ARTYKUŁ
Przedstawiamy Państwu artykuł autorstwa redaktora Daily Telegraph, Rory’ego Smitha, w którym opisuje on postawę czołowych piłkarzy Liverpoolu wobec trwających na Anfield od ponad roku szeroko pojętych problemów. Zapraszamy do lektury!
Samotny heros
W ostatnich miesiącach Anfield było regularnie miejscem upadku bohaterów. W przeciągu ostatniego roku stadion ten stał się świadkiem przemijania chwały najbardziej czczonych ikon Liverpoolu.
Steven Gerrard, niegdyś niczym mitologiczny Ajaks, wydaje się być pokonany przez własny smutek, wynikający z perspektyw potykającego się o własne nogi klubu, któremu poświęcił swoje życie. Fernando Torres, dawniej w Atletico Achilles w każdym calu, dziś nie mogący poradzić sobie ze słabością. Wreszcie Jamie Carragher, jak Nestor, ma za sobą zbyt wiele wiosen by przyłączyć się do walki.
Jeden człowiek przezwyciężył trwające dwanaście miesięcy zniszczenie, pełne rozpaczy i wątpliwości. Teraz demonstruje swoją siłę. Mowa o Sotiriosie Kyrgiakosie. Stąd kilka raczej niepotrzebnych porównań do bohaterów Iliady.
Podsumowując: gdy Kyrgiakos przybył do Merseyside, sławnego kraju bohaterów, z AEK Ateny, uważano go za potencjalnego następcę Sammiego Hyypii. To było dopiero zadanie. Hyypia był jednym z najwspanialszych zawodników Liverpoolu, przez ponad dekadę skałą w sercu defensywy Gerarda Houlliera i Rafaela Beniteza.
Dla odmiany Kyrgiakos, mający za sobą nieudaną karierę w Glasgow Rangers i Enitrachcie Frankfurt, powrócił potem w cień Akropolu i pozornie pragnął zakończyć swój piłkarski żywot w ojczyźnie. Być może to 1,5 miliona funtów sprawiło, że Benitez pozyskał piłkarza, którego życzył sobie mieć w swoim zespole.
Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku w Liverpoolu nic nie idzie zgodnie z planem. Problemy z kontuzjami wymogły włączenie się Kyrgiakosa do bitwy. Jego pierwsze potyczki nie dawały nadziei na chwalebną przyszłość. Był winny obu bramek straconych podczas meczu z Boltonem na Reebok Stadium, zakończonego zwycięstwem The Reds 3-2, to jego pomyłka pozwoliła Lisandro Lopezowi wyeliminować Liverpool z Ligi Mistrzów już w listopadzie.
Przypuszczalnie, kibice liczyli, że będzie to koniec Greka. Dokonał on jednak czegoś zaskakującego. Przetrwał to. Dzięki swojemu oddaniu, nastawieniu i entuzjazmowi, stał się bohaterem, nawet pomimo braku naturalnych zdolności. Zdarzają się ludzie, twierdzący, że nie zasłużył na noszenie tak wspaniałej zbroi (przepraszam, przepraszam...) jak koszulka Liverpoolu. Z drugiej strony, zdaniem niektórych, gdyby w Liverpoolu grało więcej zawodników podobnych do Soto, Anfield nie byłoby pogrążone w obecnym kryzysie.
Nie mam oczywiście na myśli, że wszyscy jego koledzy powinni aspirować do takiego poziomu. Kyrgiakos, to najgorszy piłkarz Liverpoolu. Jego pierwszy kontakt z piłką jest słaby, umiejętności utrzymywania się przy piłce szczątkowe, a szybkość to dla niego pojęcie obce.
Obecnie można stwierdzić, że jest on najlepszym zawodnikiem LFC od tamtej nocy w Lyonie. Samotny wśród kolegów z drużyny, prawie zawsze gdy pojawia się na boisku, spełnia swoje zadania. Zatrudniono go, by wygrywał powietrzne potyczki. Więc tak robi. W obu polach karnych. Do niego należy trudne zadanie oczyszczania terenu Pepe Reiny z wszelkich niebezpieczeństw. Jego umiejętności nie są powalające, na pewno nie dałoby się stworzyć z tego kompilacji na YouTube ani zyskać uznania obserwatorów. Jest jaki jest. W drużynie, w której piłkarze nie są tymi samymi, jakim byli dawniej lub jakimi mogliby być, pozostaje sam, nigdy nie uchylając się od wyzwań i nie oszczędzając się. Jak nieoczekiwany heros Liverpoolu.
Rory Smith
Komentarze (0)