ARTYKUŁ
Gorąco zapraszamy do lektury pierwszego w tym roku artykułu autorstwa Paula Tomkinsa. Ten znany i ceniony felietonista serwuje nam swoje spostrzeżenia odnośnie dotychczasowych spotkań, polityki kadrowej i zbliżających się spotkań derbowych z Evertonem.
Shankly byłby dumny
Rok 2009 rozpoczęliśmy tak, jak zakończyliśmy stary 2008 czyli zwycięstwami, dobrą grą w obronie i atakami z pasją.
Pięćdziesiąt lat po wybraniu Shankly'ego na stanowisko trenera The Reds, Liverpool grał mecz z Preston, w którym Bill był graczem przez czternaście lat. Na stanowisku trenera na Anfield Shankly spędził 15 lat, więc te dwie drużyny były najbliższe sercu tego niesamowitego trenera.
Każdy trener jest unikatowy i nie można porównywać stylów poszczególnych menadżerów, ale nie mogę się powstrzymać od pokazania podobieństw drużyn Beniteza i Shankly'ego. Sporo podobieństw pokazałem, w mojej książce 'Dynastia', ale kilka miesięcy po jej ukazaniu się mam wrażenie, że tych podobieństw jest coraz więcej.
Shanks gdy siedzi w niebiosach i patrzy na poczynania chłopców z Anfield to wiem, że jest dumny. Podejrzewam, że był zachwycony meczem na Deepdale przez pierwsze 60 minut tego spotkania. Ostatnie pół godziny, to była typowa walka angielskich drużyn w pucharze Anglii, która na pewno mu się podobała.
Pomimo różnicy w czasie i kulturze w jakich się wychowywali, to nie da się nie zauważyć podobieństw drużyn Rafy i Billa.
Oboje mają obsesje na punkcie meczy. Shankly miał twardy charakter i motywował zawodników ostrymi słowami i ich intensywnością. Benitez lubi studiować i bawić się metodyką rozgrywania spotkań. Obie ekipy cechują nieustępliwy charakter.
Podania, gra bez piłki, współpraca i walka do końca to cechy, o które oboje walczyli (bądź walczą). W oczach obu z nich widać pasję, determinację poświęcenie i profesjonalizm.
Nigdy nie było dla nich sytuacji bez wyjścia. Motywowali swoich piłkarzy, bo przecież gra się zawsze do końca. Myślący środkowi pomocnicy, ofensywnie nastawieni boczni obrońcy i sprytni skrzydłowi to piłkarze, po których sięgali zarówno Bill jak i Benitez. Nigdy nie kupowali wałkoni i leni.
Oboje budowali drużyny, które cechowały (bądź cechują) długie utrzymywanie się przy piłce i celne podania bez strat.
Oczywiście za wcześnie jeszcze na porównania osiągnięć obu panów, bo jedna z tych drużyn jest ciągle w fazie budowy,ale jeśli Liverpool zdobędzie w tym roku tytuł, to się okaże, że oboje zdobyliby tytuł w piątym roku swojej pracy.
Czyż taka symetria nie byłaby piękną?
Nawet jeśli nie uda się tego osiągnąć Benitezowi w tym roku to wydaje się, że tym razem będziemy bardzo blisko czołówki. Ta drużyna zdążyła już w tym roku pokonać finalistę ubiegłorocznych rozgrywek LM (prowadzoną przez trenera, który zdobył MŚ) oraz ciągle aktualnego mistrza PL. Nawet Shankly miałby problem, żeby rywalizować na takim poziomie.
Potrzeba jeszcze kilku lat, aby zrobić z Liverpoolu drużynę, która cały czas będzie w stanie walczyć o tytuł, ale wiem, że do tego potrzeba czasu. Wiem, że rozwój Liverpoolu został przyspieszony, a to bardzo miłe zaskoczenie.
Kilka lat temu byłem przeciwny polityce transferowej Beniteza, bo chciałem, aby w naszej drużynie grali młodzi perspektywiczni zawodnicy, a nie gwiazdy zakupieni za niebotyczne kwoty. Teraz wiem, że się myliłem, a zawodnicy tacy jak Hyypia, Carra czy Gerrard z wiekiem są coraz lepsi.
Błędy były popełnione wiele lat wcześniej, ale pięknie jest patrzeć, jak ta drużyna rodzi się coraz silniejsza.
Dwa wielkie wzmocnienia zostały zrobione przez ostatnie półtora roku, kiedy do zespołu dołączyli Torres i Mascherano. Ci dwaj zawodnicy przyszli w odpowiednim czasie. Ci zawodnicy mogli przyjść do nas wcześniej ale to nie byłby dobry ruch, bo nie byli wtedy jeszcze na to przygotowani.
Benitez prowadzi dobrą politykę transferową bo przecież na zawodnikach takich jak Sissoko czy Crouch udało mu się zarobić kilka funtów, które później umiejętnie ulokował.
