Pierwsza Dama Anfield
Czarująca, czarnowłosa i nienagannie ubrana. Nikt nie lekceważy nowej twarzy w loży honorowej Anfield. Siedząca przy nowym właścicielu The Reds, mężu Johnie W. Henry’m, Linda Pizzuti nigdy nie zejdzie z blasku świateł.
Wylewne wypowiedzi o nowej miłości do The Kop i jej pieśni zagwarantowały jej czołowe miejsce wśród fanów. W końcu podobno nakłaniała Henry’ego by ten zapytał Hicksa, czy Liverpool jest na sprzedaż.
Jest jednak coś więcej niż stereotypowy wizerunek WAG wykreowany wobec pani Pizzuti. Chociaż na papierze ich romans wygląda jak opowieść o multimilionerze który spotkał znacznie (dokładnie 30 lat) młodszą, piękną dziewczynę, ich związek jest bardzo daleko od cynicznych norm.
Po pierwsze, to ona była bardziej ściganą niż prześladowcą. Starała się jak najbardziej tylko mogła unikać 61-letniego właściciela Boston Red Sox. Pamiętna różnicy wiekowej, faktu że był on już po drugim rozwodzie oraz że funkcjonowali w dość małym kole społecznym, ciągle odrzucała jego zapędy.
Gdy on zasugerował randkę, odpowiedziała mu dosadnie:
-To fantastycznie zły pomysł umówić się z tobą.
Daleko jej również do głupiej brunetki. Wyrobiła wręcz dyplom magistra na wydziale nieruchomości w wieku 26 lat, na Massachusetts Institute of Technology, jednej z najbardziej prestiżowych amerykańskich uczelni.
W pracy dla firmy developerskiej założonej przez jej urodzonego we Włoszech ojca Dona, przedsiębiorcę z Bostonu, znajdowała także czas na pasję do przygód. Jadła kolację na szczycie Kilimanjaro, nurkowała również na wrakach statków koło Filipin.
Była uosobieniem niezależności, to ją uczyniło nieugiętym wobec enigmatycznego biznesmena.
Rozwód Johna Henry’ego z drugą żoną Peggy, z którą ma córeczkę, dokonał się zaledwie rok nim wpadła mu w oko Linda, w czerwcu 2008 roku.
Był na kolacji z przyjaciółmi i zakochał się (przynajmniej on) od pierwszego wejrzenia. Ona nie miała pojęcia kim jest.
Henry zmajstrował zapoznanie się i poszli, grupowo, na kolację. Na koniec wręczył jej swoją kartę Red Sox i zaoferował:
- Daj mi znać jeśli kiedykolwiek będziesz chciała pójść na mecz baseballowy.
Już wtedy zaznaczyła, że nie ma najmniejszej ochoty zaakceptować zaproszenia.
Spotkali się przez przypadek dwanaście dni później i to wtedy pokazał rycerski charakter, który pomógł mu ją zdobyć. Gdy szli później do klubu nocnego w deszczu, wziął ze stolika w restauracji parasolkę i cały czas trzymał nad nią, gdy szli razem. Była, jak mówi jej przyjaciółka która w Boston Magazine opisała ich romans, „jak Alicja w krainie czarów”.
Lecz Lindy wciąż jego romantyczne zabiegi nie przekonywały. Odmówiła mu spotkania w Paryżu podczas ich podróży do Europy i pojechała sama, zaś kilka dni później okazało się, że śledził ją żarliwy email od zdeterminowanego Henry’ego.
- Nie mam najmniejszych iluzji na temat zdobycia Twojego serca. Bardzo niewinnie uczyniłaś mój świat jaśniejszym, lepszym i cieplejszym – pisał.
Odpisała:
- Nie jestem aż tak naiwna aby wierzyć, że posiadam cechy jakie mi przypisujesz. Ale dziękuję.
Zgodziła się jednak tylko na „przyjacielską randkę”, jak to określała – lekcję gotowania na jego jachcie. Tam czekały na nich dwa specjalnie uszyte fartuszki, jeden z napisem „Ms Pizzazz”, przydomkiem wymyślonym Lindzie przez Johna, drugi z inskrypcją „Fantastycznie zły pomysł”, aluzją do jej pierwszych docinków w jego stronę.
Tydzień później, po obejrzanym wspólnie „Mamma Mia!”, Henry określił swoje uczucia:
- Muszę być zakochany –powiedział. – bo to niemożliwe żebym usiedział cały film gdyby Ms Pizzazz nie była przy mnie.
Mimo, że prezentem urodzinowym dla niej był lot helikopterem nad Manhattanem, Linda wciąż nie była w 100% pewna. Jednak, gdy Henry zaproponował skończenie znajomości, jeśli różnica wieku była zbyt duża, Linda powiedziała przyjaciołom:
- Nie ma w życiu nic pewnego. Może mnie jutro potrącić autobus. Nie zamierzam wychodzić z tego niezwykle specyficznego związku tylko przez strach, że mogę go przeżyć, lub że społeczeństwo będzie temu krzywe.
Po niezbyt ortodoksyjnych oświadczynach w windzie hotelu Four Seasons w Nowym Jorku, Henry i Linda pobrali się zeszłego lata. W sierpniu urodziła im się pierwsza córeczka.
Linda czuwa teraz przy swoim mężu w jego podróżach sportowych po obu stronach Atlantyku, co oznacza, że Liverpool będzie często widywał stylową panią Pizzuti w przyszłości.
Wiodą dość szaleńcze życie, nawet jak na standardy milionerów. Linda jednak zaznacza, że Henry pomógł jej znaleźć spokój.
- Byłam zwykle zbyt poukładana – mówi. – Lecz on ma bardziej zrównoważone życie. Delektuje się zachodem słońca, pięknym dniem, śmiechem, ciepłym doznaniem. Uspokoił mnie.
Komentarze (0)