Nieustępliwa drużyna Slota
Artykuł z cyklu Artykuły
Virgil van Dijk i Andy Robertson jako ostatni opuścili strefę przed trybuną, gdzie kibice Liverpoolu świętowali kolejne zwycięstwo.
Dwaj doświadczeni gracze, którzy doskonale znają smak triumfu w Premier League, ale i ból porażki w wyścigu o najważniejsze trofeum w angielskim futbolu.
Obaj zdają sobie sprawę, że na tym etapie sezonu nic nie jest jeszcze przesądzone. Przypomnę, że Liverpool był liderem tabeli na Boże Narodzenie w sezonach 2018/19 i 2020/21, lecz w obu przypadkach rywale zdołali ich wyprzedzić. Arsenal również dostarcza przykładów ostrożności – w ostatnich dwóch sezonach prowadził w lidze w podobnym momencie, by ostatecznie zakończyć rozgrywki bez trofeów.
Nawet rok temu Liverpool znajdował się tylko punkt za liderem w świątecznym okresie, a mimo to zakończył sezon na trzecim miejscu po serii słabych wyników w kluczowej fazie rozgrywek.
Droga do tytułu pozostaje długa i pełna wyzwań. Mimo to, gdy Van Dijk i Robertson schodzili do szatni na Tottenham Hotspur Stadium, spoglądając na tablicę wyników, nie mogli nie dostrzec, że ich drużyna wysłała kolejny wyraźny sygnał swoich mistrzowskich ambicji.
Tottenham 3, Liverpool 6. Co za sposób na zwiększenie przewagi do czterech punktów, mając przy tym mecz zaległy. Liverpool zbudował sobie mocną pozycję wyjściową.
To nie było zwykłe zwycięstwo – to była prawdziwa demolka. Statystyki mówią same za siebie: 24 strzały, z czego 12 celnych, dziewięć dużych szans (według definicji Opta) i współczynnik xG (oczekiwane gole) na poziomie 4,60.
Tak, przy wyniku 5:1 i pół godziny do końca wkradło się trochę rozluźnienia, co pozwoliło Tottenhamowi na odrobinę honorowej rehabilitacji. Jeśli największym problemem po strzeleniu pięciu bramek jest brak koncentracji, to drużyna Slota jest w świetnej formie.
To zupełny kontrast w porównaniu do wrześniowego spotkania w 2023 roku, kiedy gol Luisa Diaza został niesłusznie anulowany przez VAR, Curtis Jones i Diogo Jota zostali wyrzuceni z boiska, a późny gol samobójczy Joela Matipa przypieczętował porażkę Liverpoolu.
Wyobraźcie sobie, że ktoś wtedy powiedziałby, iż Liverpool wróci po 15 miesiącach bez Jürgena Kloppa i bez wzmocnienia składu. Zdrowy rozsądek sugerowałby, że drużyna dozna poważnego spadku formy, a tymczasem Liverpool prezentuje się jako zespół silniejszy niż kiedykolwiek, pełen wiary we własne możliwości.
To efekt pracy Arne Slota, który zdołał zmotywować i w pełni wykorzystać potencjał piłkarzy, których odziedziczył. Jego rekord 21 zwycięstw w 25 meczach we wszystkich rozgrywkach jest niezwykle imponujący. To dopiero trzeci raz w historii klubu, gdy Liverpool dotarł do Bożego Narodzenia niepokonany na wyjeździe (wcześniejsze sezony to 1893-94 i 1987-88).
W niedzielnym meczu było wiele aspektów, które zasługują na uznanie – nie tylko szybkość, precyzja i nieustępliwość ofensywy, która zdominowała osłabioną defensywę Tottenhamu. Mistrzowskie budowanie akcji od tyłu, płynność ruchów, opanowanie piłki, zespołowa gra i bezwzględność w finalizacji – wszystko to stanowiło o sile drużyny.
Żaden z rywali Liverpoolu nie dysponuje taką siłą ofensywną. Nikt nie ma takiego zawodnika jak Mohamed Salah, który po raz kolejny zanotował rekordowy występ, zdobywając dwa gole i notując dwie asysty.
Oprócz tego, że stał się pierwszym piłkarzem Premier League w historii, który przed Świętami Bożego Narodzenia osiągnął dwucyfrową liczbę goli i asyst w jednym sezonie, egipski napastnik wyprzedził Billy'ego Liddella, zajmując czwarte miejsce na liście strzelców wszech czasów klubu.
