Blood Red: Yossi i Masche
Oto pytanie, które w ostatnim czasie zadawaliśmy sobie niezliczoną ilość razy, za każdym razem nie mogąc znaleźć dobrej odpowiedzi. Jak zawodnicy mogą normalnie funkcjonować w klubie, który nie ma trenera?
Chociaż wiele osób spodziewało się, że okres bezkrólewia na Anfield po odejściu Beniteza będzie spokojny jeśli chodzi o przyszłość zawodników, sytuacja Benayouna i Mascherano dowodzi, że jest zupełnie odwrotnie.
Jak zapewne zauważyliście, Yossi planuje dosyć nieoczekiwany zwrot pragnąc dołączyć do Chelsea, a Javier Mascherano rozważa dołączenie do Rafy Beniteza w Interze.
Kibice obserwowali sytuację klubu w nadziei, że odejście Hiszpana powstrzyma odpływ utalentowanych zawodników z Merseyside przynajmniej do czasu ogłoszenia nowego trenera.
Z kolei piłkarze, niszcząc wszelkie marzenia fanów widząc, że Beniteza nie ma już w okolicy zaczynają rozglądać się za bardziej pewną przystanią niż Liverpool. Można zacząć się zastanawiać, czy porównanie Liverpoolu do ‘tonącego statku’, co zrobił Albert Riera nie było tak dalekie od prawdy.
Musimy przyznać, że czyste płótno, jakim jest nowy Liverpool nie zostanie pomalowane tylko w wesołe kolory, bo pewnych spraw nie da się już ignorować i przy nich nawet kłopoty finansowe klubu schodzą na dalszy plan.
Słysząc doniesienia o Mascherano i Benayounie warto się zastanowić i wskazać główne powody, dla których chcą oni uciec z Anfield obojętne, kto zastąpi Beniteza.
Zacznijmy od Izraelczyka. W ciągu ostatnich trzech lat dobrze służył The Reds, a jego najlepszym okresem był na pewno rok 2009, którego wisienką na torcie był gol strzelony głową na Santiago Bernabeu.
Jednak w ostatnich miesiącach stawał się dosyć niewygodnym problemem i przesłanki o jego możliwym odejściu pojawiły się przed jakimikolwiek rozmowami o rozwiązaniu umowy z Benitezem. Kwestią pozostawało, dokąd pójdzie.
Benayoun to człowiek, który często pojawia się w mediach, ale unika dłuższych wywiadów. Ogranicza się do krótkich wypowiedzi, w których zazwyczaj jest uśmiechnięty i zadowolony z życia. Nie lubi być jednak cytowany.
Więc, kiedy zamilkł po przegranej z Chelsea drugiego maja można było się spodziewać, że na jego piersi zbiera się jakiś ciężar i w końcu doczekaliśmy się takich oto słów Izraelczyka:
- Osobiście nie wiem, czy będę tu w przyszłym sezonie, czy nie. Wiele może się zdarzyć. Musimy poczekać na rozwój wypadków i podjąć decyzję. Liverpool to wielki klub i cieszę się czasem, który to spędziłem, ale w obecnej sytuacji musimy uważnie obserwować, co się dzieje.
Piłkarze raczej nie wypowiadają się w ten sposób jeśli nie są mniej lub bardziej pewni, że ich czas w klubie dobiega końca. Dodatkowo, doradcy Benayouna przekonują go, aby pozostał otwarty na propozycje.
Podobnie jest z Javierem. Cieszył się on fantastyczną drugą połową sezonu, kiedy wypełniał właściwie rolę dwóch zawodników w środku pola. Jednak chociaż Mascherano często całuje herb klubu na koszulce, co podoba się kibicom i zapowiada wierność, coś zdecydowanie tutaj nie gra.
Tym ‘czymś’ jest oczywiście lukratywny kontrakt zaproponowany Argentyńczykowi, który wciąż czeka na podpis. Pepe Reina zmarnował na parafkę dosłownie kilka minut, ale Mascherano po dojściu do tego samego punktu, co bramkarz nagle zmienił zdanie.
Niektórzy twierdzili, że przedstawiciele Javiera byli źle traktowani w trakcie negocjacji, a ich antagoniści mówili, że żądania kapitana Argentyny nie miały nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Obecnie jednak widać, że przygotowana do końca robota papierkowa okaże się niepotrzebna, bo szanse na złożenie podpisu na kontrakcie maleją z każdym dniem.
Jeśli Benayoun chce dołączyć do Chelsea, a Mascherano do Interu, podziękujmy im za współpracę i życzmy szczęścia na nowej drodze kariery. Jeśli Liverpool ma ponownie powstać do wielkości potrzebuje zawodników, których największą motywacją jest oddanie i miłość do klubu.
Interesujące będzie zobaczyć, czy pieniądze z tych ewentualnych transferów będą do wykorzystania przez następcę Beniteza, ale to już temat na inną okazję.
Teraz trzeba dokonać selekcji i wybrać tych, którzy gotowi są podążyć za klubem w wyboistą drogę do odzyskania świetności. Bilet dostaną tylko prawdziwi The Reds.
Dominic King
Komentarze (0)