ARTYKUŁ
Zapraszamy do lektury nowego artykułu, który dotyczy przede wszystkim przegranego przez Liverpool meczu z Fulham. The Reds przegrali 1:3 i zmniejszyli swoje szanse na tytuł.
K.O
Liverpool na deskach - piłkarze Rafaela Beniteza przegrali z Fulham 1:3. To już definitywny koniec walki The Reds o mistrzostwo. Dobitnie pokazał to zresztą sam Benitez, przedwcześnie zdejmując Fernando Torresa i Yossiego Benayouna, by oszczędzić ich przed środowym meczem o wszystko z Olympique Lyon w Lidze Mistrzów. Gdyby podopieczni Hiszpana we Francji przegrali, byłby to nokaut szybszy niż słynna, trwająca 53 sekundy walka Andrzeja Gołoty z Lamonem Brewsterem.
Po pierwszej połowie obie drużyny remisowały 1:1, ale Liverpool prezentował się naprawdę imponująco. Nic nie wskazywało na to, że mecz skończy się gradem czerwonych kartek i kompromitacją przyjezdnych. W przerwie spotkania coś mnie wzięło i spisałem noty dla piłkarzy LFC (skala 0-10, ocena wyjściowa 5).
Reina 5 - Degen 6; Carragher 6; Kyrgiakos 4; Insua 4 - Kuyt 5,5; Mascherano 6; Lucas 7; Benayoun 7,5 - Woronin 5,5; Torres 6
W ocenach dla LFC.pl zlepionych po końcowym gwizdku, całość wygląda zupełnie inaczej.
Reina 5 - Degen 3; Carragher 3,5; Kyrgiakos 2; Insua 3 - Kuyt 3,5; Mascherano 4,5; Lucas 5,5; Benayoun 5 - Woronin 4,5; Torres 5
W pierwszej części zespół Beniteza zadziwiał piękną, szybką grą kombinacyjną; widać było, że Hiszpan ma pomysł na mecz. O golu dla Fulham zadecydował moment dekoncentracji, pojedynczy błąd - uznałem, że w drugiej połowie Liverpool dopełni formalności i wywiezie trzy punkty. Ale The Reds wyszli z szatni przestraszeni, nie potrafili rozegrać piłki, a Fulham atakowało coraz odważniej. Po godzinie, jeszcze przy stanie 1:1, Benitez zdjął Torresa, a po stracie bramki - Benayouna. I nie było na boisku nikogo, kto mógłby odwrócić losy spotkania.
Poparcie dla Beniteza wyrazili wszyscy - kibice, właściciele klubu, działacze i piłkarze. Pamiętam deklarację, że Rafa zostanie w klubie nawet, jeśli nic w tym sezonie nie wygra.
I jest to strzał Liverpoolu we własne kolano.
Jeśli ktoś chce przeczytać dalszą część tekstu, która nie dotyczy już LFC, zapraszam do siebie:
Komentarze (0)