ZAPOWIEDŹ MECZU
Po przegranym 2-1 pierwszym ćwierćfinałowym meczu z Benfiką w Lidze Europy Liverpool powraca do ligowych rozgrywek by w ramach 33. kolejki Premier League zmierzyć się z Birmingham City. Jeśli podopieczni Rafy Beniteza chcą jeszcze marzyć o grze w Lidze Mistrzów w następnym sezonie, muszą wywieźć z St Andrew's Stadium komplet punktów.
Może się to okazać wcale nie takim łatwym zadaniem, gdyż gospodarze od początku września nie przegrali żadnego meczu na własnym stadionie, a trzech punktów nie zdołali uzyskać tam tacy potentaci jak Manchester United, Chelsea czy Arsenal.
W pierwszym meczu tych dwóch drużyn w tym sezonie na Anfield Road padł remis 2-2.
Zespół Rafy Beniteza na porażkę 2-1 ze swoim odwiecznym rywalem, Manchesterem United, odpowiedział pewnym i zasłużonym zwycięstwem nad Sunderlandem 3-0. Dwa gole w ostatnim ligowym spotkaniu the Reds zdobył Fernando Torres, jedno trafienie dorzucił Glen Johnson.
Birmingham z kolei o mały włos przerwałby swoją passę serii meczów bez porażki na własnym stadionie i dopiero strzelony w końcowej fazie spotkania gol Kevina Phillipsa uratował podopiecznym Aleksa McLeisha remis 1-1 z Arsenalem.
Liverpool najprawdopodobniej będzie musiał w jutrzejszym pojedynku radzić sobie bez zmagającego się z urazem kostki Alberto Aquilaniego. Kontuzja, której nabawił się Włoch, jest bardzo podobna do tej, z którą latem przeszedł do Liverpoolu po wartym 17 mln funtów transferze z Romy. Do pierwszego składu the Reds powrócić może Maxi Rodriguez, który nie mógł wystąpić w starciu z Benfiką w Lidze Europy. Z urazami zmagają się nadal Fabio Aurelio (kontuzja uda) oraz Martin Skrtel (kontuzja stopy). W wyjściowej jedenastce Liverpoolu nie zobaczymy także Alberta Riery, który po sprzeczce z Benitezem został odsunięty od składu.
McLeish z kolei może wystawić dokładnie ten sam skład, który w ubiegłej kolejce zremisował z Arsenalem. Od pewnego czasu do wyjściowej jedenastki Birmingham wybierani są Keith Faheya oraz Craig Gardner i najprawdopodobniej właśnie ten duet zobaczymy jutro na skrzydłach. James McFadden być może ponownie będzie musiał rywalizować o miejsce w składzie ze znajdującym się ostatnio w dobrej formie Cameronem Jerome, co oznaczałoby, że tacy piłkarze jak Sebastian Larsson, Christian Benitez czy Kevin Philips będą zmuszeni starać się o występ z ławki rezerwowych. Birmingham będzie musiało radzić sobie jutro bez Davida Murphy’ego (uraz ścięgna), Gary’ego O’Connora (kontuzja biodra i uda) oraz Lee Carsleya, którego z gry wyeliminował uraz kostki i stopy.
Mimo iż wielu sądzi, że zapewniając Birmingham miejsce dalekie od strefy spadkowej Alex McLeish zakończył swoją misję na ten sezon, to sam szkoleniowiec Blues nie zamierza spocząć na laurach i zapowiada, że kolejny menadżer zespołu z tzw. „wielkiej czwórki” wyjedzie z St Andrew’s z nosem na kwintę.
- Liverpool musi wygrać ten mecz, prawda? Starają się o czwarte miejsce w lidze i muszą zwyciężyć jeszcze wiele spotkań. Jednak nieważne czy to jest Liverpool, czy jakiś inny klub – my zawsze gramy dla siebie. Mam nadzieję, że Liverpool, podobnie jak inne czołowe zespoły, które grały u nas, będzie opuszczał St Andrew’s z tym samym uczuciem. Uczuciem, że wcale nie jest tu tak łatwo wygrać – powiedział McLeish.
Jak potoczy się jutrzejsze spotkanie szóstego w tabeli Liverpoolu z plasującym się na dziewiątej pozycji Birmingham? O tym wszystkim przekonamy się już jutro o godzinie 16.00.
Porządku na murawie St Andrew’s pilnował będzie sędzia Martin Atkinson.
Komentarze (0)