Rezerwowi muszą sobie radzić
Podróż Liverpoolu do Bukaresztu przypomina mi taką samą wyprawę z 1984 roku, kiedy jechaliśmy na stadion Dynama z zaliczką 1:0 z pierwszego meczu półfinału Pucharu Europy.
To było jak spacer prosto w paszczę lwa. Greame Souness złamał na Anfield szczękę jednemu z rywali i jego koledzy szykowali dla niego specjalne przywitanie.
Zdecydowanie nie byli przyjaźnie nastawieni, ale ich podejście było bardziej anty-Souness’owe niż anty-Liverpoolskie.
Graeme zagrał fantastyczne spotkanie wychodząc naprzeciw wyzwaniu i pomagając nam wygrać 2:1. Zapewniliśmy sobie tym samym pewny awans do wielkiego finału.
Stawka nie będzie dziś wieczorem tak wysoka, ale entuzjastyczny tłum kibiców Steauy na pewno nie będzie ułatwiał gościom zadania. Dobrze by było zapewnić sobie już dziś zwycięstwo w grupie i podejść do ostatniego meczu bez stresu.
Phil Thompson
Komentarze (0)