Ian Rush chwali taktykę Ancelottiego
Ian Rush przeanalizował niedzielne spotkanie z Chelsea i to w jaki sposób Carlo Ancelloti przygotował swój zespół do gry. Zapraszamy Państwa do zapoznania się z tym co miał do powiedzenia na ten temat, a także z tym, co sądzi o najbliższej przyszłości LFC.
Musicie oddać Aneclottiemu to co jego i przyznać, że jego taktyka na Anfield była prawidłowa. Początkowo wyglądało na to, że Chelsea nie będzie próbowała wyjść na przeciw Liverpoolowi. Jej piłkarze byli zadowoleni z takiego ustawienia, które nie pozwalało nam iść z piłką do przodu. Przez zamknięcie nas i nie dając nam zbyt wiele czasu na rozgrywanie, wymusili na nas błąd, który przyniósł pierwszą bramkę.
W futbolu instynktownie starasz się iść z piłką do przodu. Jeśli nie ma takiej możliwości, starasz się ją rozegrać na boki, a w ostateczności do tyłu. Sposób w jaki Chelsea ustawiona była na boisku powodował, że Steven Gerrard znalazł się w takiej pozycji w której nie miał właściwie innego wyjścia jak zagrać do tyłu. To podanie postawiło Didiera Drogbę w stan gotowości i pozwoliło mu zrobić to, co robi najlepiej dając prowadzenie Chelsea.
Ancelotti odrobił zadanie domowe. Liverpool często ma tendencję do grania na boki, ewentualnie do tyłu zamiast do przodu. Wprawdzie Gerrard pierwszy przyzna się do winy, jednak to pozycje jakie zajęli piłkarze Chelsea ograniczyły możliwe opcje i zmusiły go do popełnienia błędu.
Do tego momentu Liverpool wyglądał na silniejszy z zespołów. Utrata pierwszego gola zmieniła wszystko. Jeśli wynik bezbramkowy utrzymałby się do przerwy, jestem pewien, że Chelsea zmieniłaby taktykę. Jednak ich początkowy plan się opłacił. Dlatego właśnie musicie nagrodzić brawami Ancelottiego. Zawsze podejrzewałem, że końcowy wynik będzie zależał od tego, kto strzeli pierwszą bramkę. Gdyby to był Liverpool, oglądalibyśmy zupełnie inny mecz.
Zmęczenie też dało o sobie znać. Przegrany zaledwie kilka dni wcześniej półfinał Ligii Europy kosztował naszych piłkarzy naprawdę dużo. Jeśli zwyciężasz nie męczysz się, przegrywasz - tak. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. Piłkarze tacy jak Jamie Carragher i Dirk Kuyt grali niemal w każdym meczu tego sezonu i to musiało ich dopaść w pewnym momencie. To był bardzo długi sezon i jeśli chodzi o kondycje, to te czwartkowe 120 minut przeciwko Atletico Madryt musiało być Chelsea na rękę.
Brak możliwości zagrania w Lidze Mistrzów nie jest wielkim ciosem.
Jednoroczna nieobecność w Lidze Mistrzów wcale nie musi być aż tak wielkim problemem dla Liverpoolu. Jednak nie możemy sobie pozwolić na więcej. Dwa lub trzy lata poza tymi rozgrywkami mogłyby poważnie uderzyć w nasze finanse.
Liverpool będzie musiał walczyć, by odzyskać czwarte miejsce. Jeśli Tottenham zakończy sezon na czwartej pozycji, będą mieli pieniądze, by przyciągnąć bardziej znane nazwiska. Z drugiej strony Manchester City bez wątpliwości będzie wydawał pieniądze, niezależnie od tego czy dostaną się do Ligii Mistrzów, czy nie.
Skoro Liverpool zdał sobie w końcu sprawę, że nie ma boskiego prawa, by występować w Lidze Mistrzów rok po roku, jego zadaniem będzie wrócić tam tak szybko, jak to możliwe.
Problem z właścicielami LFC musi zostać uporządkowany.
Problemy związane z właścicielami klubu, a także to zamieszanie wokół menadżera, dominowały podczas przygotowań do ostatnich meczów. Oba problemy muszą zostać rozwiązanie jak najszybciej. Nie chcemy rozpoczynać nowego sezonu ciągnąć je za sobą.
Rafa Benitez powiedział, że potrzebuje pięciu nowych zawodników, by móc walczyć z zespołami ze szczytu tabeli. Bez nowych właścicieli trudno powiedzieć, skąd maja się pojawić nowe fundusze.
Z drugiej strony należy spojrzeć na to, co udało się osiągnąć w zeszłym sezonie - kończąc go na drugim miejscu, zaraz za Manchesterem United - i zapytać, dlaczego nie mogliśmy tego powtórzyć. O tamtego czasu straciliśmy tak naprawdę tylko Xabiego Alonso, Samiego Hyypię i Alvaro Arbeloę, pojawili się za to Alberto Aquilani, Sotirios Kyriagos i Glen Johnson.
Różnica polega na tym, że w tym roku zbyt wielu piłkarzy nie grało na odpowiednim poziomie. Nie ma jednak powodu, dla którego, nie mogli by tego przezwyciężyć. Presja występowania dla wielkiego klubu oznacza, że musisz być produktywny rok za rokiem.
Pozostało zaledwie jedno spotkanie przeciwko Hull. Potem będzie czas, żeby się przegrupować i zapytać dokąd zmierzamy.
Rzeczą najważniejszą jest klub piłkarski, większy i ważniejszy od kogokolwiek, kto był z nim związany w minionych latach - niech to będzie Bill Shankly, Bob Paisley, Kenny Dalglish, czy ktokolwiek inny.
Musimy przywrócić Liverpool na miejsce mu należne, rzucając wyzwania i wygrywając trofea.
Ian Rush
Komentarze (0)