Analiza taktyczna meczu z Wolves
Kibice Liverpoolu, którzy z wytęsknieniem czekali na kolejny mecz swojej drużyny po dwutygodniowej przerwie w 90 minut zostali brutalnie sprowadzeni na ziemię. Wolverhampton, najsłabsza drużyna ligi, przyjechała na Anfield i zepchnęła do defensywy zespół, którego jeszcze nie tak dawno bały się największy kluby Europy.
Problem na skrzydłach
Roy Hodgson zaskoczył wielu wybierając taką a nie inną pierwszą jedenastkę. Ustawienie, które dało oczekiwane efekty w spotkaniach z Aston Villą i West Hamem zastosowane zostało również w meczu z Wilkami. Wszystko skomplikował jednak powrót Gerrarda, przez który na nie swoich pozycjach zagrać musieli Meireles i Kuyt:
4-2-2-2 z poprzednich, zwycięskich spotkań na Anfield zakładało jednak w ataku szeroką grę napastników i wejścia w drugie tempo ofensywnie nastawionych bocznych pomocników. Grając wąsko – jak przez większą część spotkania przeciwko Wilkom – sami strzelamy sobie w stopę. Większa liczba napastników (żółci) i wchodzących pomocników (niebiescy) na przedpolu bramki Wolves:
powodowała tylko zagęszczenie obrony a brak wsparcia w bocznych sektorach boiska zmuszał ofensywny kwartet Liverpoolu (w którym z uwagi na ustawienie nie było miejsca dla Stevena Gerrarda) do prostopadłych podań bądź strzałów, które były z łatwością blokowane. Podobnie zresztą grał Liverpool w drugiej połowie:
pierwszy raz decydując się na rozciągnięcie gry dopiero po stracie bramki. Zejście Torresa (niebieski) do linii bocznej momentalnie stworzyło przestrzeń dla Kuyta (czerwony) i dało możliwość rozegrania piłki. W ten sposób the Reds próbowali jednak konstruować akcje stanowczo za rzadko:
Problem w ataku
Początek meczu w wykonaniu podopiecznych Micka McCarthy'ego był dość chaotyczny, jednak dzięki wysokiemu pressingowi uniknęli zagrożenia pod bramką Hennesseya. Już od pierwszej minuty gracze Wolverhampton skutecznie uniemożliwiali Liverpoolowi rozegranie piłki przez środek. Mając niewielki wybór opcji Johnson (czerwony) zdecydował się na podanie do Meirelesa (niebieski):
Po otrzymaniu piłki Raul otoczony przez rywali mógł rozegrać akcję tylko do przodu, jednak na kilkunastu metrach wolnej przestrzeni między liniami obrony i pomocy Wilków nie było żadnego z napastników Liverpoolu:
Nie szukających gry i czekających na podanie między obrońcami przeciwnika Torresa i Ngoga szybko na ziemię sprowadził menadżer gości. McCarthy ustawił swoją linię obrony znacznie wyżej, czym zmusił napastników Liverpoolu do walki o piłkę w powietrzu:
a uważnie grający środkowi obrońcy Wilków (na zdjęciu Stearman (niebieski) przy Ngogu) bez problemu radzili sobie z grającymi cały czas w ten sam sposób atakującymi gospodarzy, wychodząc do nich wysoko i często podwajając krycie:
Problem w środku
Tego, że Steven Gerrard i Lucas Leiva przegrają walkę w środku pola z Milijasem i Huntem nie spodziewał się nikt. Kluczem do zyskania przewagi w tej strefie boiska była jednak pomoc ze strony napastników. Hodgson broniąc głęboko:
zostawiał Torresa i Ngoga zbyt daleko aby mogli pomóc w walce o piłkę. McCarthy z kolei po wysunięciu linii obrony zawęził odległości między poszczególnymi formacjami swojej drużyny. Jakiekolwiek próby skonstruowania ataku pozycyjnego przez zawodników Liverpoolu były blokowane przez wysoki pressing napastników na środkowych obrońcach, natomiast pomocnicy Liverpoolu, kiedy byli naciskani przez graczy Wolves (a byli za każdym razem, gdy cofali się po piłkę) wybierali opcję najprostszą – podania z powrotem do Reiny:
Problem w obronie
Nieporadność graczy z pola zmusiła z kolei hiszpańskiego bramkarza do bycia głównym rozgrywającym Liverpoolu w meczu z Wilkami. Taktyka obrana przez Liverpool na mecz z ostatnią drużyną ligi powinna zakładać całkowite zdominowanie przeciwnika. Do tego konieczna jest umiejętność konstruowania akcji od własnej bramki. Rok temu grając na Anfield z Wolves, Reina zagrywał piłkę daleko ledwie dwa razy (dół). W meczu środowym (góra) piłkę na połowę przeciwnika zmuszony był wykopywać razy 36.
Problem na ławce
Ustawiając zespół tak a nie inaczej, mając do dyspozycji Torresa i Gerrarda, Hodgson sam sobie wybił główne atuty. Kapitan grał zbyt cofnięty, żeby móc zagrozić bramce Wilków, natomiast Torres najlepszy jest w wykańczaniu akcji, nie rozgrywaniu jej szeroko i pracowaniu dla drużyny. Zasadnicza różnica między McCarthym a Hodgsonem w środowym spotkaniu polegała na tym, że trener Wolverhampton błyskawicznie reagował na to co się dzieje na boisku. Roy od pierwszej do ostatniej minuty meczu nie zmienił w sposobie gry drużyny absolutnie nic.
Komentarze (0)