człowieka na chmury, ale chciałbym ciągle widzieć w piłce nożnej coś więcej niż tylko pieniądze i te zmiany po prostu mi się nie podobają. Pewnie musimy takie zmiany akceptować. Nie rozumiem tego. Nie rozumiem klubów, które wypuszczają siedem kompletów koszulek czy co jakąś okazję produkują nowy model. Może trzeba zaakceptować, że futbol polega na robieniu pieniędzy, ale wtedy nie ma co wkładać w niego jakichkolwiek emocji. Jeśli to ma być tylko biznes, to szkoda czasu na przywiązywanie się.
S.B: Kluby stały się produktem marketingu i to na wszystkich polach. Czyli patrzymy zerojedynkowym wzrokiem i nie lokujemy uczuć w drużyny?
P.Ż: Jeśli piłka nożna ma być tylko tworem biznesowym to tak. Nie ma sensu lokować uczuć w biznes. To jest conajmniej dziwne. Nie umiem sobie wyobrazić, że są jacyś psychofani Apple czy Samsunga i specjalnie lecą do Nowego Jorku na premierę nowego telefonu. Stoją poźniej pięć dni w kolejce żeby otrzymać nowy produkt. Jak się dłużej zastanowię, to chyba faktycznie są takie osoby na świecie, ale patrzę na nie z politowaniem.
Wydaje mi się, że klub piłkarski to coś więcej niż biznes. Nie chcę lokować uczyć w biznes a w klub piłkarski. Wierzę w to, że za piłką nożną kryje się coś więcej niż tylko pieniądz.
S.B: To nawet ładna puenta, ale mam jeszcze jedno pytanie odnośnie tego tworzenia produktów z różnych okazji. Po spotkaniu z Brentfordem oberwało się Liverpoolowi za wypuszczenie pamiątkowych przypinek z motywem Hillsborough. Oczywiście najbardziej oberwało się od rodzin ofiar. Nikt tego nie konsultował i spotkało się to dużym oburzeniem a następnie po prostu wycofaniem produktu. Były również korporacyjne przeprosiny i chęć pokuty. Czy jednak nie jest tak, że z takich ofiar robi się „reklamę” celem zwiększenia świadomości? Wiemy doskonale ile lat trwała batalia o sprawiedliwość, ile rozpraw sądowych musiało się odbyć aby uznać za winnych właściwe osoby. Z drugiej strony znowu mam dylemat czy rodziny nie za bardzo uzurpują sobie prawa do rozporządzania tą tragedią. Chcę być dobrze zrozumiany. Siedzę sobie 1500 km od tej tragedii i mogę rzucać teoriami na prawo i lewo. Jednak tutaj chyba nie ma złotego środka.
P.Ż: Zawsze mnie fascynowała wasza wiedza jako kibiców. Powiem szczerze, nie znam tej sprawy. Dzwonisz do mnie jako eksperta i prawda jest taka, że wiesz więcej, znacznie więcej ode mnie jeśli chodzi o Liverpool i to jest imponujące, że fani aż tak głęboko potrafią wejść w działanie klubu. My eksperci mamy raczej taki ogólny pogląd. Samo Hillsborough zawsze będzie w pamięci tego klubu i miasta przede wszystkim, jednak z każdym kolejnym rokiem staje się też symbolem czysto merkantylnym. Możemy się zastanawiać czy to dobrze czy źle. Rodziny ofiar mają prawo czuć się źle i niekoniecznie mogą chcieć aby klub zarabiał na tym. Jedno to wpisywanie tej tragedii w etos klubu, pamiętanie o tej tragedii a drugie to szafowanie tymi 97 już ofiarami. Nie róbmy z tego nowej pamiątki. To nie jest Liverbird, żeby się sprzedawał gdzie popadnie. Pytanie jest, kiedy można już odpuścić i zacząć o tym rozmawiać w inny sposób. Póki jednak rodziny żyją i mają coś do powiedzenia, nie wyobrażam sobie aby aż tak bardzo komercjalizować tą tragedię. Podobnie byłoby przecież z tragedią w Smoleńsku. Wyobrażasz sobie, że ktoś nagle zacznie na niej zarabiać?
S.B: Znając polityków, to co się działo w ostatnich latach i analizując wszystkie za i przeciw? Pewnie to kwestia czasu. Miejmy nadzieje, że nie. Niech czuwa nad nami niewidzialna gilotyna, która odetnie chęć zarobku na tragediach. Zmieńmy może temat. Rozbudowy stadionów w Premier League stają się powoli trendem. West Ham, Tottenham, teraz plany United. Anfield wcześniej. Myślałem jak zadać to pytanie, ale głośność rozbudowanego stadionu Liverpoolu nie zawsze idzie w parze z liczbą fanów. Kibiców może być więcej, ale nie zawsze oznacza to, że jest głośniej. Czy kolejne kluby też mogą wpaść w tą pułapkę? Większe obiekty, więcej pieniędzy, ale ciszej na stadionie?
