Podsumowanie meczu
Aaron Lennon został katem Liverpoolu strzelając zwycięską bramkę w doliczonym czasie gry. Spurs podnieśli się po przerwie i wbili rywalom 2 gole, wygrywając 2:1.
Angielski skrzydłowy upokorzył Liverpool po tym, jak piłkę do własnej siatki wpakował Martin Skrtel, który w pierwszej połowie dał Czerwonym przewagę.
Ten wynik zepchnął Liverpool na 10. pozycję ze stratą siedmiu punktów do Manchesteru City, który okupuje pozycję gwarantującą grę w Lidze Mistrzów, o której tak marzą piłkarze z Anfield.
Boss Liverpoolu zmienił zaledwie jednego zawodnika w stosunku do poprzedniego spotkania: Lucas Leiva zastąpił w środku pomocy Christiana Poulsena.
Był to bardzo dobry ruch 63-letniego Anglika, który wystawił swój najsilniejszy możliwy skład na jeden z najtrudniejszych wyjazdowych meczów sezonu, jednak to nie uchroniło gospodarzy przed atakami od pierwszych minut.
Aaron Lennon z łatwością minął na prawym skrzydle słabo dysponowanego tego dnia Paula Konchesky’ego i wrzucił piłkę idealnie na nogę Luki Modricia, którego wolej po koźle wpadł prosto w ręce Pepe Reiny.
Liverpool szybko odpowiedział; sprytne podanie Fernando Torresa do Maxiego Rodrigueza dało temu drugiemu okazję do pokonania bramkarza w sytuacji sam na sam, jednak sędzia liniowy podniósł chorągiewkę sygnalizując pozycję spaloną.
Numer 17 Liverpoolu był bardzo energiczny w pierwszych fragmentach pojedynku i był bliski strzelenia pierwszej bramki w meczu, jednak jego mocne uderzenie po podaniu od Torresa przeleciało tuż obok słupka bramki Gomesa.
Podopieczni Hodgsona mieli wyraźną przewagę, a ich szanse na wygraną wzrosły jeszcze mocniej w 12. minucie, kiedy to boisko z kontuzją opuścił Rafael van der Vaart.
Dla większości drużyn byłby to wielki cios, ale Redknapp zdołał zastąpić swojego wszechstronnego Holendra Jermainem Defoe.
Anglik nie potrzebował wiele czasu, by znaleźć się w centrum uwagi, gdyż chwilę po wejściu na murawę uderzył piłkę z woleja, jednak wprost w ręce niezawodnego Reiny.
Następnie przed szansą stanęli gospodarze. Peter Crouch nie wykorzystał dośrodkowania Garetha Bale’a z rzutu rożnego i Liverpool wyprowadził kontratak, który skończył się uderzeniem Maxiego z 25. metrów, które sparował na rzut rożny golkiper Spurs.
W 30. minucie spotkania gospodarze mieli największą szansę na strzelenie bramki. Dośrodkowanie Modricia Reina sparował przed swoje pole bramkowe, gdzie czyhał już jeden z graczy Tottenhamu, którego strzał z 2. metrów zablokował Carragher występujący po raz 450 w barwach Liverpoolu w Premier League.
Mecz był bardzo wyrównany, dlatego też kilka chwil później oglądaliśmy natarcie Liverpoolu, które zakończyło się uderzeniem Ngoga obok bramki po dobrej wymianie piłki Lucasa z Kuytem.
Następnie swojego szczęścia próbował Raul Meireles, jednak uderzenie Portugalczyka – na szczęście dla Heurelho Gomesa – przeleciało tuż obok jednego ze słupków bramki gospodarzy.
W 42. minucie pojawiła się upragniona bramka i Liverpool wyszedł na prowadzenie.
Rzut rożny wykonywany przez Raula Meirelesa zakończył się uderzeniem piłki głową przez Martina Skrtela. Słowak dopadł do zablokowanej przez jednego z obrońców futbolówki i płaskim strzałem z ośmiu metrów pokonał Gomesa wprawiając fanów swojego klubu w euforię. Słowak osiągnął swój cel, gdyż w jednym z ostatnich wywiadów stwierdził, że chce być zagrożeniem pod bramką rywali, niczym Sotirios Kyrgiakos.
Gospodarze byli zszokowani stratą bramki i chwilę później mogli przegrywać już dwoma bramkami, jednak Maxi w sytuacji sam na sam po przepięknym podaniu od Torresa zamiast uderzać chciał okiwać bramkarza, co okazało się fatalne w skutkach.
Liverpool nie dawał za wygraną i chciał jeszcze raz ukąsić gospodarzy przed przerwą. Piękne prostopadłe podanie otrzymał Torres, którego jednak w pojedynku biegowym pokonał Sebastian Bassong.
Jedynym zmartwieniem Hodgsona po pierwszej połowie mogła być nieskuteczność jego podopiecznych, którzy mimo sporej przewagi na boisku nie zdołali wykorzystać swoich najlepszych sytuacji. Minutę po przerwie Bassong po raz kolejny powstrzymał Torresa fantastycznym, czystym wślizgiem.
Tottenham zaczął przeważać na murawie i Reina powinien być wdzięczny Meirelesowi, który wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Bale’a.
Po godzinie gry gospodarze otrzymali rzut wolny na 25. metrze, który rękoma zablokował David Ngog. Jednak Francuz, jak się wydawało, w momencie uderzenia miał ręce poza polem karnym, więc decyzja sędziego była kontrowersyjna.
Mimo wszystko, oliwa tym razem okazała się sprawiedliwa, gdyż Defoe fatalnie spudłował z 11. metrów i Liverpool wciąż miał przewagę.
To trochę stłumiło ataki Spurs, jednak nie na długo, gdyż w 65. minucie po rajdzie Modricia, piłkę do własnej bramki wpakował Martin Skrtel.
Liverpoolowi ciężko było pogodzić się z tym stanem rzeczy, a ich frustracja zwiększyła się 20 minut przed końcem meczu, kiedy arbiter nie podyktował rzutu karnego po staranowaniu Dirka Kuyta przez Assou-Ekotto.
Czas uciekał i obie drużyny desperacko poszukiwały zwycięskiego gola. Tuż przed końcem Raul Meireles potężnie kropnął z dystansu mając nadzieję na swojego pierwszego gola w barwach The Reds, jednak pomylił się o centymetry.
Liverpool musiał sobie radzić w doliczonym czasie gry bez kontuzjowanego Carraghera, którego zastąpił Kyrgiakos i gościom szło całkiem nieźle, dopóki spod opieki obrońców nie urwał się Lennon, który mocnym strzałem pokonał Reinę wprowadzając White Hart Lane w stan ekstazy.
Komentarze (0)