Łamacz królewskich serc
Kiedy Liverpool wyjdzie na murawę Santiago Bernabeu w środową noc, to będzie pierwsze spotkanie o stawkę z Realem Madryt od finału Pucharu Europy w 1981 roku.
Nadchodzące 16 spotkań Ligi Mistrzów to niezaprzeczalnie wisienka na futbolowym torcie tej rundy. Dwójka prawdziwych europejskich gigantów idzie łeb w łeb po miejsce w 1/4 finału - to pewniak, że jest to idealna okazja, by na długo zapisać się w pamięci tych szczęśliwców, którzy zasilą 80 tysięczny tłum.
Fani obu drużyn spoglądają oczywiście na te światowej klasy talenty, które mają uczynić różnicę. Torres, Raul,Gerrard, Sneijder, Carragher, Cannavaro - gracze aktualnie znajdujący się na szczytach światowego futbolu.
Czasami okazje tak wielkie jak ta, mogą przynieść niejedną niespodziankę. Kiedy cała uwaga w grze skupiona jest na globalnych gwiazdach, pojawia się szansa dla innych graczy, by uczynić swoje nazwisko rozpoznawalnym dla reszty. Szansa, by zapisać się historii klubowego kolorytu.
W 1981 roku, takim graczem był lewy obrońca Liverpoolu - Alan Kennedy.
Ochrzczony "Barney Rubble" przez kibiców The Kop dzięki swojemu specyficznemu stylowi biegania, a jego zakołysanie się w polu karnym w 81 minucie tego niezwykłego paryskiego wieczoru stało się symbolicznym obrazkiem w historii Liverpool FC, ukazującym jak wielką grozę może wywołać obrońca u bramkarza Agustina Rodrigueza, strzelając jedynego gola podczas tego finału Pucharu Europy.
Kennedy wniósł unikalną skłonność do strzelania kluczowych goli podczas wielkich spotkań, najbardziej wybitny był rzut karny dający zwycięstwo w finale Pucharu Europy przeciwko Romie w 1984 roku. Tak czy siak, przed finałem w 1981roku, jest sprawiedliwym rzec, iż był tak nieprawdopodobnym strzelcem jak Fernando Torres bramkarzem.
- Miałem kilka okazji do strzelenia gola wcześniej - jedna została ocalona, bo przeleciała nad głową, typowo, wzlatując wysoko - ripostuje Kennedy
- To był mój imiennik pełną gębą, Ray, który doprowadził mnie do tego momentu magii Kennedych.
- Ray wrzucił piłkę do środka i jedyne co mi pozostało, to popchnął ją naprzód, środkiem lewej strony - wspomina Kennedy.
- Jego wrzutka była całkiem precyzyjna. Przyjąłem to klatką, pozwoliłem zejść na dół i kontynuowałem do przodu, umieszczając piłkę w siatce.
- Napędzany swoim wejściem do gry, skutecznie uchylał się od wyzwania stawienia czoła Realowi jako defensor, ukazując też drugą stronę Kennedy'ego.
- Jeden z ich środkowych pomocników, Cortes, jak myślę, robił kilka ataków w moim kierunku. Byłem przekonany, że sfauluje mnie w polu karnym i będzie rzut karny, co oznaczałoby, że i tak wykonałbym swoją robotę - kontynuuje historię.
- Ale zwiódł mnie jakoś dziwnie, gubiąc i siebie i piłkę, a ja nagle znalazłem się przy piłce dziwiąc się, co właśnie robię.
To co wydarzyło się dalej, stało się dźwignią wynoszącą Liverpool do trzeciego w przeciągu czterech lat Pucharu Europy i Kennedy uwierzył, że los stał stanowczo po jego stronie, ofiarowując mu te bramkę.
- Za rogiem, dostrzegałem kątem oka Davida Johnsona, ruszającego w stronę liniii 6 jardów - dodaje. Ale na tej pozycji, to co masz robić, robisz bardzo szybko.
