Postawa na boisku najważniejsza
Przez wszystkie lata mojej przygody z Liverpoolem nie przypominam sobie by klimat panujący w klubie był kiedykolwiek tak żałobny i ponury jak to ma miejsce obecnie.
Doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest to przede wszystkim spowodowane nieszczęściem, jakie spadło na nas wraz z osobami Toma Hicksa i Georga Gilletta, zaś w sobotę po raz kolejny przekonaliśmy się jak wielka pasja towarzyszy fanom, którzy z determinacją protestują przeciwko ich rządom.
Ponad wszelką wątpliwość właściciele są przyczyną nędznego samopoczucia kibiców, co więcej, także piłkarzom udzieliła się podła atmosfera – trafiają do nich te same informacje co do nas i bez wątpienia nie napawają ich optymizmem.
Na chwilę obecną, choć ciężko się z tym pogodzić, właśnie zawodnicy – oraz sztab szkoleniowy – są jedynymi osobami mogącymi poprawić nasz nastrój współtworząc widowiska napawające choć odrobiną optymizmu, którego tak bardzo potrzebujemy. Wszystko zależy od nich – na Hicksa ani Gilletta nie liczmy. Właśnie piłkarze, mając wpływ na wydarzenia na boisku, powinni dołożyć wszelkich starań i zaprezentować formę, na jaką ich naprawdę stać.
Pomijając jeden dobry mecz przeciwko Steule Bukareszt, wrzesień był beznadziejnym miesiącem patrząc na wyniki, zaś dwa ostatnie – z Northampton i Sunderlandem – bezwzględnie określiły nasze obecne położenie, prowokując głosy, iż może być jeszcze gorzej.
Jasne, istnieje pewna szansa na nowego właściciela, który wraz ze swoim przybyciem przekaże Royowi Hodgsonowi fundusze pozwalające nam znaleźć się w czubie aktywnych graczy okienka, lecz co się stanie, gdy Gillett i Hicks zdołają wyciągnąć królika z kapelusza i refinansują kredyt?
Ta myśl jest na chwilę obecną nie do zniesienia i prośmy Boga by podobna sytuacja nie miała miejsca. Niestety, w tej kwestii niewiele możemy zdziałać, za to tym o co można powalczyć, co zależy wyłącznie od piłkarzy, są wyniki osiągane przez The Reds.
Każdy chce widzieć Liverpool podający, biegający, prezentujący niepowtarzalny styl, lecz będziemy tego świadkami dopiero, gdy w budowanej przez Roya drużynie wytworzą się więzi, gracze przyzwyczają się do siebie.
Możemy wprawdzie siąść i rozwodzić się nad wynikami z Northampton czy Sunderlandem, pytanie, czy nie lepiej skoncentrować się na meczach, które nadejdą przeciwko Utrechtowi czy Blackpool, uświadamiając sobie jak wielką motywację dałyby nam te dwa zwycięstwa?
Dostańmy okazję podziwiania Fernando Torresa olśniewającego Holandię, idźmy dalej, zobaczmy Joe Cole’a dopisującego kolejne 90 minut na swojej ulubionej pozycji, zamiast tych wszystkich przesunięć i roszad z jakimi mieliśmy do tej pory do czynienia – nigdy przecież nie wiesz, czy akurat następne 180 minut nie dadzą nam takiej jakości na lewej stronie jakiej potrzebujemy.
Zdecydowanie za wcześnie na panikę i spekulacje odnośnie menadżera. On nadal stawia swoje pierwsze kroki a presja mu towarzysząca jest niewyobrażalna. O ile tylko znajdzie sposób na bardziej widowiskową i odważną grę Czerwonych, przyjdą wyniki a z nimi poprawa nastrojów.
Mimo, że to trudne, każdy z nas powinien zapomnieć o właścicielach i skoncentrować się na Liverpoolu – jedynie drużyna naprawdę się liczy.
John Aldridge
Komentarze (0)