Callaghan o finale Mundialu
W 1966 roku Ian Callaghan oglądał największy sukces angielskich piłkarzy z ławki rezerwowych. Podobny los spotka Pepe Reinę, Ryana Babela czy nawet Fernando Torresa, kiedy Holandia rozpocznie z Hiszpanią walkę, której stawką będzie Mistrzostwo Świata.
Rekordzista klubu pod względem liczby występów w czerwonej koszulce uważa, że nawet pomimo braku obecności w wyjściowej jedenastce, zawodnicy ci będą czuli się częścią swoich drużyn.
- Wiedziałem, że nie zagram w finale. Wystąpiłem tylko w jednym meczu, w fazie grupowej przeciwko Francji.
- Moje miejsce zajmował Geoff Hurst. Skład nie zmienił się w półfinale i w finale - opowiada Callaghan.
- Grać mogło tylko jedenastu zawodników.
- Jednak wciąż tam byłem, świadomy co możemy osiągnąć. Czułem się podobnie do piłkarzy przebywających na boisku.
- Niezależnie od tego czy grasz, jesteś częścią zespołu.
- Dla zawodników przygotowywanie się do takiego wydarzenia będzie niezwykłym uczuciem.
Callaghan i jego koledzy musieli udźwignąć dodatkową presję, ponieważ Anglia była gospodarzem turnieju w 1966 roku.
Czwórka piłkarzy Liverpoolu nie będzie miała tego problemu, nie uchroni ich to jednak od odczuwania dużego napięcia.
- Dni poprzedzające finał są bardzo stresujące.
- Obserwuje cię cały świat. Dziś telewizję ogląda znacznie więcej ludzi niż w 1966 roku - mówi Callaghan.
- To zwiększa presję. W dodatku Hiszpania i Holandia nigdy nie były mistrzami świata.
Niezależnie od tego co wydarzy się w niedzielę, dwóch Czerwonych powróci do domów ze złotymi medalami.
- Euforia po zwycięstwie jest niesamowita.
- Uczestniczenie w tym i powrót do kraju z Pucharem Świata to fantastyczne uczucie.
- Pierwszym meczem, jaki graliśmy po Mundialu było spotkanie o Tarczę Wspólnoty z Evertonem.
- Roger Hunt i Gerry Byrne grali w Liverpoolu, Ray Wilson i Alan Ball w Evertonie – wspomina Callaghan.
- Pamiętam Rogera i Raya paradujących po murawie ze zdobytym na Mistrzostwach trofeum.
- Powitanie na Goodison Park było wtedy wspaniałe. Każdy czuł dumę ze zdobycia Pucharu Świata.
Komentarze (0)