- Bramkarz uczynił to nieco łatwiejszym dla mnie, bowiem przesunął swoją lewą rękę i na szczęście, podjąłem właściwą decyzję, by strzelać właśnie w tym momencie.
- Gdyby się wyprostował, zapewne obroniłby to spokojnie i prawdopodobnie byłby to koniec panowania dla Davida, tak samo zresztą jak dla Kenny Dalglisha i Boba Paisley'a.
- Gol wywołał wiele scen dzięki celebracji na środku stadionu, i co najsławniejsze, Kennedy zdawał się kontynuować jego pęd do przodu, nawet gdy piłka już trzepotała w siatce, aż do kibiców angielskich siedzących na trybunie za bramką.
- Trochę zasnąłem w tym biegu - chichocze - byłem już daleko, a dalej biegłem i biegłem.
- Wciąż potrafię sobie zwizualizować fanów próbujących dostać się na murawę, ale było tam ogromne ogrodzenie i w dodatku coś w rodzaju fosy odgradzającej ich od boiska.
- To także powstrzymało mnie od wydostania się za boisko, ponieważ chciałem wtedy podzielić te radość z fanami - jestem tego pewien.
- Ewentualnie, David Johnson i Terry McDermott podbiegli do mnie pytając, czy zamierzałem zdobyć bramkę tym strzałem - odpowiedziałem - tak, oczywiście, miałem to na myśli.
- Nigdy bym nie uwierzył, że będzie to jedyny gol podczas meczu, bo naprawdę, mieliśmy dużo więcej okazji po tym wydarzeniu. To z łatwością mogło skończyć się dwoma, trzema bramkami.
- Ten gol wbił się mocno w głowy zawodników Realu, nie mogli wrócić i skupić się na grze.
Ta bramka zapoczątkowała dziką celebrację, która trwała do późna w nocy, ale Kennedy pamięta decyzję trenera The Reds, Boba Paisley'a, która nakazywała całkowitą abstynencję pomeczową , ale mając na uwadzę piłkarzy i fanów Liverpoolu, przerodziło się to w istny wodopój w stolicy Francji.
- Wierzę, że Bob Paisley nie wypił ani jednego drinka by to uczcić - chciał delektować się chwilą - ujawnia.
- Jednak gracze celebrowali w tradycyjny sposób, pijąc do nieprzytomności.
- Niektórzy z chlopaków wybrali się na miasto, jednak będąc dobrym chłopcem - a takim byłem - zostałem w hotelu, gdzie rodzina Alana Hansen'a śpiewała niezłe kawałki.
- Rozmawiałem z kilkoma kibicami, którzy byli na meczu. Byłem podekscytowany z ich powodu, tak samo jak moja rodzina i przyjaciele, którzy oglądali mecz.
- To było niesamowite uczucie.
Gracze Liverpoolu, bez wątpienia będący w podłym nastroju, zostali w pewien sposób sprowadzeni na ziemie tego ranka kiedy ich plany zostały odsunięte na późniejszy moment chwały, zarówno na miejscu jak i za granicą.
- Następnego ranka mieliśmy wszystkie te zdjęcia i pamiętam Ronniego Morana, jak wspomniał, iż zostało tylko 35dni do rozpoczęcia następnego sezonu - śmieje się Kennedy.
Ale to właśnie jest to, czego symbolem jest Liverpool. To właśnie przyczyna, dlaczego wciąż podążamy od gry do gry, aż następuje nowy sezon,
I jakieś trwałe wspomnienie Kennedy'ego z tego całego doświadczenia?
- Jedyną rzeczą, którą zapamiętałem z całej gry, to właściwie było uderzanie w bęben przez fana - przyznaje.
- Uderzał i uderzał przez cały czas, kibice Realu śpiewali do rytmu.
- Pomyślałem sobie wtedy, że strzelę w ten bęben, ale na szczęście strzeliłem w światło bramki i był to jedyny gol, jaki padł w meczu.
Komentarze (0)