Prasa o meczu
Cóż… To nie tak miało być…
Gdyby tylko ostatni sezon nigdy się nie skończył. Liverpool kończył kampanię 2008/09 w tak dobrej formie, że wielu ekspertów wróżyło, iż tytuł mistrzowski w końcu trafi z powrotem na Anfield.
Jednak porażka ze Spurs w pierwszym meczu sezonu nie była częścią planu.
Każdy, kto śledził przedsezonowe przygotowanie Liverpoolu, mógł łatwo przewidzieć wczorajszą porażkę na White Hart Lane.
Nawet zwycięstwo z Singapurem 5-0 było niesprawiedliwe, ponieważ postawa the Reds była przeciętna.
Dodać do tego należy przeciągającą się w nieskończoność sagę transferową z Xabim Alonso w roli głównej, która zakłócała letnie przygotowania zespołu. W zeszłym sezonie spadek formy drużyny na półmetku kampanii spowodowała prawdopodobnie przedłużająca się sprawa odejścia Rabbiego Keane'a.
Dulcan Castles z The Times wymienia te problemy jako wielką przeszkodę w przygotowaniach Liverpoolu do sezonu.
"Istnieją wątpliwości na tematy głębsze niż przygotowanie i koncentracja. Odejście Xabiego Alonso to sprawa ciągnąca się od 15 miesięcy, czyli odkąd rozzłościł on Beniteza, opuszczając spotkanie Ligi Mistrzów z powodu narodzin swojego pierwszego syna. Próby zastąpieniem go Garethem Barrym nie zmniejszyły jego popularności na the Kop ani nie ukryły jego wpływu na tempo gry.
Real Madryt zasiał również niepewność u Javiera Mascherano, strasząc, że postara się go ściągnąć, jeśli nie uda się mu kupić Alonso. Barry przeszedł do Manchesteru City na długo zanim Liverpool otrzymał pieniądze za Baska, a inny potencjalny jego sukcesor, Felipe Melo, był już piłkarzem Juventusu."
Z tym samym rywalem Liverpool zanotował swoją pierwszą porażkę w zeszłym sezonie Premier League, również w stosunku 1-2, przy czym w zeszłym sezonie miało to miejsce w listopadzie i chodziło o mecz, który naprawdę powinniśmy byli wygrać.
The Reds sprawiali wczoraj wrażenie, jakby wciąż funkcjonowali w trybie przygotowań przedsezonowych.
Fernando Torres wyszedł wczoraj na miły niedzielny spacer w parku, a brak komunikacji pomiędzy Jamiem Carragherem i Martinem Skrtelem doprowadził do dwóch kontuzji głowy, co zmusiło Słowaka do zejścia z boiska. Przez resztę klubów Premier League może to być postrzegane tylko jako komiczne.
To był jeden z tych dni, których już nigdy nie chcielibyśmy przeżyć.
David Hynter z Guardiana pisze:
"W przeciwieństwie do ubiegłego sezonu, tym razem nie można mówić o kradzieży. Tak naprawdę nie ma o czym mówić, jeśli chodzi o grę Liverpoolu."
Rafa Benitez musi rozwiązać parę problemów i musi to zrobić szybko, ponieważ następny mecz już w środowy wieczór ze Stoke na Anfield.
Hiszpan czuje się zawiedziony. Faul Assou-Ekotto na Andriju Woroninie w polu karnym był ewidentny, jednak sędzia Phil Dowd nie podyktował jedenastki. Benitez po meczu jasno dał do zrozumienia, jakie jest jego zdanie na ten temat.
Sam Wallace z The Independent pisze:
"Ukaranie Beniteza za jego ocenę Dowda może wymagać zaangażowania najznakomitszych prawników FA. Zapytany o opinię na temat sędziego, menedżer Liverpoolu nie powiedział niczego, wyciągnął tylko okulary kieszeni i pokazał je dziennikarzom. FA ciężko będzie poprosić go o wyjaśnienie swojego komentarza."
Wciąż jednak można z tego słabego występu wyciągnąć pozytywy.
Debiutant Glen Johnson wyglądał dobrze na prawej flance the Reds. Po jego rajdzie i faulu na nim Gerrard wyrównał z karnego. David Hynter pisze:
"Przez krótki czas wydawało się, że mogą wyrwać się z ledwo zasłużonym punktem. Najważniejszą akcją Glena Johnsona w jego debiucie w Liverpoolu było wdarcie się między Toma Huddlestone'a i Benoîta Assou-Ekotto, po którym został sfaulowany przez Heurelho Gomesa."
A z kolei obrona Pepe Reiny po główce Robbiego Keane'a na niemalże pustą bramkę była…
"…mimo wszystko zachwycająca. Keane czuł, że Benitez nie dał mu w Liverpoolu prawdziwej szansy. Gdy został zmieniony, Benitez nie omieszkał podejść od niego i go uściskać."
Przed nami 37 spotkań i - cóż - przynajmniej wyjazd na mecz ze Spurs mamy już za sobą.
Komentarze (0)