ARTYKUŁ
Zapraszamy Państwa do zapoznania się z nowym artykułem autorstwa Paula Tomkinsa, piszącego dla oficjalnej strony internetowej Liverpoolu. Brak szczęścia, a także niekończące się kontuzje graczy Liverpoolu to główny temat niniejszego artykułu. Życzymy miłej lektury!
Przegrywać i wygrać razem
Na początku tygodnia obiecałem synowi, że obejrzymy razem w sobotę wieczorem nowy film Pixara "Odlot". Wkrótce po otrzymaniu filmu usiadłem i żywiłem nadzieję, że mój umysł nie będzie już zaabsorbowany porażką z Sunderlandem. Niestety myliłem się, ponieważ podstawą tego filmu była niesamowita moc nadmuchiwanych balonów.
Są na pewno powody do obaw, po rozegraniu dziewięciu meczów ligowych i mając na koncie już cztery porażki. Poziom ligi w tym roku jest bardzo wyrównany, ale nie tym problem. Pomimo wygranej Sunderlandu (za sprawą kuriozalnej bramki), Rafa nie ukrywa faktu wyraźnej frustracji, widząc wydajność swoich piłkarzy.
Piszę ten artykuł będąc rozczarowany tym co zobaczyłem w sobotę, natomiast nie mam zamiaru użalać się. Liverpool po prostu musi grać lepiej w następnych meczach. Sądzę niemal na pewno, że tak właśnie się stanie.
To nie czas i miejsce, aby w tym momencie się poddać. Wygrana w najbliższy weekend z Manchesterem zmieni zarówno nastroje wśród wszystkich kibiców The Reds, jak i przywróci szansę walki o tytuł mistrzowski.
Liverpool nie miał szczęścia co do terminarza spotkań. Niezwykle trudno dobrze rozpocząć sezon z dala od domu (przyp. przegrana w Londynie ze Spursami 2-1). Natomiast ciężko stwierdzić, na ile piłka plażowa zmieniła oblicze gry w sobotnim meczu. Z pewnością ten fakt nie pomógł Liverpoolowi utrzymać nerwów na wodzy i rozstrzygnąć meczu na swoją korzyść.
Wiadomo przecież, że każdy zespół przyjezdny potrzebuje dobrego startu (na przykład strzelenie bramki) od pierwszych minut meczu, aby jak najszybciej uciszyć hałaśliwy tłum kibiców gospodarzy.
Niestety sytuacja była kompletnie odwrotna, a dodatkowym problemem było to, że dwie gwiazdy Liverpoolu wróciły kontuzjowane po meczach reprezentacyjnych i nie mogły wystąpić w sobotnim spotkaniu. Co więcej, na boisku nie widać było osoby, która mogłaby wziąć ciężar gry na siebie, krzyknąć choćby jedno słowo: "c'mon!" i zagrzać pozostałych do walki.
Sunderland obrał inną opcję selekcji. Posiadają w składzie bardzo wartościowych zawodników, ale przede wszystkim nie będących kluczowymi postaciami w swoich reprezentacjach. Są to twardzi gracze Premiership, zaangażowani w grę już od pierwszego gwizdka, aż do ostatniej minuty i niesamowicie uparci, chcący zrealizować swój zamierzony wcześniej cel. Wynikiem tego, drużyna Sunderlandu w sobotę przez całe spotkanie była dziesięć razy bardziej świeża, energiczna niż The Reds.
Nie było wyjścia, okazję taką jak kryzys i zmęczenie Liverpoolu, Sunderland musiał wykorzystać. Poprzez ciągły pressing, przy tej świeżości gry osiągnęli to co chcieli.
Benitez, jako menager musiał stanąć twarzą w twarz z problemami zdrowotnymi jego składu. Nie miał innego wyjścia, zdecydował się na pewną alternatywę i podjął ryzyko. Wystawił kilku graczy z rezerwowego składu i wierzył w to, że podołają zadaniu. Wprowadził przez to element hazardu, który jak wiadomo nigdy nie jest idealny.