P.Ż: Takie zmiany już zachodzą. Byłem niedawno na West Hamie i wstrząsnęło mną to jak dzisiaj wygląda ten klub. Na stadion idzie się przez centrum handlowe. Najpierw sobie idziesz na zakupy, potem na mecz a potem znowu na zakupy. To nie idzie w parze z tym jakim klubem jest WHU. Klub ikona, klub, który słynął z robotniczej części Londynu. Zespół reprezentujący taki proper football. A tutaj stadion stał się przedłużeniem galerii handlowej. Fani WHU zawsze byli kojarzeni z cudownego dopingu (nie licząc tych momentów, kiedy byli kojarzeni z bijatyk). Kibice mieli opinie takich punk rockowych, bo przecież w latach 70/80 ten punk rock się też rodził w dzielnicach robotniczych, z których West Ham się wywodzi. Teraz to jest plastikowy twór znajdujący się w galerii. To przykre.
Inną kwestią jest na przykład projekt stadionu Evertonu. Projekt wygląda wspaniale i okazale. Pytanie tylko czy wraz z nowym obiektem przeniesie się również atmosfera ze starego obiektu. Okolice Bramley-Moore stworzą kapitalny klimat i oby tylko nie pojawiał się ten wszechobecny plastik. Niech to ma poziom, atmosferę i nowoczesność. Niech to przede wszystkim pozostanie głośny obiekt. I niech będzie z tego znany a nie jak stadion Tottenhamu z tego, że piwo nalewa się do góry nogami. Kolejny raz chyba jednak zachowuję się jak stary człowiek krzyczący na chmury. Świat się zmienia i trzeba się do tego przyzwyczaić. Możemy z tym walczyć, ale nic nie uzyskamy. Wszechobecna komercjalizacja jest nie do zatrzymania, ale widzę jeszcze iskierkę w tunelu.
S.B: Jestem ciekaw…
P.Ż: Kobieca piłka nożna. Tam nie ma jeszcze tej komercjalizacji na takim poziomie. Bilety są tańsze, oni walczą o kibica i są też emocje. Idzie to w parze. Teraz jak się jedzie przykładowo na stadion Barcelony, to można zobaczyć ludzi z aparatami, którzy wolą robić zdjęcia aniżeli patrzeć na mecz. Może i nie jest ich większość, ale jest ich masa. Lokalsów jest mniej. Z jednej strony możemy się cieszyć, że żyjemy w czasach, gdzie masz tanie loty, możesz się wszędzie dostać. Z drugiej strony klub piłkarski powinien być częścią jakiejś społeczności. Ta społeczność powinna w niego przenikać i odwrotnie. Wtedy tworzą się cudowne klimaty, wspólne działania czy myślenie. Jeśli klub piłkarski pójdzie w stronę pełnej komercjalizacji to niestety będzie tak jak czasem widzimy. Cicho i turystycznie. Wtedy będzie miało znaczenie jakie są warunki, czy loża jest wygodna czy hot-dog jest dobry i czy piwo szybko będzie nalane. Piłka nożna staje się kolejną gałęzią show biznesu. Jest to przykre, ale o tym już mówiłem. Jeśli chodzi o Anfield to sam pewnie zauważyłeś, że publika też się zmienia. Jest ciszej, kibice chcą w spokoju obejrzeć mecz a ci głośniejsi chcą mocniej dopingować. Mogą chcieć zmiany fanów na stadionie ale nikt nie będzie dopłacać za siedzenie na głośniejszej trybunie, jeśli akurat pojawił się meczu. Zmiany zachodzą nawet na tak legendarnych obiektach. Wydatki na bilety są ogromne. Zaletą Anfield jest to, że nadal ma ten czar. Jest jeszcze „jakieś”.
S.B: Właśnie jakieś. Czas pokaże w jakim kierunku to pójdzie. Przy okazji. Stadion Evertonu na otwarcie pierwszej kolejki Championship?
P.Ż: Wierzę w to, że nie. Otworzą go w Premier League. Kibice Evertonu muszą jednak złożyć się na pomnik dla Seana Dyche’a. Moim zdaniem on po prostu uratował klub jako całość. Nie chodzi tutaj tylko o drużynę, ale o całość. Na szczęście ktoś się w porę obudził i wycofali się z interesu z właścicielami z 77 parnerts, cocaine kowboys. Być może wtedy nie rozmawialibyśmy o takim Evertonie. Klub ma szansę na wyjść na swoje. Dyche robi fantastyczną robotę w tej ekipie. Lubię bardzo ten zespół, w ogóle lubię oba teamy z Liverpoolu. Derby są wspaniałe. Tam jest zupełnie inne postrzeganie tego spotkania. Nie ma znaczenia czy jesteś niebieski czy czerwony. Masz wspólne cele, społeczność jest zorganizowana na jakimś zupełnie wyższym poziomie. Wiadomo, są jakieś niesnaski, jest społeczne tło tych drużyn, jednak dzisiaj widać, że oni mogą wspólnie oglądać mecz. Fani mogą się mieszać, nie ma takich granic klubowych. Evertonowi życzę zatem żeby się utrzymał a przed nowym stadionem niech postawią pomnik Seanowi. Chociażby mały (śmiech).
Może i Dan Friedkin nie jest zwolennikiem obecnego menadżera the Toffess, musi jednak pamiętać kto ten klub wyprowadził na prostą. Niezależnie kto przyjdzie, w sercach fanów Evertonu powinno być miejsce na aktualnego trenera niebieskich.
S.B: Czy Ty właśnie powiedziałeś, że lubisz Everton w wywiadzie dla serwisu poświęconego Liverpoolowi? Mam już gotowy tytuł tego wywiadu! Pierwszy raz w życiu zrobię chyba click-bait (śmiech).