Wiem też, że Rafa potrzebuje czasu, aby szlifować swoje diamenty. Najlepszym przykładem na to jest Emiliano Insua, który z meczu na mecz prezentuje się coraz lepiej.
Latem nie byłem pewien, czy jest przygotowany, żeby wejść do pierwszej drużyny. Nie wiedziałem w jaki sposób zastąpi Aurelio, którego kariera zatrzymywana jest przez masę kontuzji. W takiej sytuacji kupno Dosseny było mądrym posunięciem.
Insua przypomina mi trochę Whelana 20 lat temu, który w podobny sposób wchodził do drużyny przebijając się z rezerw. On również pomalutku wchodził do drużyny bez żadnej presji co zaowocowało w jego przypadku.
Dossena nie ma takiego komfortu. Może i ma większe doświadczenie jako zawodnik bo grał już w reprezentacji Włoch, ale Insua miał czas aby uczyć się wszystkiego od podstaw pod okiem Rafy.
Dossena został rzucony na głęboką wodę i tak jak Evra w United. Oboje doznali szoku rozbijając się o skałę z napisem "wyspiarski styl gry".
Rafa Benitez wykonuje wspaniałą pracę z młodzieżą. To co w 2005 czy 2006 roku wydawało się nam głupotą zaczyna powoli przynosić zamierzony efekt. Od tamtego czasu Rafa wyszkolił kilku świetnych już piłkarzy, który mają za sobą występy w swoich reprezentacjach.
Praca z młodzieżą okazuje się kluczowa w kontekście budowy silnego pierwszego składu. Okazuje się, że te dzieciaki naciskają na resztę drużyny i praca Beniteza nad tym jest bardzo dobra.
Jeśli okaże się, że Plessis czy Nemeth będą musieli zastąpić któregoś z zawodników to nie będą biegać z miękkimi kolanami po boisku, bo Rafa na to ich przygotował. Nabil El Zhar w zeszłym sezonie grał jak żółtodziób, ale w tym roku w kilku spotkaniach na Anfield wyglądał, jakby z tą drużyną grał od zawsze. Za rok lub dwa, może grać regularnie dla nas.
Wydaje mi się, że w tym roku Rafa kładzie spory nacisk na FA CUP. Bardziej niż wstydu boję się w tych rozgrywkach kontuzji, które mogą się nam przytrafić. Gdy wróci Liga Mistrzów będzie coraz więcej spotkań a zawodnicy będą coraz bardziej zmęczeni i podatni na kontuzje.
Sporo się zmieniło odkąd w 2005 roku Rafa dał odpocząć swoim podstawowym zawodnikom z meczu z Burnley. W tamtych czasach nie miał składu, który mógłby walczyć na wszystkich frontach. Na potwierdzenie tego jest fakt, że miesiąc później cieszyliśmy się z wygranej w finale LM.
Benitez nie myśli tylko i wyłącznie o następnym spotkaniu, ale analizuje sytuacje kadrowe i ma na uwadze dwa czy nawet trzy następne spotkania i pod tym kątem dobiera skład.
Inaczej ma się sprawa, kiedy walczysz już tylko na jednym froncie. wtedy odpuszczasz sobie spotkania ligowe, bo wiesz, że nie ma sensu narażać piłkarzy. tak było rok temu w meczu z Reading przed spotkaniem w Lidze Mistrzów.
Dobra drużyna walczy na każdym froncie, ale potrzebny jest czas, żeby zbudować takiego giganta, a Rafa właśnie to robi.
W 2006 roku zdobyliśmy FA Cup, ale było to po odpadnięciu z LM z Benficą, która odprawiła nas z kwitkiem zaraz po wyjściu z grupy.
Czasami na przełamanie złej passy potrzebujesz jednego szybkiego meczu i kilku błyskotliwych zagrań, aby wrócić do swojego rytmu. Sęk w tym, aby trener odpowiednio reagował na to co się dzieje z drużyną.
Nie cieszy mnie fakt, że gramy z Evertonem tak wcześnie w tych rozgrywkach. Dla mnie to już jest finał tych rozgrywek, bo wszyscy wiedzą jak będzie wyglądało to spotkanie.
Stawka tego spotkania jest niesamowicie ogromna, bo jeśli wygrasz, to może stać się to motorem napędowym na resztę sezonu, ale jeśli przegrasz, może to kompletnie rozbić drużynę.
To nie jest tak, że się boję Evertonu. Ciężko będzie w tym meczu dać odpocząć swoim najlepszym zawodnikom, bo każdy się liczy w tej bitwie. Liverpool gra kilka dni później z Wigan w ramach PL i ja wolałbym wygrać z Evertonem, ale poświęciłbym te rozgrywki, gdybyśmy zdobyli tytuł na koniec roku.
Paul Tomkins
Komentarze (0)