Aquilani jednak rozczarowuje
Wieczorem podczas wtorkowego spotkania na Villa Park w dość łatwy sposób można było zauważyć jakie są nastroje i wyrazy sympatii ze strony kibiców dla Alberto Aquilaniego.
To nie dlatego, że był to dopiero jego trzeci występ w barwach The Reds od początku meczu podczas całej swojej gry w Liverpoolu, ale właśnie przez to, że bez względu na to jak dobrze by grał przeciwko Villa, nic nie zmieni faktu, że był skazany na niepowodzenie zanim jeszcze kopnął piłkę w klubie.
Zakup Aquilaniego wart £ 20millionów okazał się być przynajmniej jak do tej pory najgorszym transferem tego sezonu. To nie jego wina, że był kontuzjowany przez pierwsze cztery miesiące, ale faktem jest to, że czas kiedy był zdrowy, Liverpool już zdążył odpaść z Ligi Mistrzów. Przez ten czas, gdy był do dyspozycji Hiszpańskiego Managera, Liverpool powoli oddalał się od realnych szans zdobycia w tym sezonie tytułu mistrza Premier League.
Praktycznie wszyscy (a przynajmniej Steven Gerrard i jego koledzy) dostrzegli, jak ważnym ogniwem w składzie był do tej pory Xabi Alonso, który został sprzedany latem do Realu Madryt.
Tak więc Aquilani jest symbolem wszystkiego, co nie poszło zgodnie z planem do tej pory w Liverpoolu i tego, co zostało utracone, a było długotrwale ćwiczone.
On musi niestety teraz walczyć i starać się pokazać z jak najlepszej strony. Uświadomić wiele osób o tym, że nawet jeśli ten ryzykowny transfer obrócił się przeciwko niemu, to jednak Liverpool sukcesywnie będzie korzystać z usług Włocha w perspektywie długoterminowej.
Znaki ostatniej nocy wskazały, że ta wczorajsza „śnieżna gra” nie jest szczególnie obiecująca.
Aquilani ustawiony w meczu jako pomocnik głęboko cofnięty obok Lucasa, wziął na siebie ciężar gry jedynie połowicznie. Podając kilkakrotnie jedynie bezpieczne zagrania szeroko to na lewo to na prawo, nie zachwycił.
Ważne podkreślenia jest to, że przez cały mecz był praktycznie osobą anonimową, niewidoczną. Jego wpływ na grę był znacznie ograniczony.
Ciąży na nim ogromna presja. Kibice Liverpoolu czekali na jego debiut tak długo, że do momentu zanim jeszcze wybiegł na murawę, Włoch był już porównywany do legend The Reds, Kennego Dalglisha i Graema Sounessa.
Ma także najtrudniejsze zadanie porównując rolę wszystkich pomocników na świecie. Musi dopasować swój styl gry do kapitana The Reds, Stevena Gerrarda. Anglik dominuje w pomocy w Liverpoolu pełniej, niż jakikolwiek gracz w jakimkolwiek zespole i Aquilani musi do tego dorzucić jeszcze swoje 5 groszy.
Swoją posturą Aquilani jest podobny do byłego pomocnika Liverpoolu Jamiego Redknappa, ale we wtorkowym meczu nie był w stanie pokazać stylu gry, które przypominałoby cokolwiek z zakresu możliwości, jakim Redknapp czarował kilka lat temu kibiców z Anfield.
Było wprost przeciwnie. Okrzyki i wybuch śmiechu ze strony fanów Villi tej nocy można było usłyszeć przy każdej nieudolnej próbie zagrania krzyżowego Alberto.
Aquilani zdawał się być coraz mniej pewny siebie wraz z kolejnymi minutami gry.
W pewnej chwili podczas jednej z przerw w grze, Glen Johnson starał się przekazać mu wskazówki na temat tego, co powinien robić oraz to, jak warto by było się ustawiać i grać na boisku. Niestety, kilka kolejnych jego źle dogranych podań wywołały jedynie gesty zniechęcenia u Yossiego Benayouna.
Chwilę potem wydawało się, że Aquilani uczyni znaczący przełom. W drugiej połowie, Gerrard zasygnalizował, że odchodzi na bok i pozwala mu wykonać rzut wolny. Aquilani wziął kilka głębokich oddechów, pochylił się, podciągnął getry, a następnie zakręcił piłką kilka centymetrów nad poprzeczką.
Kiedy został zastąpiony na 15 minut przed końcowym gwizdkiem, z trybun dochodził jedynie taki oto śpiew:
"Co za marnotrawstwo pieniędzy".
Komentarze (0)