PODSUMOWANIE MECZU
Po trafieniach Yossiego Benayouna i Davida Ngoga Liverpool zanotował na Anfield komfortowe zwycięstwo 2:0 z Sunderlandem. Ngog, w 51 minucie, wykończył świetnie przeprowadzony atak, a 14 minut później Yossi dobił piłkę do bramki po niepewnej interwencji Martona Fulopa.
Liverpool ma obecnie tyle samo punktów co Chelsea. Podopieczni Hiddinka, na Fratton Park, pokonali Portsmouth 1:0. Jedynego gola strzelił Didier Drogba.
Rafa Benitez oczekiwał natychmiastowej poprawy w grze swojej drużyny. W porównaniu do sobotniej porażki 2:0 z Boro, skład the Reds różnił się czterema nazwiskami.
David Ngog od 1 minuty występował obok Dirka Kuyta w ataku. Javier Mascherano zastąpił na prawej obronie kontuzjowanego Alvaro Arbeloę, a Emiliano Insua wskoczył w miejsce Fabio Aurelio na lewej flance defensywy.
Sunderland bardzo dokładnie wczuł się w rolę drużyny odwiedzającej Anfield i rozpoczął w ustawieniu 4-5-1, z Kenwynem Jonesem grającym na szpicy.
Ale to właśnie podopieczni Ricky'ego Sbragii lepiej rozpoczęli to spotkanie i już w 3 minucie mogli prowadzić.
Kenwyne Jones znalazł się metr przed Jamie Carragherem i miał przed sobą tylko Pepe Reinę. Bramkarz LFC wyszedł jednak zwycięsko z pojedynku z wysokim napastnikiem.
Po tym zdarzeniu Liverpool ruszył do ataku i szybko stworzył własne okazje strzeleckie. Każdy zawodnik the Reds, mający szansę bramkową nieczysto trafiał w piłkę - podobnie jak to miało miejsce z Jonesem w 3 minucie.
Z serii bloków i strzeleckich pomyłek wyłamał się Dirk Kuyt, ale jego strzał w 12 minucie obronił Fulop. Tak czy siak, kibice przy Anfield dawno nie oglądali tak ofensywnego początku spotkania.
W 15 minucie świetna akcja, rozegrana między Ngogiem, Insuą, Benayounem i Kuytem, prawie rozmontowała obronę Black Cats. Piłka powędrowała na prawą stronę, do strzelca zwycięskiej bramki na Bernabeu. Yossi dośrodkował do Kuyta. Holender, w swoim stylu, chciał zmieścić piłkę przy krótkim słupku, ale Fulop dobrą interwencją zażegnał niebezpieczeństwo.
Po 20 minutach wynik 0:0 wydawał się sprawiedliwy - obie drużyny miały okazje, ale nie potrafiły zamienić ich na bramki. Sunderland grał bardzo rozsądnie, być może nawet oglądaliśmy zbyt otwartą piłkę w wykonaniu przyjezdnych. Liverpool jak zwykle szukał trafienia, ale jeżeli chodzi o zachowanie czystego konta, the Reds mogli mówić o sporym szczęściu.
W 30 minucie szczęścia spróbował Riera. Hiszpan zawinął obrońcę i zbiegł z lewej strony do środka, po czym oddał strzał prawą nogą. Piłka odbiła się od jednego z zawodników i prawie wpadła do siatki przy prawym słupku, ale Fulop końcówkami palców wybił ją na rzut rożny.
Sunderland poradził sobie z kornerem, ale już po chwili piłka zatrzymała się na poprzeczce po strzale Javiera Mascherano.
Do przerwy to Liverpool stworzył więcej okazji do strzelenia bramki, ale wynik brzmiał 0:0.
To była inna pierwsza połowa, niż te, do której przywykli kibice przy Anfield. "Normalny" był tylko wynik.
Od razu po zmianie stron Liverpool wywalczył rzut rożny. Dośrodkowywał Gerrard, a silna główka Benayouna przeszła tuż obok słupka.
Dwie minuty później Izraelczyk urwał się kapitanowi Sunderlandu Deanowi Whithead'owi i prawie wypracował czystą pozycję dla Stevena Gerrarda.
Dwie szanse w tak krótkim odstępie czasu mogły wskazywać, że zbliża się zmiana bezbramkowego stanu gry.
Tak się właśnie stało. Kolejna okazja nadarzyła się w 51 minucie. Na bramkę zamienił ją David Ngog.
Riera pociągnął przy linii bocznej i dośrodkował do Gerrarda, który wyłożył piłkę młodemu Francuzowi, a ten trafił do siatki.
The Kop oszalało.
Tymczasem the Reds wciąż atakowali w poszukiwaniu kolejnej bramki.
Strzelali Alonso, Insua i Kuyt. Wszyscy bez skutku, ale obrona Sunderlandu dawała się ogrywać nadspodziewanie łatwo.
W 62 minucie Sbragia wprowadził na boisko jednego z bohaterów ze Stambułu - Djibrilla Cisse. Wyróżniający się fantazyjnym czerwonym irokezem Francuz miał partnerować w ataku Jones'owi, ale jego wejście osłabiło linię pomocy Sunderlandu i tym samym stworzyło nowe kłopoty dla przyjezdnej ekipy.
Już chwilę po wejściu Cisse Liverpool powiększył prowadzenie, za sprawą znajdującego się w świetnej formie Benayouna.
Piłka znalazła się w polu karnym Sunderlandu. Po złym wybiciu przez jednego z obrońców Ngog przewrotką zagrał piłkę w pole karne, Fulop odbił piłkę wprost pod nogi Benayouna, który z kilku metrów posłał piłkę do bramki.
Liverpool wciąż atakował i podobnie jak przez większą część spotkania, starał się utrzymywać przy piłce.
Sunderland starał się przeszkadzać gospodarzom w grze, ale momentami wyglądało na to, że Benayoun, Kuyt, Alonso i Mascherano są w stanie przetrzymywać piłkę tak długo, aż nadarzy się okazja do podania, otwierającego drogę do bramki przeciwników.
Po sobotnim koszmarze na Riverside, dzisiejsze zwycięstwo wydaje się cenniejsze niż powinno.
Dwie bramki i czyste konto. Anfield powinno być usatysfakcjonowane.
Liverpool: Reina, Insua, Carragher, Skrtel, Mascherano, Riera, Gerrard (kapitan), Alonso, Benayoun, Kuyt, Ngog. rezerwowi - Hyypia, Aurelio, El Zhar, Dossena, Babel, Leiva, Cavalieri
Sunderland: Fulop, McCartney, Ferdinand, Ben-Haim, Collins, Richardson, Whitehead (kapitan), Leadbitter, Malbranque, Jones, Reid. Rezerwowi - Murphy, Cisse, Gordon, Davenport, Bardsley, Edwards, Healy
Sędzia: M Halsey
Liverpoolfc.tv Man-of-the-Match: Yossi Benayoun
Komentarze (0)