Atmosfera w zespole coraz lepsza
Liverpool obdarzony został najbardziej poruszającym i inspirującym hymnem w nowoczesnym futbolu, a o jego sile przekonaliśmy się przed tygodniem. Nigdy nie dowiemy się czy obecność Gerry'ego Marsdena miała wywrzeć wrażenie na nowych właścicielach czy może pomóc wszystkim wziąć się w garść.
Niezależnie od pobudek, pomysł był idealny.
Nigdy nie miałem okazji słuchać You'll Never Walk Alone śpiewanego z takim zapałem.
Miało to niemałe znaczenie, ponieważ zdaniem większości obserwatorów, Liverpool rozegrał przeciwko Blackburn najlepsze spotkanie w tym sezonie.
Łatwo stwierdzić, że rywal był słaby, jednak moc, z jaką The Reds rozpoczęli swoje ataki, większa natarczywość i lepsze poruszanie się po boisku sprawiły, że drużyna wyglądała znacznie lepiej.
Podsumowała to jedna akcja: Fernando Torres zagrywa do Maxiego, jego krótkie podanie trafia do Joe Cole'a, który stwarza Raulowi Meirelesowi szansę na zdobycie bramki.
Podczas początkowej fazy sezonu nie mieliśmy wystarczającej liczby piłkarzy grających w polu karnym przeciwnika. Być może niedzielna potyczka był sygnałem, że wielu z nich jest najwyraźniej blisko odzyskania formy.
Na szczególną uwagę zasłużył Lucas. Nigdy nie był ulubieńcem fanów, ale jego występ przeciwko Blackburn był wybitny, a Brazylijczyk zdominował grę.
Wydaje się, że atmosfera w Melwood jest od paru dni znacznie lepsza. Przypomina mi się podobna sytuacja, gdy pracowałem w klubie za czasów Gerarda Houlliera i tak jak teraz, desperacko poszukiwaliśmy korzystnych rezultatów.
Krążyły nad nami czarne chmury, ale udało nam się przerwać serię jedenastu meczów bez zwycięstwa dzięki jednobramkowej wygranej z Southampton w styczniu 2003 roku. Podczas następnych sesji treningowych wyczuwało się powracający optymizm.
Jestem pewien, że to samo dzieje się obecnie – zawodnicy nie czują już na swoich barkach takiego ciężaru i możemy mieć nadzieję, że utrzymają poziom, który wyznaczyli sobie w niedzielę.
Komentarze (0)