Widmo Dalghlisha krąży nad Royem
Po niedzielnej porażce z Blackpool pojawiły się spekulacje na temat przyszłości Roya Hodgson'a jako managera Liverpoolu. Porażka w derbach 17 października może doprowadzić do zastąpienia go przez legendę klubu.
Jest sobota, 16 października. Przeddzień pierwszych derbów Merseyside w tym sezonie. W czerwonej części miasta panuje "kac" po wczorajszej odpowiedzi RBS, która zakończyła toksyczne władze H&G w Liverpoolu a Roy Hodgson został zaproszony na spotkanie z ambitnymi i zasobnymi w pieniądze nowymi właścicielami LFC. To wszystko oczywiście fantazja.
Pytają go jak wyobraża sobie prowadzenie klubu po porażce na Goodison Park. To już nie fantazja. To pytanie zadaje teraz każdy fan Liverpoolu.
W końcówce niedzielnej porażki z Blackpool na Anfield The Kop wręcz domaga się przejęcia sterów przez Dalglisha. Fani znani z cierpliwości, lojalności i wsparcia dla klubu wieszają psy na nowym managerze po zaledwie 14 rozegranych meczach. Pozycja managera klubu, traktowana przez kibiców z wielkim szacunkiem, do tej pory tylko raz spotkała się z taką rewoltą - przeciwko Graeme'owi Souness'owi, po tym jak Shankly "uszczęśliwiał ludzi".
W klubie nie ma "związku" z Hodgsonem, a sam Roy nie zrobił nic by pokazać swoje przywiązanie do Anfield. W zasadzie pokazał coś zupełnie odwrotnego a w konsekwencji może to mieć nieodwracalny wpływ jeśli Liverpool przedłuży swoją nędzną serię na Goodison Park.
W niedzielę Anfield było okupowane przez fanów po meczu. Trzy lata obfite w długi pod wodzą H&G z dnia na dzień pogarszały relacje fanów z zarządem a protesty nie są już skierowane wyłącznie w właścicieli ani ograniczane do pikiet przed stadionem. Powodem nie są tylko tragiczne występy pod wodzą Hodgsona. 63-letni manager stał się symbolem upadku klubu i utwierdził w przekonaniu, że Purslow zatrudnił go jedynie z powodu "wygody".
Liverpool wydał 9 milionów funtów by zmienić sztab szkoleniowy (6-milionowa klauzula Benitez oraz 3 miliony rekompensaty dla Fulham), co w obecnym czasie nie jest dla klubu małą sumą. Po takiej kwocie można, a wręcz trzeba oczekiwać zmiany na lepsze, jednak Purslow zamienił zdobywcę Ligi Mistrzów i zwycięzcę La Liga trenerem, którego CV imponuje bardziej ilością miejsc jakie odwiedził niż ilością trofeów.
Co by nie mówić o Benitezie nie można się nie zgodzić z jego wypowiedzią po odejściu z klubu - "Przez ostatni rok w Liverpoolu miałem dyrektorów, którzy nie wiedzieli nic o piłce nożnej i nie można z nimi było o niej rozmawiać". Jest to doskonałe podsumowanie obecnej sytuacji na Anfield.
Na swojej prezentacji Hodgson został spytany czy akceptuje wykonanie niemożliwej rzeczy. Odpowiedział w stylu, który nie zwiastował takiego początku sezonu. Jedenaście lat od czasu pracy w Interze i dziewięć od ostatniego trofeum - wygrania ligi duńskiej oraz dwukrotnego zdobycia pucharu Danii z FC Kopenhagą było jasne, że to może być jego wymażona szansa na zaistnienie. Teraz jeszcze bardziej jasne jest to, że swoją szansę zmarnował.
Dziwne taktyki zarówno u siebie jak i na wyjeździe, niezbyt przekonujące wzmocnienia (5 milionów funtów za Poulsena, 11,7 miliona za Meirelesa) i nieśmiałe poparcie od Torresa czy Johnsona nie sprawiły wrażenia, że jest właściwym człowiekiem na tym stanowisku. Odnotował także kilka błędów PR'owych, takich jak zakwestionowanie Spirit of Shankly oraz nie uznawanie protestu ludzi, którzy kochają klub pokazywały raczej jego alienację od klubu. Niezbyt mądre posunięcia, zważając że zdania fanów o Hodgsonie przy jego zatrudnieniu były dosyć odmienne, a wielu uważało to za krótkotrwały kontrakt na drodze do objęcia kadry w przyszłości.
Krytyka formy Torresa przed meczem z Blackpool nawet jeśli słuszna nie pomoże mu w utrzymywaniu dobrych kontaktów z coraz bardziej rozczarowanym napastnikiem. Również wypowiedzi po porażce na Old Trafford, min. ta, w której zdawać by się mogło, że mówi "to co wystarczyło na Fulham, starczy i na Liverpool" zostały odnotowane.
W tle wyrasta Dalglish, legenda klubu. Został poproszony o kandydowanie na zastępcę Beniteza i złożył swój wniosek, ale Purslow i Broughton odrzucili możliwość przywrócenia więzi między menadżerem a trybunami. Wołanie The Kop po niedzielnym meczu można odczytać jako zarówno złość po występach drużyny Hodgsona, jak i niezadowolenie z innych sytuacji związanych z klubem.
Dalglish nie wymaga wielkich pieniędzy i jest dostępny od zaraz - są to cechy, na które nowy zarząd musi zwrócić szczególną uwagę. W dodatku zdaje się być osobą, której zatrudnienie nie spowoduje kolejnego upokorzenia związanego ze zmianą managera. Przykład Newcastle i Kevina Keegan'a jest "mesjańskim" aspektem w sprawie powrotu Dalglisha na Angield, co podkreślił podczas ostatniej promocji swojej autobiografii mówiąc "czuję, że mam dług do spłacenia".
Głęboko zakorzenione problemy sprawiają, że nie ma łatwej drogi wyjścia dla Liverpoolu, bez względu na to kto będzie u władzy. Jednak jeśli Hodgson chce oddalić od siebie widmo Dalglisha i dostarczyć przekonujących argumentów dla swojego zatrudnienia pod ewentualnym nowym zarządem musi zwyciężyć za 13 dni na Goodison.
Komentarze (0)