P.Ż: Nie będę ukrywał, bardzo lubię ten klub. Nie zmienię opinii. A raz chyba możesz wyjątek zrobić co do tytułu (śmiech).
S.B: O nie nie. Everton pewnie nie spadnie, ale zdania o sensowności jego pozostania w lidze są podzielone i to dość mocno. Derby nie są już tak porywające jak kiedyś, więc można to postrzegać dwojako. A upadek sąsiada zawsze będzie nas cieszył…
P.Ż: Podejrzewam, że spadek dla nich byłby katastrofą. Mogliby się z tego nie podnieść i po prostu zaliczać spadek za spadkiem. Miejmy nadzieje, że się utrzymają. Słabi przecież nie są.
S.B: O widzisz, jak ładnie możemy przejść do następnego pytania. Parafrazując klasyka. Czy w Premier League nie ma już słabych drużyn? Ostatnia kolejka to było jakieś szaleństwo. Mecz 5:3 jest z jednej strony fantastyczny dla neutralnego kibica, wynik hokejowy, masa bramek, ale patrząc na to z boku, widzisz brak defensywy. Luki na boisku, proste błędy. Czy liga angielska nadal jest najmocniejszą ligą świata?
P.Ż: Na pewno. Nie ma słabych drużyn i wydaje mi się, że różnice pomiędzy Premier League a resztą stawki stale się powiększają, na co niewątpliwie wpływ mają pieniądze. Widzisz jednak menadżerów jak Unai Emery obejmujący Aston Villę na dwunastym miejscu w tabeli. Widzisz Lopeteguiego który obejmuje West Ham czy Iraole w Bournemouth. Myśl trenerska w Premier League to absolutny TOP. Wyniki takie jak 5:3 są raczej wynikiem tego, że kluby coraz częściej stawiają na piłkę ofensywną. Widzieliśmy to na Euro. Nikt nie chce już stać i się murować. Kadry chcą być „jakieś”. Kluby chcą się postawić za wszelką cenę. Nikt nie chce czekać na atak przeciwnika. Mam też wrażenie, że nadużywamy tej odwagi. Oczekujemy nagle, żeby polska kadra była odważna. No nie tak to działa.
Kluby Premier League chcą grać jednak ofensywnie i nie będę tęsknił za wynikami 0:0. Ten trend jest obecny również poza boiskami BPL. Serie A chociażby. Lata temu każdy uznawał ją za nudną ligę, teraz i tam zobaczysz ekipy grające piękny futbol. Wszystko się zmienia i w piłce nożnej też obowiązują swego rodzaju „cykle”. Teraz jest to cykl ofensywny a zaraz pojawi się ktoś, kto murarką wzniesie trofeum. I znowu się wszystko odwróci.
Pamiętasz zapewne sytuację z Barceloną Guardioli. Każdy chciał grać „tiki-takę”. Przyszedł potem Mourinho, zatrzymał tą ekipę i cykl się zmienił. Wolę jednak ten moment, kiedy gramy ofensywnie a nie defensywnie. Jest ciekawiej i niech to trwa.
S.B: Widzę dwie drużyny, który ten ofensywny trend mogą zakończyć. Pierwsza to potężne Nottingham Forest, które będzie pewnie zatrzymywało wszystkich z czołówki a druga to trochę pół żartem Liverpool Slota. Jak Ty to widzisz? Czy w tym nowym Liverpoolu można się zakochać? Czy idąc dalej, Slotball ściągnie nowych, młodych kibiców tak jak wcześniej zrobił to Heavy Metal Kloppa? Przeżyłem już trochę takich rewolucji kibicowskich. Był lata temu Jerzy Dudek, później Rafalucja Beniteza, czyli zapraszanie Hiszpanów na Anfield. Teraz jest spokój, opanowanie, kontrola i wyniki. Nie będę narzekał, bo mamy lidera, jednak czy ten styl zdobędzie swoich fanów?
P.Ż: Nie nudzę się na meczach Liverpoolu i chyba nawet nie znalazłbym spotkania, które można byłoby uznać za nudne. Pierwsza połowa z Ipswich? Nowa liga, nowy menadżer i do tego beniaminek. Mecz z Forest nie był tragiczny. Walenie głową w mur, ataki, potem jedna akcja rywali i gol. Poza tym to było dobre spotkanie. Ciężko coś znaleźć złego. Manchester United…
S.B: O nie. Tam po prostu każdy przyjeżdża i wygrywa.
P.Ż: Tak, ale idąc takim rozumowaniem każdy wynik możemy zdeprecjonować. Jeśli już szukać takiego meczu, na którym się nudziłem to może spotkanie z Wolves. Tam chyba było najmniej jakości. Reszta spotkań to udane mecze, na które fajnie się patrzyło. Masz super mecze w Lidze Mistrzów czy pogrom West Hamu. Poza tym spotkaniem z Wilkami, jednej połowie z Ipswich i może na upartego Brentford, nie macie na co narzekać. Patrzeć trzeba przede wszystkim na przeciwników i to jak grają. Crystal Palace próbowało, postawiło się i na to spotkanie dzięki temu też patrzyło się wspaniale.
