Nie bądźmy zbyt pewni siebie
Mecz z Blackpool będzie świetną okazją na przełamanie dla Liverpoolu. Nikt jednak nie powinien uznawać wygranej za gwarantowaną. Bill Shankly nienawidził rywalizować w początkowych fazach sezonu z drużynami, które dopiero co awansowały z niższych lig, gdyż zawsze były tak bardzo zmotywowane, że sprawiały poważne problemy.
Arsenal i Chelsea takich dylematów nie miały, aplikując beniaminkowi odpowiednio sześć i cztery gole, samemu zachowując czyste konto. Nie oznacza to jednak, że i my poradzimy sobie tak gładko.
To jest to samo Blackpool, które potrafiło wygrać na wyjazdach z Wigan i Newcastle, więc będziemy musieli włożyć w ten mecz naprawdę dużo zaangażowania, jeśli chcemy by wynik był taki, jakiego wszyscy oczekujemy.
To bardzo potrzebne. Wiemy jakie zajmujemy aktualnie miejsce i jeśli chcemy choć marzyć o powrocie do czołowej czwórki, powinniśmy zjadać takie ekipy jak Blackpool na podwieczorek.
Odkąd podejmowaliśmy ich ostatni raz na Anfield minął szmat czasu – niemalże 40 lat – byłem wtedy na boisku. Tamten mecz skończył się remisem 2-2, wcześniej u nich było 0-0, więc wiem co mówię– nic nie jest pewne.
Moim zdaniem, kluczowy będzie powrót do składu Stevena Gerrarda. Steven rozumie się z Fernando Torresem tak doskonale, że o ile wszystko wypali, możemy być świadkami kilku ładnych goli, które poprawią humory nam wszystkim.
Najważniejsze to strzelić bramkę jako pierwsi.
Tommy Smith
Komentarze (0)