LFC spełnia marzenia
Marzenia wieloletniego kibica Liverpoolu, Danny’ego Browna spełniły się w zeszłym tygodniu, kiedy miał okazję spotkać się twarzą w twarz ze swoimi idolami. Cierpiący między innymi na zespół Downa, naczyniową chorobę płuc i defekt przedsionkowo-komorowy serca 41-latek mógł na jeden dzień zapomnieć o swoich problemach.
W Melwood spotkał on między innymi Stevena Gerrarda, Roya Hodgsona i swoich innych bohaterów.
Spotkanie zostało zorganizowane przez Fundację Złotej Róży, która zajmuje się spełnianiem marzeń osób po czterdziestym roku życia cierpiących z powodu przewlekłych schorzeń. Danny spędził cały dzień rozmawiając z trenerem i zawodnikami, po czym odbył prywatną wycieczkę po stadionie Liverpoolu, gdzie miał okazję zajrzeć do szatni swoich ulubieńców i usiąść na miejscu Hodgsona i poczuć się jak wydający wskazówki zawodnikom trener The Reds.
Mama Danny’ego, Eileen opowiada historię swojego syna:
Od czego mam zacząć? Danny ma 41 lat i od 40 jest wielkim fanem Liverpoolu. Jest dotknięty zespołem Downa, a także ma problemy z sercem i oddychaniem.
Ktoś wspomniał, że istnieje organizacja pomagająca osobom po czterdziestce, więc od razu chwyciłam za telefon, wypełniłam co trzeba i opowiedziałam o sytuacji, a niedługo później to ja odebrałam i usłyszałam ‘Czy możecie być w Melwood o 8:30?’.
Wyruszyliśmy do Liverpoolu dzień wcześniej i za każdym razem, kiedy pojawiał się drogowskaz wskazujący drogę do miasta zmienialiśmy kierunek, aby nie pokazywać Danny’emu, gdzie jedziemy.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed bramą, syn dosłownie wyleciał z samochodu i przebiegł przez drzwi Melwood tak, że ochroniarz ledwo za nim nadążał.
W środku, zaraz po tym jak usiedliśmy do herbaty pojawiła się pierwsza z niespodzianek tego pięknego dnia. Steven Gerrard!
Wyraz twarzy Danny’ego był bezcenny. Dobrze, że był z nami jego brat, aby robić zdjęcia.
Każdy zawodnik podpisał mu się na koszulce i chwilę porozmawiał. To było niesamowite. Dan, jak to Dan, przejmował kontrolę nad rozmową, wyjaśniał taktykę i dzielił się z graczami swoimi spostrzeżeniami.
Później przyszedł czas na Anfield. Zwiedziliśmy cały stadion, a Danny zasiadł na miejscu trenera.
Jakby tego było mało, jeszcze raz pojechaliśmy do Melwood, gdzie już czekali kolejni zawodnicy. Nie potrafię wyrazić słowami, ile to dla niego znaczyło. Rzeczywiście było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju i bardzo dziękuję wszystkim, którzy umożliwili mojemu synowi spełnienie marzeń.
Komentarze (0)