Problemu szukałbym gdzie indziej. My nadal mało wiemy o stylu Liverpoolu. Ciągle go poznajemy. Nie możemy powiedzieć za wiele, mieli też łatwy terminarz. Poza tym spotkaniem z United, bo to nadal mecz z klasową drużyną. Na ten moment podoba mi się to co robi Slot i szczerze mówiąc oczekiwałem, że będzie znacznie gorzej. Holender zastąpił Kloppa, który zbudował raz, że fantastyczną drużynę a dwa całe otoczenie było zmienione. Tam wszystko było inne. Drużyny młodzieżowe, pracownicy recepcji, sprzątaczki. Wiesz, wchodzisz w ogromne buty. Arne Slot wszedł i pokazuje, że kapitalnie się w tej sytuacji odnalazł. Póki co radzi sobie imponująco.
Spodziewałem się takiej smuty jak w Arsenalu po Wengerze czy United po odejściu Fergusona. Klopp był oczywiście krócej w Liverpoolu od pozostałych, jednak skala przeobrażenia klubu i miasta jest porównywalna. Slot się tego nie przestraszył, na dodatek przegrał tylko jeden mecz a to się może zdarzyć każdemu. Na pewno będę wyczekiwał spotkań, w których to przeciwnicy będą posiadali piłkę i będą stale atakować. Wtedy zobaczymy jak ta drużyna się zachowuje i jak ewoluuje. Nudy nie ma i jestem raczej zdziwiony, że tak dobrze to wygląda.
S.B: Odnotujmy jeszcze raz. Przegraliśmy z potężnym Nottingham Forest!
P.Ż: Dokładnie. Przepotężne Nottingham (śmiech). Jednak musicie pamiętać, że takich spotkań jeszcze niedawno było więcej. Styl Kloppa był szalony, to były mecze na niesamowitej intensywności, ale były też mecze po prostu przez to przegrane. Kilka razy udało się wrócić, jak rywal szybko strzelał bramki, jednak były momenty, kiedy się to nie udawało i kończyło się stratą punktów. Slot ma inny styl, mi się on podoba i daleko w nim do nudy. Czy on przygarnie nowych fanów? Pewnie, że tak. Masz Salaha, Díaza, Trenta, masz super piłkarzy i wielkie gwiazdy. Oni zawsze przyciągną młodego kibica. Masz pierwsze miejsce w lidze. To jest najlepszą reklamą.
S.B: Może po prostu kibice Liverpoolu przyzwyczaili się do patrzenia bardzo wysoko. W ostatnich latach patrzeliśmy raczej za siebie, ewentualnie na City. Celowo nie mówię o Arsenalu, bo mam wrażenie, że oni znowu nie dojadą.
P.Ż: I widzisz, mi się wydaje, że musicie zacząć traktować poważnie Arsenal. Oni trochę teraz zajęli wasze miejsce i to wy ich kąsacie po kostkach. Powiedziałbym, że na ten moment Kanonierzy są chyba bardziej stabilnym klubem od Liverpoolu. Musicie na nich spoglądać i się ich obawiać, bo w nich drzemie niesamowita jakość, ale oczywiście życzę wam powodzenia w tym sezonie i niech się wiele dzieje!
S.B: Skoro już powiedziałeś o stabilizacji. Trent, Salah, Van Dijk. Z kim byś podpisał kontrakt? Nie, nie można ze wszystkimi (śmiech).
P.Ż: Szkoda. Podpisałbym z Trentem i Van Dijkiem. Salah idzie w odstawkę. On robi super liczby, jednak chyba w tej kolejce będzie na końcu. Oczywiście Mohamed ma niesamowity styl prowadzenia siebie. Piłkarskie kariery też są teraz wydłużone. Są lepsze diety, sposoby prowadzenia siebie i tak dalej. Wydaje mi się, że jednak Egipcjanin zakończy na Arabii. Z Holendrem jest inna sytuacja, bo gra na stoperze, tam długowieczność jest w cenie. Jest doświadczony i nowy kontrakt raczej związałby go już z klubem do końca kariery. O Trencie nie ma chyba co wspominać, bo to obowiązek. Ogromne umiejętności, wychowanek, chłopak z miasta, który przeszedł wszystkie drogi do pierwszego zespołu. To buduje też tożsamość klubu.
Takie persony są potrzebne. Trent jest pierwszy w kolejności. Tam powinny być rzucone wszystkie siły. Anglik to ktoś więcej niż piłkarz. To już symbol. Obawiam się, że klub będzie myślał znowu ekonomicznie. Wtedy będzie bilans zysków i strat. Strata Anglia będzie oznaczała jednak coś więcej. Znowu myślimy trochę romantycznie o futbolu, ale wiemy o co chodzi. To jest chłopak z miasta. Tu nie liczą się już pieniądze a coś więcej.
S.B: FSG odpuszcza Trenta i widzi w następnych tygodniach transparenty „FSG Out”?
P.Ż: Wydaje mi się, że tak to będzie wyglądało. Wiesz, każdy wielki piłkarz miał swoje zakręty. Gerrard romansował z Chelsea, ale pozostał. Wcześniej były przecież odejścia Fowlera, Owena, McManamana. Takie sytuacje się zdarzają, ale są zawsze trudne do zaakceptowania. Odejście Luisa Suáreza było przecież bardzo bolesne. Liverpool w ostatnich latach nie był klubem, który zatrzymywał ludzi na zawsze. Gerrard był absolutnym wyjątkiem i chyba dzięki temu ma pomnik za życia. Liverpool musi utrzymać status takich piłkarzy. Musi z nimi przedłużać kontrakty, nawet za wielkie pieniądze. Skoro Steven potrafił zostać w momencie, kiedy klub nie zdobywał seryjnie trofeów, to Trent Alexander Arnold powinien zostać tym bardziej. Takich piłkarzy się po prostu nie oddaje.
