Watson: Posada menadżera szansą
Ian Watson uważa, że posada menadżera Liverpoolu będzie dla odpowiedniego kandydata świetną okazją. Wielu sądzi, że zwolnione przez Beniteza stanowisko nie oferuje jego następcy niczego dobrego.
Perspektywa pracy dla dwóch właścicieli, którzy chcą pozbyć się klubu i nie są gotowi zapewnić funduszy niezbędnych do natychmiastowej poprawy sytuacji nie brzmi atrakcyjnie, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że dwaj najlepsi zawodnicy the Reds wydają się coraz bardziej skłonni do pójścia w ślady trenera i odejścia z klubu tego lata.
W obliczu tego, ktokolwiek podejmie pracę w Liverpoolu, znajdzie się w beznadziejnej sytuacji. Jednak jeśli głębiej przeanalizować sytuację, dojdzie się do wniosku, że może ona okazać się niesamowicie atrakcyjnym początkiem.
Nowy menadżer Liverpoolu nie będzie miał tak naprawdę nic do stracenia. Jeśli nie będzie potrafił uratować tego statku przed zatonięciem, bardzo niewiele osób będzie to uważać za kiepskie odbicie jego umiejętności. Zgnilizna pojawiła się na długo przed jego przybyciem i zdecydowana większość będzie o tym pamiętać.
Dla coraz mniejszej ilości ambitnych szkoleniowców, którzy są gotowi podjąć ryzyko, praca na Anfield jest wspaniałą okazją na zdobycie nieśmiertelności, jeśli nie w kraju czy na świecie, to przynajmniej na Merseyside.
Od lat menadżerowie cieszący się największym poważaniem to zwykle ludzie, którzy pojawili się, kiedy ich klub był w kryzysie, niemal wypadł z gry i właśnie w takim stanie znajduje się teraz Liverpool.
Fani the Reds to rozumieją, ich niemal ślepa lojalność dla Beniteza okazywana pomimo wszystkich jego porażek, ilustruje jakim szacunkiem darzą trenerów swojego klubu i jak cierpliwi są gotowi być.
Ta cierpliwość bez wątpienia rozciągnie się też na zarząd. Hicks, Gillett, Purslow i reszta będą mieć świadomość, że nie będzie ich w najbliższym czasie stać na zwolnienie kolejnego szkoleniowca, nawet gdyby tego chcieli.
Klub wystawiony jest oczywiście na sprzedaż, ale nieprędko pojawi się ktoś dość szalony by zapłacić Amerykanom oszukańczą kwotę, jakiej żądają, zmiana właściciela nie powinna więc sprawić żadnemu potencjalnemu kandydatowi do kierowania Liverpoolem problemu przez przynajmniej rok.
Wiadomo, że klub zaciska pasa, ale tego lata dostępne są fundusze. Nie jest to ogromna kwota, ale pieniędzy jest więcej niż 5 mln funtów, o których wspominano.
Najważniejszym zadaniem nowego menadżera nie będzie jednak kupienie nowych graczy, lecz przekonanie tych już znajdujących się na Anfield by pozostali w klubie. Przynajmniej tych dobrych.
Chociaż coraz bardziej wygląda na to, że Gerrard i Torres szykują się do odejścia, nic nie jest jeszcze przesądzone. Jeśli klub szybko zatrudni odpowiedniego człowieka obaj, a zwłaszcza Torres, mogą dać się przekonać do pozostania co najmniej rok dłużej.
Nawet jeśli Gerrard miałby odejść wydaje się, że nowy trener dostałby większość wszelkich środków, jakie udałoby się zgromadzić po to, by zakupić następcę kapitana i wzmocnić skład poza pierwszą jedenastką, która pozostaje niezaprzeczalnie silna.
Legenda the Reds Kenny Dalglish jest jednym z ludzi obarczonych zadaniem znalezienia nowego menadżera, mówi się nawet o tym, że Szkot sam podejmie się prowadzenia klubu. Jednak niemal pewne jest, że po dziesięciu latach bez pracy w roli szkoleniowca zarówno Dalglish, jak i zarząd Liverpoolu zdają sobie sprawę jak absurdalny jest to pomysł.
Obok Dalglisha bukmacherzy uważają za jednego z faworytów do objęcia stanowiska Martina O’Neilla, ale ma on dość wygodną posadę w Aston Villi, w dodatku, według mnie, na Anfield bardzo szybko wyszłyby na jaw jego ograniczone umiejętności.
Guus Hiddink, choć nie zaczął jeszcze nawet kontraktu z Turcją, również jest wymieniany wśród kandydatów, tak samo jak Roy Hodgson, który, moim zdaniem, byłby odpowiednią osobą do objęcia klubu po Benitezie.
Ani Hodgson, który wyraził pragnienie zarządzania “dużym klubem”, ani zarząd the Reds nie będą chieli zgodzić się na zawarcie umowy długoterminowej, takiej jak pięcioletni kontrakt Beniteza zaoferowany mu niewytłumaczalnie w marcu 2009. W dodatku menadżer Fulham zaszedł z the Cottagers tak daleko, jak tylko był w stanie i przywykł do najlepszego możliwego wykorzystywania tego co ma, jeśli chodzi o piłkarzy.
Praca w Liverpoolu mogłaby być idealnym łabędzim śpiewem dla Hodgsona, który wydaje się bardziej inteligentną opcją niż Sven-Goran Eriksson. Szwed będzie zapewne starał się o stanowisko trenera the Reds pomimo, że przejął ostatnio stery reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej.
Niezależnie od tego, kto zostanie zatrudniony, będzie to musiał być człowiek dość pewny by wesprzeć się i zdać tak trudny test swoich umiejętności menadżerskich.
Jest bardzo niewielu szkoleniowców, którzy mogliby być gotowi położyć na szali swoją reputację, ale ryzyko może okazać się więcej niż warte nagrody, jaka czeka na kogoś, kto uporządkuje sprawy na Anfield.
Ian Watson
Komentarze (0)