Nie wyszło, ale Sunderland powinien też zgarnąć trzy punkty nie tylko w ostatnią sobotę, ale i w poprzedniej kolejce podczas potyczki na Old Trafford z Manchesterem United. Grali świetnie.
Każdy kto sądził, że zaraz po przerwie spowodowanej meczami międzynarodowymi cała jedenastka The Reds wyjdzie w pełni zregenerowana, mylił się bardzo i jeśli sądził, że z dnia na dzień nie będzie widać żadnego zmęczenia u zawodników, to chyba taki ktoś mieszka w Nibylandii.
Problem rozgrywania dużej ilości gier przez zawodników, nie jest sprawą prostą. Mecze ostatnich tygodni są szalenie istotne, a menager chce wyciągnąć z każdego spotkania jak najwięcej. Po takim obciążeniu i zmęczeniu każdego z graczy, kiedyś w końcu musi pojawić się kryzys.
W książce "Dlaczego Anglia przegrała", Simon Kuper przywołuje słowa szefa medycznego AC Milanu. Rossoneri posiadają obecnie "prawdopodobnie najbardziej wyrafinowane wyposażenie medyczne, jakie jest w piłce nożnej". Podejmuje on temat ryzyka pojawienia się urazu u zawodnika, po odbytych pięćdziesięciu grach podczas całego sezonu:
"Wydajność nie jest optymalna, a ryzyko urazu jest bardzo wysokie. Można powiedzieć, że ryzyko obrażeń po jednej grze w tygodniu wynosi 10%. Jeśli w tygodniu grasz w dwóch spotkaniach, ryzyko wzrasta do 30 lub 40%. Jeśli grasz pod rząd cztery lub pięć gier kolejno bez chwili na regenerację, ryzyko uszkodzenia wrasta i jest niesamowicie prawdopodobne".
Oczywiście tych słów nie można brać tak bardzo na serio, natomiast w momencie gdy tej kluczowej dwójce, jak Torres czy Gerrard, dochodzą do tego długie męczące podróże, lub dodatkowe emocje spowodowane odpowiedzialnością wygranej w meczach kwalifikacyjnych do Mistrzostw Świata, która nad takimi graczami nieprzerwanie ciąży, to te wszystkie fakty tylko podwyższają ryzyko urazu któregokolwiek z nich.
Tak więc musisz się niezwykle uodpornić na stres, wybierając kibicowanie Liverpoolowi w tym tygodniu.
Istnieją również inne okoliczności łagodzące, które oczywiście nie są żadnym usprawiedliwieniem. Przykładowo choćby w zeszłym tygodniu powiedziałem, że The Reds nie ma szczęścia u sędziów w tym sezonie. Ostatni mecz tylko potwierdził moją tezę. The Reds praktycznie nie zmieniając stylu gry mogłoby w łatwy sposób zgarnąć pięć dodatkowych punktów w tym sezonie. Tylko z racji słabego sędziowania, tak się niestety nie stało.
Inne zespoły z "wielkiej czwórki" grały równie słabo w tym sezonie w meczach przeciwko Sunderlandowi czy Spurs. Niestety w ich przypadku szczęście dopisywało bardziej, a także niektóre decyzje sędziowskie wypaczyły wynik spotkań. Zgadzam się, że często takie błędy idą w obie strony, ale na taki szczęśliwy los Liverpool, jak na razie w tym sezonie liczyć nie może. To samo tyczy się spoglądając na terminarz spotkań, czy też kontuzje kolejnych zawodników.
Te wszystkie czynniki mają wpływ na wyniki spotkań, a jak wiadomo brak punktów wpływa później znacząco na zaufanie i pewność zawodników w konfrontacji przy nadchodzących grach. Wielu menagerów znosi jednak bardzo odpornie taką presję wyniku, niestety nie Benitez.
Biorąc pod uwagę tą nieszczęśliwą sytuację z czwartej minuty, praca i uczestnictwo w futbolu wydaje się być niewdzięcznym zadaniem.