S.B: A co Liverpool powinien zrobić z Alissonem? Wiemy, że przychodzi za rok Mamardaszwili. Wiemy, że znowu będzie bronił Kelleher. To trochę dziwna sytuacja, bo rzadko kiedy w klubie tak głośno wypowiadał się bramkarz numer dwa o chęci odejścia, jednocześnie pozostając w drużynie. Jak trwoga to do Irlandczyka?
P.Ż:
Siłą Liverpoolu w ostatnich latach była właśnie dwójka bramkarzy. Nie wiem czy znalazłbym lepszy zespół pod tym względem. Może City z Ortegą. Z tą różnicą, że Ortega jest dobry bo potrafi grać tak jak chce Pep a Kelleher bramkarsko jest moim zdaniem lepszy. Podpisanie kontraktu z bramkarzem Walencji pokazuje jednak kierunek, w którym zmierza klub. Alisson jest świetny, ale chyba jego czas powoli dobiega końca i podejrzewam, że Ali też podąży w kierunku Arabii. Jeśli chodzi o Kellehera to musi się pewnie pogodzić z tym, że znowu nie odejdzie w tym sezonie. Znowu staje na bramce i będzie musiał jakoś to przetrwać.
Zarządzanie piłkarzami, którzy nie grają regularnie jest zawsze największym wyzwaniem dla menadżerów. Kelleher pewnie zdaje sobie sprawę, że to jego ostatni sezon, ale zachowa się profesjonalnie i nie raz uratuje jeszcze drużynę. Będzie miał pewnie duży wpływ na wyniki Liverpoolu w nadchodzących tygodniach.
S.B: To skoro znamy idealne rozwiązanie dla Liverpoolu i Kellehera, to powiedz mi jakie byłoby idealne rozwiązanie dla Manchesteru City i Premier League. I nie, nie chodzi mi o Ortegę.
P.Ż: Idealnie byłoby gdyby wygrała sprawiedliwość. To, że Manchester City naginał zasady to wiemy. Wiemy jak wyglądało przekazywanie wynagrodzenia Manciniemu, wiemy o ich metodach działania ze sponsorami. Wiemy o wszystkich zarzutach. Problemem jest to, że ta zabawa zamieniła się w rozgrywki prawników. Patrz na Leicester. Znaleźli dobrego prawnika i wygrali z Premier League za pomocą kruczków prawnych. Niestety tak to wygląda. W lekkoatletyce też się znajdzie ktoś to brał doping i znajdzie się też lekarz, który uzna, że to lek na odporność. Boję się, że tak to będzie właśnie wyglądało.
Prawnicza wojna, którą wygra sprytniejszy. Wierzę trochę w sprawiedliwość w sporcie, ale ta rozgrywka nie będzie sprawiedliwa. Dożyliśmy ciekawych czasów, w których takie rzeczy są fascynujące i odpychające jednocześnie. Zwracamy teraz uwagę na wyścig prawników. Czy ma to coś wspólnego ze sportem? Nie. A czy jest to ewenement? Oj tak. To jest w ogóle śmieszne, bo widzisz teraz autorytarne państwo, które depcze prawa człowieka, prawa LGBT, ma świadomość, że wszystko można kupić razem z emocjami, podziwem i szacunkiem kontra wreszcie ktoś, kto chce temu postawić opór. Znamy Modus Operandi takich właścicieli. Oni myślą, że mogą kupić wszystkich. Będzie to jednak walka jakby dwóch cywilizacji. Dwóch prawniczych instytucji. Gdyby Premier League wygrała, to nie widzę innej opcji niż relegacja. Na jaką skalę? Trudno powiedzieć, w momencie kiedy Everton za znacznie mniejsze przewinienia dostawał punktowe kary, które później niby malały, ale wciąż były to kary. Za 115 zarzutów co powinno być? Nie wiem.
S.B: Co zrobić zatem z ewentualnymi mistrzami z „gwiazdką”?
P.Ż: Nie lubię takich mistrzów z "*". Zanim to nastąpi, upłynie sporo czasu, więc musimy się uzbroić w cierpliwość i oczekiwać na werdykt. Najbardziej się cieszę z faktu, że w końcu ktoś stara się zrobić z tym porządek. Ktoś powiedział „DOŚĆ” załatwianiu spraw w taki a nie inny sposób. Być może to początek normalności. Wspomniałem już o tym, że dla mnie to będzie jak pojedynek dwóch zupełnie innych cywilizacji i tak to będę postrzegał. A do tych mistrzów pewnie jeszcze wrócimy.
S.B: Relegacja do Championship? Oni pewnie samą akademią zdołaliby wrócić i zetrzeć ślady złego klubu.
P.Ż: Pewnie by tak było. Popatrz na Juventus. Też wrócili szybko a kibice uwielbiali tych zawodników, którzy pozostali w klubie. Widzę to z innej strony. Skaza na wizerunku pozostanie zawsze i będzie oficjalnie powiedziane, że klub oszukiwał. To jest trochę fantastyczne, bo kibice widzą w zawodnikach, którzy pozostaną w klubie prawdziwych bohaterów, ale nie widzą, że ci ich bohaterowie reprezentują klub, który oszukiwał. O oszustach już rozmawialiśmy i nie będziemy tego kolejny raz powtarzać. To wszystko jest bardzo ciekawe i niejednoznaczne dla fanów. Mam nadzieje, że wszystko jakoś wróci do normy. Załatwienie spraw piłki nożnej przy zielonym stoliku jest nie dla mnie.