Dla porównania, Liddell, którego wpływ na drużynę w latach 1946-1960 był tak ogromny, że zespół zyskał przydomek „Liddellpool”, zdobył 228 goli w 534 występach. Salah potrzebował natomiast zaledwie 373 meczów, by strzelić 229 bramek przez siedem i pół roku.
Z dorobkiem 18 goli i 15 asyst w 24 występach we wszystkich rozgrywkach tego sezonu, Salah ma udział w bramce średnio co 60 minut. Mimo, że dyskusje na temat jego przyszłości trwają, wciąż nie zwalnia tempa.
Decyzja Arne Slota, by wystawiać Luisa Díaza na pozycji fałszywego napastnika, okazała się strzałem w dziesiątkę. Wszechstronny kolumbijski napastnik, który nie strzelił gola od swojego hat-tricka przeciwko Bayerowi Leverkusen w Lidze Mistrzów w zeszłym miesiącu, zakończył swoją siedmiomeczową posuchę dwoma precyzyjnymi trafieniami.
Diogo Jota i Darwin Núñez weszli na boisko z ławki rezerwowych, podczas gdy Federico Chiesa nie znalazł się nawet w kadrze meczowej. Ryan Gravenberch, Alexis Mac Allister i Dominik Szoboszlai zdominowali środek pola przez cały mecz.
To jeden z najlepszych występów Szoboszlaiego od jego transferu z RB Lipsk — jego widoczny wkład w ofensywę szedł w parze z imponującą atletycznością. Trener Arne Slot postawił przed nim wyzwanie, by dodał więcej goli i asyst do swojej gry, a ten występ był potwierdzeniem, że obrał dobry kierunek.
Węgier odegrał kluczową rolę przy drugim i czwartym golu Liverpoolu, a trzeciego zdobył po precyzyjnej finalizacji podania od Salaha, by w drugiej połowie odwdzięczyć się równie udaną asystą. Wygrał sześć z ośmiu pojedynków.
- To być może nasz najlepszy występ na wyjeździe. Dominowaliśmy przez cały mecz, wielokrotnie przewyższając rywali. Strzeliliśmy sześć goli i mogło być ich więcej. Mo i Diaz z pewnością wyróżnili się zdobytymi bramkami, ale nie można zapomnieć o występie Doma. Oprócz jego wkładu w ofensywę, był także kluczowym elementem naszego planu gry bez piłki. To wykonał perfekcyjnie - przyznał menadżer The Reds.
Z pomocą bocznych obrońców, Trenta Alexandera-Arnolda i Andrew Robertsona, którzy dostarczali precyzyjne dośrodkowania, Liverpool potrafił zagrozić gospodarzom z różnych stron. Do tego dochodził Joe Gomez, który, grając obok Virgila van Dijka, wykazywał się pewnością siebie, zastępując kontuzjowanego Ibrahimę Konate.
Czy Liverpool utrzyma prowadzenie? Wydaje się, że tym razem jest to bardziej stabilna sytuacja niż w poprzednim sezonie, gdy późne, wyczerpujące próby ratowania punktów pozwalały im utrzymać się w grze o tytuł aż do wiosny.
Dodatkowo, skład zespołu prezentuje się solidnie, a ławka rezerwowych daje trenerowi większą pewność. Choć ostatnie remisy z Newcastle United i Fulham były rozczarowujące, obecnie zespół zmaga się z mniejszymi problemami kadrowymi — kontuzjowani są tylko Konaté i Conor Bradley.
W przeciwieństwie do wcześniejszych prób zdobycia mistrzostwa w erze Jürgena Kloppa, które ostatecznie kończyły się niepowodzeniem, tym razem Liverpool nie musi obawiać się Manchesteru City. Niespodziewany kryzys w drużynie Pepa Guardioli sprawił, że obecnie City stało się tłem w walce o tytuł. Głównymi rywalami Liverpoolu o mistrzostwo są Chelsea i Arsenal.
- Oczywiście, że to ma znaczenie. Zawsze wolisz być w naszej sytuacji, niż w jakiejkolwiek innej, ale wiesz tak dobrze jak ja, zdobyłem mistrzostwo raz z Feyenoordem i wiem jak trudne jest utrzymanie się na szczycie - powiedział Slot, zapytany o bycie liderem tabeli na Boże Narodzenie.
- Musisz być na najwyższym poziomie przez każdą minutę. Nie spodziewałem się, że Chelsea straci punkty dzisiaj z Evertonem, lecz takie rzeczy mogą zdarzyć się w każdym meczu i to właśnie sprawia, że ta liga jest tak wyjątkowa.
James Pearce
Autor: Bartosz_Becker
Data publikacji: 23.12.2024