Przykładowo Liverpool pokazał już nie raz (choćby cofając się do poprzedniego sezonu), że zespół może wygrywać bez Gerrarda i Torresa. Pojawia się pytanie dlaczego nie potrafi obecnie tego faktu wykorzystać? Ciężko stwierdzić, ale oznacza to, że wejście kogokolwiek z ławki nie wiele zmieni na boisku bez względu na to, jak silna jest drużyna z Anfield. Zmniejsza to z pewnością pole manewru menagera.
Oczywistym też jest fakt, że Liverpool nie posiada obecnie w składzie takiego zawodnika jak Alonso, a jego "następca" Alberto Aquilani na dzień dzisiejszy nie jest do dyspozycji, wiec na wstępie jeden wariant nowych możliwości w tym momencie odpada. Jednak kiedy cała trójka Gerrard, Torres i Aquilani będą juz w pełni sił, może okazać się to zbawienne na jakość ataku na resztę sezonu.
Mimo to w pełni szanuję decyzję Rafy, kiedy w lipcu kupił włoskiego zawodnika. Widzi u niego potencjał i bierze go pod uwagę na dłuższą metę. Tym samym Boss nie stawia na kompromis i na przykład nie wybiera mniej utalentowanego gracza, który mógł być gotowy do gry już w sierpniu.
Zajmijmy się też na chwilę sprawą Carragera. Obrońca jest przynajmniej bardzo szczery przyznając, że nie jest już w najlepszej formie w tym sezonie. Jednak, ktoś kto zrobił tyle dla tego klubu, powinien zasłużyć w tym trudnym dla niego momencie na odrobinę luzu i odcięcia się od wielu negatywnych o nim opinii. To może niemal automatycznie pomóc mu i nadrobić ten chwilowy spadek formy.
Ale jako zespół i jako osoba fizyczna, czy grasz wspaniale lub obojętnie, zazwyczaj potrzeba trochę szczęścia w odpowiednim czasie.
Zespołowi The Reds daleko z formą, porównując grę poprzedniego sezonu z pierwszych dziewięciu kolejek, ale i wtedy Liverpool miał niesamowitego pecha przypominając choćby remisowe spotkanie 0-0 ze Stoke. Podopieczni Rafy Beniteza mogliby mieć na swoim koncie nie jeden, a trzy punkty, gdyby z nieznanych powodów sędzia nie anulował gola Stevena Gerrarda z trzeciej minuty meczu. Pomimo to, w tamtym sezonie The Reds byli w stanie pozbierać się, a w miarę upływu czasu odbudowano morale całego zespołu. Dzięki czemu w efekcie końcowym do ostatniej kolejki Liverpool walczył o tytuł mistrzowski.
Prawdą jest, że kilka wygranych meczów już wkrótce może bardzo szybko zmienić układ tabeli w lidze. Dlatego fani muszą wciąż wierzyć w to, że przyjdzie też czas zwycięstw, a wtedy tak się właśnie stanie.
Pewnym jest też, że sytuacja w którymś momencie odwróci się. Wtedy to czołowe kluby Premiership będą miały problem ze zdobywaniem regularnie punktów. Przykładem jest to, iż Aston Villa ograła i Liverpool i Chelsea, a Sunderland ugrał kilka punktów The Reds i Manchesterowi United. Podobne przypadki były już w tym sezonie zarówno z Manchesterem City, jak i Arsenalem.
Nigdy wcześniej, przez 120 lat historii piłki nożnej, nie było sytuacji takiej, że drużyna która przegrała tylko dwa mecze w rozgrywkach, nie zdobyła mistrzostwa ligi. Rekordy są jednak łamane cały czas. Dlatego też, The Reds może i w tym sezonie sprawić kolejną niespodziankę.
Bez wątpienia, jeśli Liverpool nie zacznie remisować tak masowo, jak wyglądało to sezon temu, Czerwoni w dalszym ciągu powinni być brani pod uwagę w walce o mistrzowski tytuł.
Paul Tomkins
Komentarze (0)