Wracając do City. Obywatele grając w Premier League akceptowali ich reguły. Jeśli bierzesz udział w maratonie, to nie wchodzisz na rower. Akceptujesz dane zasady gry i ich przestrzegasz. Jak je zaczynasz łamać to muszą cię spotkać konsekwencje i mam nadzieje, że spotkają.
S.B: Ja też! Wreszcie będzie łatwiej o mistrzostwo (śmiech). A skoro sobie tak przyjemnie rozmawiamy o państwach i klubach zakazanych. Jakie jest Twoje zdanie na temat zakazu gry w piłkę dla Rosji, ale już nie dla Białorusi czy Izraela. Wiemy o co mi chodzi. Jedni źli, drudzy dobrzy?
P.Ż: To są naprawdę bardzo trudne kwestie i chyba nie pojmuję jak to jest, że Izrael dalej gra w piłkę na poziomie klubowym jak i reprezentacyjnym. Sam temat jest taki, że nie mam nawet jak się teraz zgłębić w niego, bo jestem na to kompletnie nieprzygotowany! Gdybyśmy się zgłębili pewnie w całość konfliktu to zabrakłoby nam czasu. Wiem natomiast, że po FIFIE i UEFIE nigdy nie należy się spodziewać czegoś dobrego a oni i tak zrobią coś w taki sposób, że i tak będzie źle. To co się dzieje w temacie właśnie Izraela czy Białorusi jest okropne. Pokazuje też jak mocny jest Izrael na mapie świata. Pamiętajmy o jednym aspekcie. Sprzeciw wobec Rosji udał się głównie dzięki temu, że połowa krajów postawiła się przeciwko ich występowaniu na boisku. UEFA i FIFA nie do końca chciała ich ukarać i kto wie jakby się skończyło, gdyby nie tak głośny i dosadny głos całej reszty.
Nawet przecież Polska federacja z Cezarym Kuleszą na czele zrobiła coś dobrego (ciężko mi to przechodzi przez gardło, ale muszę przyznać, że wow. To było naprawdę dobre). Poniekąd dzięki temu graliśmy ze Szwecją i znaleźliśmy się na mundialu. Spójrz na skalę. Ile było potrzeba głosów krytyki żeby wycofać jeden kraj.
Dzisiaj widzisz natomiast Pjanicia, który wtedy protestował przeciwko Rosjanom a teraz podpisuje kontrakt z ich klubem. Tyle warte są niestety wypowiedzi piłkarzy i ekspertów.
Panie Piotrze. Izrael…
P.Ż: Już mowię. Jest tyle dowodów, które są na ich niekorzyść, że nie pojmuję tego dlaczego nadal są w strukturach. Problemem jest właśnie chyba to, że nie ma przeciwników, którzy jasno wyrażą swój sprzeciw jak to miało miejsce chociażby w naszym przypadku z Rosjanami. Może wtedy by ktoś otworzył oczy. Jeśli chodzi o jakikolwiek mocny statement z mojej strony to uważam, że powinni zostać wykluczeni. Wspomniałem już wcześniej, że są niestety bardzo mocni i póki co nie do ruszenia.
S.B: I dziękuję za taki statement, mam kolejne zdanie do click bitowego tytułu (śmiech). Skoro mówimy o usuwaniu. Usunąłbyś Carabao Cup? Argumentów „za” nie podaję, są ciagle takie same. Liczba meczów, kolejne krajowe rozgrywki i tak dalej.
P.Ż: Nie.
S.B: Dlaczego? Jak spojrzymy na cały sezon to spotkań jest od groma, dodatkowo mecze kadry. W niższych ligach mamy kolejne rozgrywki jak chociażby Vanarama League Trophy. W League Two i One masz Bristol Motors Trophy. Te kluby grają na wszystkich frontach od pierwszej rundy. Jest to trochę absurdalne.
P.Ż: Zgodzę się, jednak jest to absurd dla bardzo wąskiej grupy. Może dla 20 klubów w Europie a 6 w Anglii. Nie podoba mi się, że usunęliśmy mecze rewanżowe w Pucharze Anglii. Jeśli faktycznie narzekamy na ilość spotkań, to usuńmy mecze po sezonie jak w przypadku Tottenhamu z Newcastle, które zaraz po kampanii rozegrały mecz towarzyski. Niech kluby usuną tournée przed sezonem a piłkarzy wyślą na dłuższe urlopy. Widzisz zawodników narzekających na natłok spotkań, ale oni narzekają ogólnie. Jeśli masz jaja to postaw się swojemu klubowi i powiedz, że nie jedziesz do Ameryki zagrać meczu a w przerwie sobie postrzelać tyłem do bramki, bo trzeba rozbawić publikę.
Zgodzę się, meczów jest za dużo i takie rozgrywki jak Liga Narodów, są dla mnie niezrozumiałe. Najbogatsze kluby mają jednak największe kadry. Wymażesz Carabao to usuniesz raptem kilka spotkań a zabierzesz rozrywkę mniejszym klubom jak Leeds, Brendtord, Swindon i tak dalej. A dla nich to przecież dodatkowe źródło dochodu. Dla mniejszego klubu goszczenie Liverpoolu czy innego klubu z czołówki to zawsze był zastrzyk gotówki. Zabranie im dodatkowego emocjonującego spotkania to niesprawiedliwość.
