ARTYKUŁ
Zapraszamy Państwa serdecznie do lektury krótkiego felietonu dotyczącego obecnej sytuacji naszej drużyny. Poruszamy w nim problem trudnej końcówki sezonu. Życzymy miłej lektury!
Na oparach do mety
Sezon piłkarski wielkiej europejskiej firmy, jaką niewątpliwie wciąż jest Liverpool, przypomina nieco 24 – godzinny wyścig samochodowy. Od pracy całego sztabu ludzi; techników, mechaników, inżynierów, wreszcie i kierowcy zależy ostateczny wynik. Pracować należy równo i konsekwentnie, pamiętając jednocześnie o ostatniej prostej, na której mogą się decydować losy całego teamu. Na ostatnią prostą należy zachować taką ilość energii, aby spokojnie przekroczyć linię mety. Wcześniej jednak należy zadbać o to, aby dojechać na wszystkich kołach i nie zatrzeć silnika. Wyścigowy team The Reds wyjechał na ostatnią prostą z dymiącym silnikiem, urwanym przednim kołem i echem w baku. Meta jest już niedaleko. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że nasz bolid nie rozkraczy się kilka metrów przed nią, obracając w pył wszystkie przejechane wcześniej kilometry.
Liverpool wygląda dziś jak wrak – kończy sezon grając środkiem obrony zestawionym z dwóch najstarszych zawodników w kadrze. Co więcej, lewą stronę obrony z braku innych możliwości zajmuje kolejny stoper, wspomniany wcześniej silnik, którym powinien być Gerrard, solidnie dymi już od dłuższego czasu. Z pit – stopu machają postaci pokroju Nabila El Zhara, 20 milionów Euro nadal zaś jest uziemione przez głównego inżyniera. Maszyna wyłączyła też długie światła; dziś przeciwnik zamiast być oślepianym, ledwo majaczy na horyzoncie, oświetlany delikatnie przez chudziutką postać Ngog'a.
Wciąż jednak jedziemy, pchani do przodu gardłami z The Kop, nadal wierzącymi w osiągniecie linii mety. Niestety, krztusimy się, zostawiając po sobie ślady oleju i chmury spalin. Nie potrafimy choćby na moment zredukować biegu, wskoczyć na wyższe obroty, nieosiągalne niegdyś dla naszych dzisiejszych przeciwników. Wielki Inżynier, pętający niegdyś własnymi myślami nogi zawodnikom wielkich firm, nie potrafi dziś wykrzesać z zespołu choćby strzału. Z rajdowego WRC przeistoczyliśmy się w poczciwą, dieslowską „beczkę” Mercedesa. Zaletą tej niemieckiej marki jest nieśmiertelność. W piłce nożnej ona jednak nie istnieje – nikt nie przyznaje trofeów z sentymentu.
Sen o wzięciu udziału w piłkarskiej Formule 1 w przyszłym sezonie prysł. Inne, lżejsze wyścigówki minęły nas bez problemów. Dziś patrzymy raczej we wsteczne lusterko, zajeżdżając drogę innym, głodnym udziału w elicie. Na szczęście dymimy, utrudniając tym samym manewry przeciwnikom. Pomarańczowa lampka miga jednak coraz mocniej, kolejne cenne litry paliwa rozlały się na trasie Liverpool – Madryt. Nie da się jechać z maksymalną prędkością na dojazdowych oponach, nie da się wszystkich dziur załatać szpachlą. Potrzebujemy remontu generalnego, i to w autoryzowanym serwisie. Na to zaś, potrzeba pieniędzy.
Nie ma zatem wyjścia. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku – zatem dłonie na tył auta i pchajmy ile sił. Dojedźmy. Na przekór wszystkiemu, nie rozkraczmy się przed metą. Inaczej kasacja i dźwięk wyginanej blachy.
Komentarze (0)