Liverpool na drodze do nikąd
Nie tego chciał Rafa Benitez i z pewnością nie chcieli tego też piłkarze. Niebawem może się okazać, że ligowa lokata, zapewniająca start w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów, będzie po prostu nieosiągalna.
Liverpool rozgrywał ważne spotkania we wrześniu i w październiku. Mecz z Arsenalem był po prostu kolejnym meczem, który z konieczności stał się ważny. Bo patrząc na obecną sytuację ligową Liverpoolu, już każdy mecz będzie niezwykle istotny.
Trudno jest dostrzeć jakieś światełko w tunelu. Reina co prawda nie miał prawie nic do roboty we wczorajszym meczu, ale Liverpool i tak przegrał. Porażki powodują wzmożoną analizę klubowej sytuacji. Na Beniteza nie jest wywierana presja, ale niekorzystnymi rezultatami Rafa sam ją na siebie sprowadza.
Wiadomo już, że Liverpool nie zakwalifikuje się do Champions League drogą wygrania jej. Sobotnie rezultaty w Premier League ułożyły się dla the Reds w bardzo korzystny sposób. Pozostało wygrać z Arsenalem i mógł się zacząć mozolny marsz w górę. Ale Liverpool zagrał przeciętnie, bez pomysłu na pokonanie Kanonierów.
Brak kwalifikacji do Ligi Mistrzów nie jest jednoznaczne z katastrofą. Liverpool wciąż może zająć wystarczająco wysoką pozycję w tabeli aby zagrać w Champions League, ale nie w przypadku, gdy będzie wciąż przegrywał.
W tym sezonie mieliśmy już zbyt często do czynienia z tego rodzaju sytuacjami. Warte wspominania epizody, jak zwycięstwo z Man Utd, zdarzały się zbyt rzadko.
W pierwszej połowie świetnie grał Mascherano, wydatny wpływ na grę drużyny wywierali również Gerrard i Torres. W drugiej połowie Mascherano opuścił plac gry, a Steven i Fernando byli zmęczeni. Faktem jest, że żadna inna drużyna nie polega tak bardzo na dyspozycji dwóch zawodników, jak Liverpool na Gerrardzie i Torresie.
W zeszłym sezonie szkielet zespołu stanowili Reina, Jamie Carragher, Mascherano, Xabi Alonso, Gerrard i Torres. Jeśli ta szóstka grała dobrze, wszyscy pozostali kipieli pewnością siebie. Kiedy Gerrard i Torres zaczęli mieć problemy z formą, boleśnie odczuła to cała drużyna.
Wciąż nie rozwiązane pozostają problemy dotyczące właścicieli klubu. Potrzebny też jest nowy stadion. Anfield jest wspaniałe, ale mieszcząc 44 tysiące widzów, nie może konkurować z Old Trafford, na które może wejść 77 tysięcy ludzi.
Dla kontrastu, Arsenal wyrasta na trzeciego poważnego kandydata do tytułu. Są w stanie pojechać na trudny wyjazd, zagrać źle, a mimo to zgarnąć trzy punkty. Arsenal rzadko wygrywa po słabej grze, a w pierwszej połowie wczorajszego ich postawa była tak kiepska, że trudno było w to uwierzyć. Liverpool grał szybciej, najlepszego dnia nie mieli sędziowie, ale to do Londynu pojechały trzy punkty. Mistrzowie potrafią wygrywać nawet po słabej grze.
Arsenal wciąż może być lepszy. Musi być lepszy, jeśli myśli o wygraniu Premier League, bo spoglądając na ich skład w porównaniu do Chelsea i Man Utd, Kanonierzy są słabsi.
Komentarze (0)