Piłkarze lubią narzekać na ten natłok spotkań, ale jak widzę później jak lecą dwa dni po sezonie na mecz towarzyski do Australii to zastanawiam się kto tu jest głupi. Niech przemyślą swoje słowa i zachowanie i może wtedy się coś zmieni.
S.B: Okej, a sądzisz, że samych meczów reprezentacyjnych jest za dużo? Te przerwy na kadrę, mam wrażenie wytrącają z rytmu meczowego a i kibicom się powoli przestają podobać. Ledwo skończyło się Euro a tu po trzeciej kolejce Premier League pierwsza przerwa na grę w reprezentacji. Ostatnio mieliście w programie temat teorii spiskowych a mi akurat idealnie się to zgrało z oczekiwaniem na mecz z Chelsea. Salah wraca bo Mauretanię zalał deszcz. Virgil wraca bo wpadł na pomysł zdobycia dwóch żółtych kartek. Czy zawodnicy nie będą kombinować jak swego czasu Mourinho z Ramosem w myśl zasady „zrób źle, ale w klubie będziesz miał dobrze”?
P.Ż:
Liczba meczów jest za duża, ale powtórzę kolejny raz, że to kilka spotkań. Co do kadry, nie rozumiem do dzisiaj co to jest za twór Liga Narodów, nie rozumiem jej zasad, kto spada, kto awansuje, po co to. Może dzięki temu można awansować na wielki turniej. Dla mniejszych pewnie to bardzo pomocne. Sami przecież dzięki temu awansowaliśmy na poprzedni mundial. Z perspektywy największych klubów na pewno tych spotkań jest za dużo. To jest w ogóle trudne pytanie i chyba znowu odpowiem w ten sam sposób. Jeśli chcesz szukać oszczędności w siłach piłkarzy to nie jedź na tournee do Stanów, tylko daj zawodnikom dłuższe urlopy. Mecze reprezentacji to jest nadal sól futbolu. To chce się oglądać. Zostawmy zatem Ligę Narodów, której nie rozumiem a usuńmy loty na koniec świata przed startem rozgrywek. Dajmy piłkarzom wakacje, takie porządne. Wtedy powinno być lepiej.
Można iść dalej i na przykład powiedziałbym Włochom, żeby nie grali Superpucharu w Arabii Saudyjskiej, bo po co. Hiszpanom bym zasugerował to samo, dodatkowo usuńcie te mecze pucharowe. To jest mecz zwycięzcy ligi ze zwycięzcą pucharu. Po co to komplikować jakimiś półfinałami, drabinkami i tak dalej. Nie róbcie sobie jaj z tych rozgrywek. Jeśli chcecie mniej spotkań to usuńcie właśnie takie zbędne i dodatkowo rozgrywane w Arabii Saudyjskiej.
S.B: To całkiem mądre rozwiązanie.
P.Ż: A dziękuję bardzo (śmiech).
S.B: W takim razie jak oceniasz Tarczę Dobroczynności? Pierwsze trofeum w sezonie czy przedłużenie okresu przygotowawczego?
P.Ż: Przedłużenie okresu przygotowawczego zdecydowanie, ale jak wygrasz to się cieszysz a jak przegrasz, to mówisz, że trenowałeś przed kampanią. Idealne rozwiązanie dla obu stron.
S.B: Czyli ta sama sytuacja co z Carabao Cup. Wygrywasz - puchar trafia do gabloty a jak przegrasz, to przecież były rozgrywki Miszki Miki i grałeś rezerwami.
P.Ż: Oczywiście, że tak. Pamiętam doskonale ten mecz o Tarczę pomiędzy Liverpoolem a City, w którym Darwin strzelił bramkę a Haaland spudłował z metra. Pojawiły się wtedy dyskusje, który napastnik jest lepszy i, że Núñez wciąga Norwega nosem. Rzeczywistość okazała się bardziej bolesna. Narracja była bardzo fajna. Takie mecze są potrzebne.
S.B: Ten mecz był cudowny a sam pamiętam, że w tym spotkaniu chyba bardziej nawet podobało mi się pudło Norwega niż gol Urusa. Wygrana z City zawsze jest czymś niesamowitym i to jeszcze w takich okolicznościach. Okej, Tarczę zostawiam a Carabao to jeszcze kiedyś omówimy (śmiech).
P.Ż: Widzisz, nie ma co sprowadzać wszystkiego wyłącznie do biznesu i szukania na siłę jakiś oszczędności w siłach czy wśród piłkarzy. Takie mecze rodzą dyskusje, napięcia i emocje. O to chodzi koniec końców w piłce nożnej. Fanom zawsze polecam zasadę „holde your horses” po takich meczach, bo nigdy nie wiadomo jak sobie poradzi dany zawodnik. Tutaj rzeczywistość pokazała coś zupełnie odwrotnego.
S.B:
Niestety muszę przyznać rację. Z Núñezem to jest też temat na dłuższą rozmowę. Będzie okazja przynajmniej zaprosić Cię po raz kolejny. A skoro jesteśmy przy takich tematach już stricte związanych z Premier League. Krótkie pytanie. System VAR czy system półautomatycznego spalonego. Nie możesz wybrać obu.
P.Ż: Dlaczego tylko jedno? Oba są przydatne i pomagają.
S.B: Bo taka byłaby najlepsza odpowiedź a ja wymagam odrobiny więcej kreatywności od tak szanowanego eksperta!
P.Ż: W takim razie półautomatyczny spalony to złoto. Widzieliśmy już jego możliwości, jak działa. Mundial i Euro pokazały jak świetnie pracuje. Nie masz tych przerw od gry, interpretacji, szukania linii i tak dalej. Czekam na to aż to wejdzie do Premier League. Dziwne, że tak długo na to czekają, jednocześnie wydając na jakiś no-namów 40 milionów funtów. Kluby stać na wprowadzanie technologii, która ma za zadanie ułatwić i przede wszystkim usprawnić decyzyjność.
S.B: Wiesz, w Hiszpanii nadal czekają na goal-line. I to chyba kwestia nie tylko pieniędzy, ale nie idźmy w drogę teorii spiskowych. Jak to jest z sędziami w Premier League? Oni czasem nie mają za wiele do powiedzenia obecnie? Kopnąć piłki nie wolno, kłócić się nie wolno. Na końcu języka mam pewien cytat z kilerów dwóch. ;)
P.Ż: Przepisy o wykopywaniu piłki i rozmowie wyłącznie z kapitanem moim zdaniem mają za zadanie wyrzucenie chamstwa, które jest wszechobecne na boisku. Piłka nożna jest chyba jedynym sportem, w którym tak oficjalnie narzeka się na decyzje sędziów. Wieczne pretensje, wieczne wyrzuty i skargi. W innych sportach to co powie sędzia uznaje się za pewnego rodzaju świętość. Na przestrzeni lat aż dziw bierze, że piłka nożna nie poradziła sobie ze zbudowaniem autorytetu sędziego. To jest wręcz niebywałe. VAR zabrał sędziom resztki autorytetu. Teraz arbiter jest jakby pośrednikiem pomiędzy boiskiem a centrum monitoringu. Ktoś jego decyzje odwoła, podważy. Później każdy czeka na werdykt.
Sędziowie tracą autorytet. Jednak VAR nadal pomaga. Znajdź mi mimo wszystko inny sport, który aż tak pozwala wejść sędziemu na głowę. Te wszystkie zmiany w przepisach mają chyba wyłącznie zapobiegać takim sytuacjom i starają się budować autorytet arbitra. Nie odkopuj piłki. Daj sędziemu coś ci powiedzieć. Z kapitanami chyba chodzi o pokazanie, kto może rozmawiać a kto nie.
Widziałeś pewnie to co powiedział Bellingham do sędziego. To się nie mieści w pale. Masz przed sobą młodego gnojka, który zarabia miliony i to mu pozwala nazwać Cię kawałkiem g*wna? No nie. Nie w taką stronę ma to iść.
S.B: A co w takim razie powiesz na zawieszenie piłkarza na dziesięć spotkań za nazwanie przeciwnika Jackie Chanem?
P.Ż: Wydaje mi się, że to za wiele. Pewnie dla wielu kibiców będzie to tak odebrane. Z drugiej strony kary za rasizm, a to jest rasizm powinny być surowe. Ktoś powie, że to polityczna poprawność. Najwięcej problemów z nią mają ci, co ją ciągle łamią. Inny wie, że do Azjaty nie należy mówić, że jest Jackie Janem a do czarnoskórego, że jest murzynkiem bambo. To dość proste. Wielu ludzi się z tym zgodzi a ta druga strona wiecznie będzie się temu sprzeciwiać. O politycznej poprawności nie ma się co chyba jednak rozgadywać…
S.B: To w takim razie powiedz mi, czy zobaczymy jeszcze kiedyś Polaka w Liverpoolu?
P.Ż: Myślę, że tak. Kiedyś. Na pewno jednak nie będzie to kwestia kilku sezonów.
S.B: No to tradycyjnie na koniec. Jedna złota rada dla kibiców Liverpoolu.
P.Ż: Hmm. Na pewno bądźcie cierpliwi. Liverpool Arne Slota ciągle się tworzy. Nie ferujcie wyroków za szybko. Wydaje mi się, że the Reds nie są tak dobrzy jak wskazuje na to tabela. Terminarz był zdecydowanie łaskawy. Zobaczymy co będzie dalej. Nie bądźcie też za bardzo surowi jak pojawią się jakieś spadki formy. Ta zmiana u was naprawdę zachodzi bardzo dobrze. Cierpliwość będzie kluczowa. Cierpliwość i zaufanie. Klub zmierza w bardzo dobrym kierunku. Taka transformacja to jest cholernie trudnym zadaniem, było to widać na przypadkach Arsenalu, Manchesteru United czy kilku innych klubów. Slot radzi sobie bardzo dobrze i nawet jakieś gorsze wyniki nie powinny zaburzać tego poglądu na ogół. Musicie o tym pamiętać.
S.B: Przekażę czytelnikom. Nie należę do ludzi cierpliwych, więc będę krytykował jak będzie źle! Dzięki bardzo za wywiad i do zobaczenia następnym razem.
P.Ż: Dzięki również!
Wywiad przeprowadził Sebastian Borawski a rozmawiał Piotr Żelazny, Viaplay, Magazyn Kopalnia.
Autor: Gall1892
Data publikacji: 15.10.2024 (zmod. 16.10.2024)